Rozdział XIII

8.3K 841 390
                                    


Deszcz powoli ustawał. Stukanie w szybę zaczęło przycichać, a ja zaczęłam zastanawiać się czy gdy całkowicie ustanie, to w tym pomieszczeniu zapanuje kompletna cisza. Kacper oparł się o jedną z ławek i stał tak, ze spuszczoną głową jak winny w trakcie odczytywania wyroku. Jednak ja nie chciałam być jego sędzią. Nie chciałam, bo nie tylko złe czyny świadczą o człowieku, nie tylko wyrządzone przez niego krzywdy mówią o tym, kim jest naprawdę. W głębi serca wiedziałam, że to zwykły człowiek za bardzo skrzywdzony w dzieciństwie... zupełnie tak samo jak ja.

– Nie powiesz nikomu kim jestem? – zapytałam.

Drgnął, gdy zadałam to pytanie, zupełnie jakby całkowicie zapomniał o mojej obecności.

– Nie, nie powiem.

– To dobrze. – Miało to brzmieć jak namiastka rozejmu, ale zamiast tego zabrzmiało jak ostrzeżenie.

Winny jakoś specjalnie się tym nie przejął. Pokiwał głową, a kędziorki przysłoniły mu oczy.

– Wiesz... – zaczął – nie od zawsze taki był.

Spojrzałam na niego smutno.

– Chyba nikt nie rodzi się zły – powiedziałam.

– Wiem – przytaknął – ale niektórym wyrządzanie krzywdy sprawia przyjemność. A on taki nie był. Może byłem tylko małym idiotą i może moje wspomnienia z tego okresu nie są wyraźne, ale jednak pamiętam jak razem bawiliśmy się w jego pokoju. Miał takie żołnierzyki, którymi nikomu nie pozwalał się wtedy bawić... nikomu... tylko mnie.

Wyraźnie posmutniał, a ja zaczęłam się zastanawiać czy można kogoś kochać i nienawidzić jednocześnie. Kacper wyraźnie tęsknił za starym obrazem brata, za to nienawidził tę jego drugą stronę. Westchnęłam i podeszłam do krzesła, by na nim usiąść. Zapowiadała się dłuższa spowiedź. Odsunęłam je odrobinę i siadłam, spoglądając na niego od dołu.

– Więc co się stało? – zapytałam.

Wzruszył ramionami, a na jego bladej twarzy pojawił się wyraz bezradności.

– Nie wiem... nie mam pojęcia... Nawet nie jestem do końca pewien kiedy to się zaczęło. Wiesz... byłem jeszcze mały, miałem może pięć lat, może sześć lat, gdy Sebastian zaczął się izolować i zamykać w swoim pokoju.

Kiwnęłam głową. Starałam się wygrzebać coś z własnych wspomnień z tak wczesnego okresu, ale okazało się, że i ja miałam tylko strzępy.

– Później pamiętam już tylko agresję. Rodzice rzadko byli w domu. Pracowali. A gdy ich nie było... przychodził do mojego pokoju... wiązał mnie i mimo że płakałem, wyrywałem się i błagałem go o litość, to zawsze... zawsze...

Głos uwiązł mu w gardle. Odetchnął głębiej, a na jego twarzy odmalował się bolesny grymas. W jego oczach pojawiła się panika, która musiało towarzyszyć mu przez całe dzieciństwo. Jak bardzo bezradne musiało być dziecko, w obliczu takiej bezwzględności... takiego okrucieństwa i to od własnego brata? Czasem zastanawiałam się jak bardzo ten świat musi zgnić, by ktoś zauważył chorobę trawiącą go od środka. Nienawiść. Czystą, wzajemną nienawiść.

– ... mnie bił – skończył, ale nie przyszło mu to łatwo. – Póki nie zemdlałem. Później leczył moje rany, a gdy rodzice wracali nic nie było już widać. To trwało trzy lata, póki nie poszedłem do szkoły z internatem. Dwa razy powiedziałem rodzicom o wszystkim, ale nie uwierzyli mi, a gdy on się o tym dowiedział... to...

Jego twarz przeciął grymas cierpienia, a ja widziałam jak drży i słowa przychodzą mu z trudem. Nie chciałam sobie nawet wyobrażać co wtedy musiało się dziać. Wiedziałam już i tak zbyt wiele, by czuć się parszywie. Wystarczająco, by czuć złość na samą siebie, że mogłam kiedyś narzekać na własny los.

Nieidealna ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz