Do końca tygodnia nie rozmawiałam z Kacprem, mimo że byłam prawie całkowicie pewna, że jego historia jest prawdziwa. Obserwowałam go dyskretnie i widziałam w nim wszystko to, co odpowiadało jego przeszłości. Ten skrywany ból, cierpienie i izolację od reszty klasy. Jednak słowa Wiktora zasiały w moim sercu niepewność, dlatego czułam, że muszę trzymać się na razie od niego z daleka. Przynajmniej dopóki nie upewnię się co do własnych przypuszczeń.
Jednak miałam inny problem na głowie, bo Amanda nie odpuściła i mimo że przetestowałam wszystkie sposoby, by odwieźć ją od tego durnego pomysłu z zakupami, to się nie udało. Musiałam iść. Nie miałam drogi ucieczki.
Byłam przygotowana i czekałam aż po mnie przyjdzie. Z milczącą akceptacją własnej osoby stałam przed lustrem, sprawdzając, czy żadne znaki mojej odmienności nie są widoczne. Zastanawiałam się jak wymigam się od przymierzania ubrań i miałam pustkę w głowie. A żołądek ściskał mi się w pierwszych oznakach stresu.
Rozległo się pukanie i westchnęłam markotnie. Wzięłam kurtkę położoną na łóżku i otworzyłam drzwi.
– Gotowa? – Amanda jak zwykle uśmiechała się promiennie.
Co ona taka radosna? Gdy ja czuję się jakbym właśnie prowadzono mnie na ścięcie... Dziewczyna dostrzegła moją minę, bo zmartwiła się.
– Będzie fajnie – przekonywała mnie. – Jeszcze zobaczysz! Kurczę, Ida, ale z ciebie maruda, normalnie bardziej niż moja matka! No chodź, chodź! Pozwiedzamy trochę okolicę, rozejrzymy się co tu mają ciekawego i trochę się rozerwiemy.
Chcąc nie chcąc, podążyłam za nią, ale w ogóle nie czułam tej euforii, którą chciała mi przekazać. Pomimo mojego kiepskiego nastroju dzień wyjątkowo zapowiadał się pogodnie. Warstwa chmur okalających nieboskłon była cieńsza, a w niektórych miejscach przebijały się nawet wąziutkie snopki światła, które padały na ziemię jak nieme błogosławieństwa aniołów. Jak na pogodę, do której tu przywykłam, było to dość niezwykłe wydarzenie, więc wraz z Amandą nie byłyśmy osamotnione w wytaczaniu się z wygodnych pokojowych pieleszy.
Grupki, a gdzieniegdzie pojedyncze jednostki, kręciły się w tę i z powrotem po całej okolicy, wprowadzając gwar w przeważnie ciche podwórze. Bardzo radosny obrazek, ale ja nie chciałam do niego dołączać! Ale Amanda pozostała nieugięta.
Na jednaj ławce zobaczyłam nawet Rudnickiego i zrobiło mi się przykro, że siedzi tam sam, bez żadnego towarzystwa. W tej szaleńczej euforii pozostałych licealistów, którzy tu przebywali, wyglądał bardzo markotnie. Co prawda w dłoniach trzymał książkę i czasami wydawało się nawet, że ją czyta, ale książki nie są w stanie zastąpić ludzi.
Spojrzałam na Amandę i spróbowałam się uśmiechnąć. Bywała natarczywa i przesadnie tryskała energią, ale moje życie w tej szkole byłoby o wiele smutniejsze bez niej. Wiem to.
– No dobra, to którędy do miasta? – zapytałam, rozglądając się po drogach rozchodzących się od podjazdu.
Musiałyśmy niestety wybrać się na tę wyprawę pieszo, bo żaden środek transportu nie był nam przydzielony na weekendowe eskapady.
– Podejrzewam, że tam – wskazała na południe, po czym wzruszyła ramionami. – Jak nie trafimy, to kogoś zapytamy o drogę.
O nie. Nie lubiłam takich sytuacji, dlatego tylko pokręciłam głową i wyciągnęłam telefon.
– To lepiej od razu włączę GPSa – mruknęłam.
Amanda spojrzała na mnie zdumiona, a po chwili w jej niebieskich oczach znów pojawił się uśmiech.
CZYTASZ
Nieidealna ✔
Science FictionRok 2053 Wysoko rozwinięte badania genetyczne doprowadziły do powstania wielu odmian ludzi. Rodzice zapragnęli wybierać cechy własnych dzieci, mimo że nie wszystkie te eksperymenty kończyły się sukcesem. Takim nieudanym eksperymentem jest Ida. #1 w...