Rozdział XX

6.4K 713 305
                                    

Na drzwiach szafy powieszono ciemnozieloną sukienkę z długimi rękawami, którą wybrała mi matka. Wiedziała, że nie chodzę w takich ubraniach, ale to jej nie przeszkadzało. Obok wisiały czarne rajstopy, a pod nimi stały równo ułożone szpilki. Ten widok jeszcze bardziej mnie zezłościł. Mimo że ukrywanie oznak mojej inności przez szesnaście lat było dla mnie czymś naturalnym, tym razem mnie to naprawdę wkurzyło.

Bez namysłu cisnęłam rajstopy do szafy, trzasnęłam drzwiami i spojrzałam ostro na sukienkę, zupełnie jakby to ona była wszystkiemu winna. Przejechałam niechętnym wzrokiem po misternych koronkach i zdałam sobie sprawę, że taki majstersztyk musiał kosztować krocie, ale nie miałam przez to większych oporów. Chwyciłam ją, podeszłam do biurka i wyciągnęłam nożyczki. Czując się jak mistrz na miejscu zbrodni, zaczęłam odcinać kawałki materiału, wyobrażając sobie miny rodziców i babki, gdy mnie zobaczą.

Aż sama zaczęłam się sobie dziwić, że znosiłam to tak długo, że pozwalałam sobą tak pomiatać! Może w głębi duszy wierzyłam, że im na mnie zależy... wierzyłam, że podporządkowując się ich woli jakoś ich do siebie przekonam. Miałam nadzieję, że spełniając ich polecenia, stanę się córką, o której zawsze marzyli.

Gówno prawda!

Tych serc z kamienia nie da się skruszyć! Jeśli oni nie akceptują mnie taką jaka jestem, to nie zaakceptują mnie nigdy. Nigdy! Bo ja nigdy nie będę normalną dziewczyną, w tej skali normalności, którą oni posiadali.

W końcu zadowolona uniosłam kieckę do góry i spojrzałam na swoje dzieło. Idealnie! Rękawów już nie było, a dekolt nieznacznie się powiększył, na tyle, by objąć moją plamę wężowej skóry pod obojczykiem. Ten akt wandalizmu sprawił, że złość krążąca w moich żyłach zamieniła się w chłodną stal, gotową do podjęcia walki.

Rozkojarzona spojrzałam na zegarek i zorientowałam się, że została mi tylko godzina do planowanego obiadu. Poszłam do łazienki zmyć makijaż i z zimną satysfakcją wpatrywałam się w wężową skórę na mojej twarzy. Skoro ta jędza uważa mnie za monstrum, to nie będę ją od tego odwodzić. Zobaczy to, co chce widzieć!

Wyciągnęłam soczewki, a źrenice zmieniły mi się w wąskie szparki. Uśmiechnęłam się. Brakowało mi tylko ostrych zębów, by wyglądać jak iście diabelskie nasienie. Chciałam żeby tym razem mi się dokładnie przyjrzeli. Żeby dokładnie zobaczyli jak wygląda ten potwór, którego niechętnie wychowali i niechętnie wciąż trzymają pod dachem. Odetchnęłam głęboko, ubrałam się w sukienkę i stanęłam przed lustrem.

Patrzyłam na osobę, która od tak dawna siedziała we mnie. Mogłam ją obejrzeć w całej okazałości. Bez zbędnego kamuflażu, bez zbędnych warstw materiału. I ona, i ja czekałyśmy na ten moment od dawna, na moment, gdy będziemy gotowe wyjść z ukrycia.

Odgarnęłam do tyłu kasztanowe włosy i spojrzałam na siebie chłodno. Zieleń pokryła moje ciało jak druga skóra, a tam, gdzie byłam odsłonięta, wężowe łuski uwidaczniały się na moim ciele. Wyglądałam jak wojowniczka gotowa do walki. Wyglądałam jak wąż, gotowy do ataku.

Tak!

Byłam gotowa.

– To będzie ciekawe starcie – szepnęłam. Ale nie czułam strachu. Już miałam dość. Po prostu. Wyczerpałam swój limit.

Zegarek wskazywał za trzy dwunastą. Więc jeszcze raz odetchnęłam głęboko i wyszłam. Po drodze nie spotkałam nikogo ze służby, bo ta uwijała się w innej części domu, przygotowując go do bankietu.

Zatrzymałam się dopiero przed drzwiami do jadalni. Napadły mnie wątpliwości, czy aby na pewno postępuję słusznie, czy wkurzanie babki i moich rodziców to dobry pomysł? Jednak z całą pewnością zdawałam sobie sprawę, że to pomysł beznadziejny, a mimo to chciałam go zrealizować.

Nieidealna ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz