Moich przyjaciół wpuszczono do mnie dwa dni później, gdy mój stan na tyle się poprawił, że mogłam spędzić kilka godzin bez notorycznego zasypiania w połowie zdania. Amanda wpadła jak burza, wyhamowała pół metra przed łóżkiem, pochyliła się i zaczęła z uwagą przyglądać mojej twarzy. W końcu cofnęła się i zapytała:
– Żyjesz?
– Jeśli nie jest to... jakby to nazwać... prototyp nieba, to tak.
Westchnęła.
– Ale zabawne...
Następnie wszedł Olek, który wyglądał na nieco speszonego całą tą sytuacją i chociaż nonszalancko włożył ręce do kieszeni, jego wzrok błądził po pomieszczeniu, jakby nie mógł się zdecydować, na co powinien spojrzeć najpierw. W końcu skupił się na mnie, a kąciki jego ust uniosły się do góry. Skinął głową, zupełnie jakby był szefem gratulującym pomyślnie przeprowadzonej transakcji. A może zadania?
Na końcu wszedł Wiktor, a jego spojrzenie od razu spoczęło na mnie i zamigotało wesoło. Miałam wrażenie, że całe otoczenie wycięto, wszystkie elementy pomieszczenia ściemniały, zniknęły i w obiektywie został tylko on. A ja się na niego gapiłam i szczerzyłam, jak ostatnie cielę. Tak, już rozumiałam, czemu moje serce przyspieszało na jego widok. Tak, zrozumiałam, że się w nim zakochałam. Tak po prostu. Czy to takie straszne? No nie! Dlatego miałam w nosie, co mają na ten temat do powiedzenia inni i miałam gdzieś, że rozbieżność naszych zdań i charakterów bywała nieznośna, bo co z tego? Wiedziałam, że chcę z nim być. Nie tylko wiedziałam... ja to czułam.
Olek chrząknął, zwracając na siebie moją uwagę, a Amanda prezentowała jedno ze swoich najbardziej spektakularnych przewróceń oczami.
– Dobrze wyglądasz – powiedział po chwili Olek. – Gorzej to sobie wyobrażałem.
Prychnęłam. Komplement godny mistrza, jednak nie mogłam wyglądać „dobrze". „Jako-tako" może, ale prędzej... hm... „kiepsko"? Nie tylko wężowa skóra, ale też wory pod oczami i upiorna bladość była widoczna na mojej twarzy (tak, już widziałam się w lustrze), włosy już dawno nawet nie wąchały szamponu, a piżama była tak pomięta, jakbym ktoś włączył tryb „plisy" w prasownicy. Tego nie dało się określić jako „dobrze", a jednak...
– Dobrze wyglądasz... naprawdę – potwierdziła Amanda, choć i jej nie uwierzyłam. – Martwiliśmy się o ciebie. Nigdy więcej nie możesz pakować się w takie tarapaty!
– Jasne – prychnęłam. – Następnym razem zapytam o zgodę, a dopiero potem wpakuję się w kłopoty, może być?
– Tak, to odpowiednia kolejność! – Amanda zaśmiała się, ale po chwili uśmiech na jej twarzy zbladł i zaczęła nerwowo skubać skrawek pościeli, markotniejąc. – Ale to mnie naprawdę przeraża, wiesz? Ta cała organizacja, serum, eksperymenty, a wszystko to działo się tuż obok... pod naszym nosem... i wszystko mogło skończyć się gorzej... dużo gorzej i to przerażające.
Zrobiło mi się jakoś chłodniej, ale starałam się o tym nie myśleć. To prawda, miałam wiele szczęście, najwyraźniej nie jestem największym pechowcem świata, ale to wszystko było już za mną.
– A jak się czujesz? Coś cię boli? – zapytał Wiktor i zmarszczył brwi, jakby obawiał się, że w tej kwestii skłamię.
Ni to kiwnęłam głową, ni to wzruszyłam ramionami.
– Niby dobrze, ale mam ochotę ciągle spać. Podobno organizm wciąż sobie radzi z tymi wszystkimi środkami, które zostały mi podane... ale za parę dni powinnam wrócić do siebie.
Choć zmarszczka na czole Wiktora nie wygładziła się, Amanda pokiwała głową usatysfakcjonowana.
– To dobrze. Bardzo dobrze – powiedziała, zamilkła na moment i spojrzała na Olka, jakby to jego chciała o coś zapytać. Otworzyła usta, zamknęła i znów otworzyła. – Ida... czy... czy to, co się tam działo... czy oni cię skrzywdzili? Olek próbował zdobyć jakieś informacje, ale nie wiemy wszystkiego. Serum... podobno to serum zostało ci podane... to prawda?
CZYTASZ
Nieidealna ✔
Science FictionRok 2053 Wysoko rozwinięte badania genetyczne doprowadziły do powstania wielu odmian ludzi. Rodzice zapragnęli wybierać cechy własnych dzieci, mimo że nie wszystkie te eksperymenty kończyły się sukcesem. Takim nieudanym eksperymentem jest Ida. #1 w...