Korytarze ciągnęły się w nieskończoność, zwijając się, skręcając i rozwidlając tak, że w pewnym momencie całkowicie straciłam orientację. Choć wcześniej też nie miałam jej zbyt wiele. Odkąd tu trafiłam, nie miałam pojęcia, gdzie jestem ani gdzie jest cholerne wyjście. Brak okien, nadmiar kamer i laserów wycelowanych prosto we mnie, w niczym tu nie pomagał. Z każdym krokiem dusiłam się coraz bardziej i nie mogłam tego zrzucić na karb wentylacji, to miejsce samo w sobie mnie przytłaczało.
Przyglądałam się Adzie, która od dłuższego czasu nie odezwała się ani słowem, prowadząc mnie i nie oglądała się, jakby w ogóle się nie martwiła, czy idę za nią. Najwyraźniej moje ciche skrzypienia kroków jej wystarczały. A lasery były dla mnie wystarczającą motywacją, by nie zbaczać z drogi. Choć nie powiem, żeby mnie nie kusiło, ale strach był silniejszy. I choć pierwszy raz widziałam takie urządzenia na żywo, pokazywane na filmach cięcia metalu wystarczały, by wyobrazić sobie, co potrafią zrobić z czymś miększym. Jak ludzkie ciało.
Lekarka szła wyprostowana, a jej włosy podrygiwały sprężyście i choć ja nie znajdowałam żadnego charakterystycznego miejsca wśród tej bieli, to ta ani na moment się nie zatrzymała. I w tym momencie słowo „zaprogramowana" zagrała mi na dnie umysłu. Lodowaty dreszcz przebiegł mi po plecach, gdy zrozumiałam, że i ja mogę taka zostać.
– To tutaj. – Ada gwałtownie odwróciła się w moją stronę i wskazała na drzwi.
Nie wyróżniały się niczym szczególnym, poza tym, że również posiadały czytnik linii papilarnych, jak te w miejscu, w którym się ocknęłam. Kamerę, albo coś do niej podobnego, umieszczono na wysokości oczu i lekarka zatrzymała się tuż przed nią.
– Przyprowadziłam ją.
Rozległ się cichy pisk i zassanie powietrza, jakby w środku panowała próżnia, a następnie drzwi otworzyły się.
Już w tym momencie ledwo powstrzymywałam drżenie, a gdy lekarka popchnęła mnie do przodu, niemal się potknęłam, przestępując próg.
Pierwszym, co przykuło moją uwagę, był szereg wyświetlaczy, elektroniki, kabli ciągnących się po ziemi i dziwne krzesło podłączone do tych urządzeń, przechylone do tyłu jak u dentysty, z wielką kopułą zamontowaną nad głową. Przy krześle kręcił się mężczyzna, przekładając jakieś fiolki, a szeregi liczb odbijały się w jego okularach. Wyglądał poczciwie. Naprawdę poczciwie i w pierwszym momencie poczułam ulgę, że to on jest tym całym prezesem. Nie wygląda tak strasznie... ale czy wygląd o czymś świadczy? Był siwy, skulony i jakby zmęczony pracą, a jego oczy wydawały się odległe i zamyślone.
Wtedy Ada szarpnęła mnie za ramię i pociągnęła w prawo, do wnęki pomieszczenia, w całości otoczoną piętrami elektronicznych urządzeń. Przy nich siedział mężczyzna, odwrócony do nas tyłem, ale gdy lekarka chrząknęła znacząco, obrócił się.
Zamarłam, gdy spojrzałam w znajomą twarz.
Wyglądał inaczej. Twarz wydawała się skamieniała, wyciosana w bezdusznym marmurze i nieruchoma. Nawet jeden mięsień się nie poruszył, a zastygły grymas wyrażał ni to zaciekawienie, ni to złość... chłodną ocenę nowego elementu w pomieszczeniu. Nowego mebla. Rzeczy, nie człowieka. Spojrzenie przeszywało na wskroś i paraliżowało. Dusiło mnie. Takiego go nie znałam. I dopiero po chwili zrozumiałam, że zaczęłam się trząść. Zarówno ze strachu jak i złości. Bo nigdy bym nie pomyślała, że tym prezesem jest trener. Jakub Wilczyński. Zacisnęłam dłonie, chcąc opanować drżenie, a on dostrzegł to i jego brwi podjechały do góry.
– Czyli w końcu zagadka zostanie rozwiązana? – Wstał i zaczął krążyć wokół mnie, jak sęp krążący nad ofiarą i wbijając we mnie równie bezwzględne spojrzenie.
CZYTASZ
Nieidealna ✔
Science FictionRok 2053 Wysoko rozwinięte badania genetyczne doprowadziły do powstania wielu odmian ludzi. Rodzice zapragnęli wybierać cechy własnych dzieci, mimo że nie wszystkie te eksperymenty kończyły się sukcesem. Takim nieudanym eksperymentem jest Ida. #1 w...