Starczewski. Piotr Starczewski. Doktor Piotr Starczewski.
To nazwisko odbijało się w mojej głowę i wybrzmiewało echem przez kolejne dni mojego życia. Obawiałam się, że już mi tak zostanie, dlatego musiałam coś z tym zrobić. Przeszukałam informację o klinice, w której powstałam, ale niestety ta już nie istniała, a wszelkie znaki świadczące o jej powiązaniach z projektem Inshi zostały usunięte. Zdążyłam też wyszukać informacji o doktorze i nawet znalazłam klinikę, w której obecnie przyjmuje, choć nie byłam pewna czy to on.
Znalazłam kilku lekarzy o tym samym imieniu i nazwisku, jednak wykluczyłam ich ze względu na specjalizację i wiek. Ten jeden jako specjalizację miał wpisaną genetykę, ale wciąż istniało ryzyko, że nie jest tym właściwym. W gruncie rzeczy nic na jego temat nie wiedziałam. Nie miałam nic prócz imienia, nazwiska i informacji, że pracował kiedyś w Krakowie. Nie wiedziałam nawet, czy wciąż żyje.
Jednak chciałam go odnaleźć. Musiałam go odnaleźć! Zrozumieć powód. Zrozumieć pobudki, które nim kierowały. Dlatego, jak tonący brzytwy się chwyta, tak i ja chwyciłam się nadziei, że to może być właśnie ten właściwy Piotr Starczewski. Miałam tylko kilka problemów natury technicznej, a mianowicie: transport i alarmującą bransoletę.
Nie wiedziałam ile potrwa podróż. Internet oferował mi trasy, które zajmowały cztery godzin drogi samochodem, ale... ale ja samochodu nie miałam, a moje doświadczenia w zakresie przemieszczania się transportem publicznym równały się zeru. Do tego na samą myśl o gnieceniu się na niewielkiej przestrzeni, z ograniczonym dopływem powietrza i tłumem otaczających mnie ludzi... o nie, nie! Mój żołądek zaczął przechodzić fazy wstrząsowe na samo to wyobrażenie!
Samolot odpadał z tych samych powodów, jak i z potrzeby nie wzbudzania podejrzeń rodziców, z których konta ubyłoby zbyt wiele pieniędzy. W końcu nie wiedziałam, czy wiedza, którą posiadłam była mi zabroniona czy nie. Jak i nie wiedziałam, czy ten pomysł spodoba się rządowi, któremu na pewno przekażą moją prośbę o podróż. No właśnie. Musiałam poprosić o ich łaskawą zgodę, a niespecjalnie miałam na to ochotę.
– Co z tobą?
Nade mną stał Wiktor i patrzył jakbym znów go w jakiś sposób wkurzyła. Choć tym razem absolutnie nic złego nie zrobiłam. Spojrzałam na niego półprzytomnie i zamrugałam kilka razy, by dojść do siebie. Ostatnio zbyt często odpływałam myślami.
– A co ma być?
– Przez całe zajęcia jesteś rozkojarzona, a teraz siedzisz tak i na przemian rozwijasz i zwijasz bandaże.
Spojrzałam na dłonie i przekonałam się, że mówi prawdę. Nie zdawałam sobie z tego sprawy! Mój bandaż na dłoni był już tak poszarpany, że się strzępił, a miejscami niemal przedzierał. To cud, że nie próbowałam odwijać tego na przedramieniu! Zawinęłam go pośpiesznie i zawiązałam na ciasny węzeł końcowe nitki.
– Po prostu myślę – odparłam ciszej.
– To ci nie służy.
Zgromiłam go wzrokiem, ale nie zareagował. Dupek! Jednak nie chciałam po raz kolejny przepychać się z nim słowami, więc odpuściłam. Byliśmy po zajęciach ze sztuk walki i nagle zdałam sobie sprawę, że już prawie wszyscy opuścili szatnię. Ostatnie osoby znikały już za drzwiami.
Wiktor najwyraźniej znudził się moim towarzystwem, bo chwycił torbę i również skierował do wyjścia.
– Poczekaj – powiedziałam.
Obejrzał się na mnie zaskoczony. Chwilę stał w drzwiach, aż w końcu wrócił i usiadł naprzeciw mnie.
– O co chodzi?
CZYTASZ
Nieidealna ✔
Science FictionRok 2053 Wysoko rozwinięte badania genetyczne doprowadziły do powstania wielu odmian ludzi. Rodzice zapragnęli wybierać cechy własnych dzieci, mimo że nie wszystkie te eksperymenty kończyły się sukcesem. Takim nieudanym eksperymentem jest Ida. #1 w...