Rozdział VII

11.8K 1K 316
                                    

Zajęcia dobiegły końca. Odetchnęłam z ulgą, bo na ostatniej lekcji mieliśmy historię, na której nostalgiczne i melancholijne opowieści pana Kluczki sprawiły, że zrobiłam się senna. Nie ja jedna. Niektórzy nawet się z tym nie kryli, kładąc się na ławkach jak na poduszkach.

Na koniec zajęć Kluczka wyświetlił cały szereg książek o prehistorii i choć interesowało mnie to równie mocno jak kolor skarpetek mojej babki, to postanowiłam wykorzystać ten pretekst, by w końcu zobaczyć szkolną bibliotekę.

Znajdowała się na najwyższym piętrze budynku. Z zewnątrz widziałam obejmujący ją szklany dach i byłam ciekawa jak wygląda od środka. Stanęłam przed czarnymi drzwiami, a gdy się rozsunęły, z wrażenia wstrzymałam oddech.

Podłogę pokrywał biały marmur, przetykany ciemnozielonymi żyłkami, które splatały się ze sobą jakby tworzyły jedną całość, a nie pocięte płyty. Masa barw krystalizująca się na podłodze i ścianach pochodziła z dachu, przeszklonego mozaiką kolorowych szkiełek. Niektóre z nich były zielone i czerwone, ale znaczną większość stanowiły te przezroczyste. Tak delikatne światła nadawały pomieszczeniu sakramentalny nastrój.

Gdy mój wzrok zarejestrował już każdy szczegół przepięknego sufitu spojrzałam przed siebie. Szklane, podświetlane regały ciągnęły się przez całą długość pomieszczenia. Było ich tak wiele, że nie mogłam dojrzeć przeciwległego końca.

Ten ogrom zbiorów wywołał błogi uśmiech na mojej twarzy. Nigdy nawet nie śniłam, by ujrzeć tak wiele książek w jednym miejscu. Dosłownie raj na ziemi. W domu miałam tylko jedną, małą półeczkę, którą udało mi się zapełnić z ogromnym trudem.

Było w tym miejscu coś niezmiernie kojącego. Cisza. Zupełnie jakbym nagle znalazła się w innym, o wiele bardziej urokliwym miejscu niż szkoła. Tutaj korytarze zawsze wypełniał gwar, a mimo to w bibliotece było spokojnie. Niesamowite.

Zamknęłam oczy i zachłannie wciągnęłam do płuc zapach, wypełniający to cudowne miejsce. Oprócz dominującej woni książek, poczułam chemiczny zapach cytryn, pochodzący zapewne ze środków czystości. Chciałam podejść bliżej, by jeszcze bardziej nacieszyć się tym miejscem, ale w połowie drogi zatrzymało mnie chrząkanie, a zaraz po nim głos:

– Zginiesz wśród półek, złotko. – Obróciłam się i ujrzałam pulchną panią za ladą z czarnego szkła. – Musisz wziąć to ze sobą. – Uśmiechnęła się i podała mi niewielkie urządzenie na wyciągniętej dłoni.

Podeszłam bliżej i przyjrzałam mu się. Nie widziałam wcześniej nic podobnego. Składało się z szybki, na której co jakiś czas migały napisy, i nausznicy.

– Co to takiego? – zapytałam, ostrożnie biorąc je do ręki.

– Mówimy na niego szukacz. – Zaśmiała się lekko. – Amerykanie wymyślili na niego bardziej skomplikowaną nazwę, wśród której są same cyferki i literki, ale nie kłopocz się tym i tak jej sobie nie przypomnę. – Uśmiechnęła się przepraszająco. – Widzisz, złotko, zakładasz to na ucho, a jak czegoś szukasz, to mówisz na głos, a na szkiełku pokaże ci się kierunek, w którym powinnaś się udać. Nic trudnego.

Z powątpiewaniem spojrzałam na urządzenie, ale przy pomocy bibliotekarki nałożyłam je na ucho i podyktowałam zadane przez Kluczkę tytuły. Na chwilę wszystkie napisy zniknęły, ekran zamigotał, a po chwili pojawiły się na nim strzałki, zawieszone nad ciągnącymi się w oddali regałami. Wymamrotałam krótkie podziękowania i ruszyłam w głąb labiryntu.

Z każdej strony docierał do mnie zapach książek. Przymknęłam oczy i na moment zajęłam się tylko i wyłącznie inhalacją. Jak to się stało, że te cuda zostały tak pominięte przez ludzkość na rzecz audiobooków? Przecież to nie to samo! Jednak moich uczuć prawdopodobnie nie zrozumie połowa globu. Otworzyłam oczy i z westchnieniem ruszyłam dalej.

Nieidealna ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz