Rozdział LVII

4.5K 522 149
                                    

Moich przyjaciół wpuszczono do mnie dwa dni później, gdy mój stan na tyle się poprawił, że mogłam spędzić kilka godzin bez notorycznego zasypiania w połowie zdania. Amanda wpadła jak burza, wyhamowała pół metra przed łóżkiem, pochyliła się i zaczęła z uwagą przyglądać mojej twarzy. W końcu cofnęła się i zapytała:

– Żyjesz?

– Jeśli nie jest to... jakby to nazwać... prototyp nieba, to tak.

Westchnęła.

– Ale zabawne...

Następnie wszedł Olek, który wyglądał na nieco speszonego całą tą sytuacją i chociaż nonszalancko włożył ręce do kieszeni, jego wzrok błądził po pomieszczeniu, jakby nie mógł się zdecydować, na co powinien spojrzeć najpierw. W końcu skupił się na mnie, a kąciki jego ust uniosły się do góry. Skinął głową, zupełnie jakby był szefem gratulującym pomyślnie przeprowadzonej transakcji. A może zadania?

Na końcu wszedł Wiktor, a jego spojrzenie od razu spoczęło na mnie i zamigotało wesoło. Miałam wrażenie, że całe otoczenie wycięto, wszystkie elementy pomieszczenia ściemniały, zniknęły i w obiektywie został tylko on. A ja się na niego gapiłam i szczerzyłam, jak ostatnie cielę. Tak, już rozumiałam, czemu moje serce przyspieszało na jego widok. Tak, zrozumiałam, że się w nim zakochałam. Tak po prostu. Czy to takie straszne? No nie! Dlatego miałam w nosie, co mają na ten temat do powiedzenia inni i miałam gdzieś, że rozbieżność naszych zdań i charakterów bywała nieznośna, bo co z tego? Wiedziałam, że chcę z nim być. Nie tylko wiedziałam... ja to czułam.

Olek chrząknął, zwracając na siebie moją uwagę, a Amanda prezentowała jedno ze swoich najbardziej spektakularnych przewróceń oczami.

– Dobrze wyglądasz – powiedział po chwili Olek. – Gorzej to sobie wyobrażałem.

Prychnęłam. Komplement godny mistrza, jednak nie mogłam wyglądać „dobrze". „Jako-tako" może, ale prędzej... hm... „kiepsko"? Nie tylko wężowa skóra, ale też wory pod oczami i upiorna bladość była widoczna na mojej twarzy (tak, już widziałam się w lustrze), włosy już dawno nawet nie wąchały szamponu, a piżama była tak pomięta, jakbym ktoś włączył tryb „plisy" w prasownicy. Tego nie dało się określić jako „dobrze", a jednak...

– Dobrze wyglądasz... naprawdę – potwierdziła Amanda, choć i jej nie uwierzyłam. – Martwiliśmy się o ciebie. Nigdy więcej nie możesz pakować się w takie tarapaty!

– Jasne – prychnęłam. – Następnym razem zapytam o zgodę, a dopiero potem wpakuję się w kłopoty, może być?

– Tak, to odpowiednia kolejność! – Amanda zaśmiała się, ale po chwili uśmiech na jej twarzy zbladł i zaczęła nerwowo skubać skrawek pościeli, markotniejąc. – Ale to mnie naprawdę przeraża, wiesz? Ta cała organizacja, serum, eksperymenty, a wszystko to działo się tuż obok... pod naszym nosem... i wszystko mogło skończyć się gorzej... dużo gorzej i to przerażające.

Zrobiło mi się jakoś chłodniej, ale starałam się o tym nie myśleć. To prawda, miałam wiele szczęście, najwyraźniej nie jestem największym pechowcem świata, ale to wszystko było już za mną.

– A jak się czujesz? Coś cię boli? – zapytał Wiktor i zmarszczył brwi, jakby obawiał się, że w tej kwestii skłamię.

Ni to kiwnęłam głową, ni to wzruszyłam ramionami.

– Niby dobrze, ale mam ochotę ciągle spać. Podobno organizm wciąż sobie radzi z tymi wszystkimi środkami, które zostały mi podane... ale za parę dni powinnam wrócić do siebie.

Choć zmarszczka na czole Wiktora nie wygładziła się, Amanda pokiwała głową usatysfakcjonowana.

– To dobrze. Bardzo dobrze – powiedziała, zamilkła na moment i spojrzała na Olka, jakby to jego chciała o coś zapytać. Otworzyła usta, zamknęła i znów otworzyła. – Ida... czy... czy to, co się tam działo... czy oni cię skrzywdzili? Olek próbował zdobyć jakieś informacje, ale nie wiemy wszystkiego. Serum... podobno to serum zostało ci podane... to prawda?

Nieidealna ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz