jeden z ważniejszych rozdziałów, zapraszam:)
- Zaraz wracamy. - Calum złapał mnie za ręke i odszedł w kierunku samochodu.
Kiedy byliśmy na wystarczającej odległości od reszty, chłopak zatrzymał się wlepiając wzrok w ziemie.
- To może Ci to pokażę. - biorąc do ręki telefon, kliknęłam w ikonkę wiadomości. Nieznany. - podałam mu telefon.
Brunet oparł się o maskę samochodu przyglądając się komórce.
- Kurwa. - syknął.
Spojrzałam na niego niezrozumiale.
- Wiesz kto to, prawda? - zapytałam.
- I tak, i nie. Ale nie przejmuj się tym. Poproszę Ashtona, żeby zablokował numer. - oddał mi urządzenie.
- Tylko tyle? - przymrużyłam oczy.
- Tak. - uśmiechnął się sztucznie. Chodź. - ruszył w kierunku ogniska.
Oh, miło, że się przejąłeś.
No tak, bo co z tego, że wypisuje do mnie jakiś nieznany numer i o Ciebie wypytuje?
Przecież to normalne. - skarciłam się w myślach.
Jeszcze wrócę do tego tematuUsiadłszy na poprzednim miejscu, chwyciłam w dłoń butelkę soku.
- To co? Gramy? - zapytała Rose poruszając znacząco brwiami.
- Rose... proszę Cie. - mruknął Luke.
- Nie marudź Hemmings. - dźgnęła blondyna palcem w żebra.
Mój telefon po raz kolejny dzisiaj dał znać o przychodącej wiadomości.Mama: Sophie dzisiaj kolacja z Brianem, pamiętasz?
No tak.. kompletnie zapomniałam, że przełożyli to na dzisiaj.
Me: uh, niedługo będe
- Słuchajcie.. - powiedziałam nieco głośniej. Muszę wracać.
- Dlaczego? - zapytał czerwonowłosy.
- Um, dzisiaj przychodzi do nas na kolację Brian.
- I tak miałem jechać już do domu, więc Cie podrzucę. - Luke wstał otrzepując spodnie.
- Szkoda. To do zobaczenia kwiatuszku! - krzyknął Calum.Pożegnaliśmy się z wszystkimi i ruszyliśmy w stronę samochodu.
Zajęłam miejsce z przodu i oparłam się o siedzenie wzdychając.
- Aż tak źle? - zapytał.
- Nie chcę tej kolacji. - odparłam.
- Kim jest Brian?
- "Przyjaciel" mamy. - podkreśliłam pierwszy wyraz.
- Nie lubicie się?
- Jakoś nie przypadł mi do gustu.
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy.
Luke jechał spokojniej niż zwykle, chwilami próbował coś powiedzieć, ale po pewnym czasie rezygnował.
Wcisnęłam jeden z przycisków samochodowego radia i oparłam łokieć o rączki fotela.
- Luke? - mruknęłam ledwosłyszalnie.
- Hm?
- Czy.. czy mógłbyś mi dzisiaj towarzyszyć na tej kolacji? - zapytałam niepewnie.
- Jasne, że mógłbym.- odpowiedział unosząc kąciki ust.
Nie pomyślałam, że się zgodzi. Ostatnio bywało między nami różnie.
Ciesze sie, przynajmniej ktoś podtrzyma mnie psychicznie.- Jestem! - krzyknęłam na cały dom.
Momentalnie w korytarzu zjawiła się bardzo ładnie ubrana rodzicielka.
- Myślałam, że nie zdąży... cie. - posłała nam szeroki uśmiech.
- Dobry wieczór. - Luke podszedł do mamy i ucałował jej dłoń.
Hemmings, Ty dżentelmenie!
- Mamo, to Luke, mój kolega. - posłałam jej nieśmiały uśmiech.
- Cześć Luke, zapraszam. - wskazała dłonią wejście do salonu. Brian powinien zaraz się zjawić.Pomogliśmy porozkładać na stole w jadalni wszystkie przyrządzone potrawy, po czym przy nim zasiedliśmy.
Kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi, mama poszła przywitać.. najważniejszego gościa dzisiejszego wieczoru. Wyczujcie ten sarkazm.
- Przyszykuj się na miliony pytań.. - ostrzegłam Luke'a.*LUKE POV*
Chwilę później w jadalni zjawił się średniego wzrostu mężczyzna. Był dosyć elegancko ubrany, miał zaczesaną na dwa boki grzywkę i niewielki zarost.
Wyglądał w miarę przyjaźnie, ale nie oceniajmy książki po okładce.
- Sophie przyprowadziła na kolację kolegę, więc będzie nas czworo. - powiedziała z uśmiechem Pani Hastings.
- Dzień dobry. - rzekomy Brian przywitał się z naszą dwójką.- Więc Sophie, skąd się znacie? - zapytał mężczyzna popijając sok.
- Uczymy się razem. - odpowiedziałem pewnie.
Soph była strasznie spięta, widać, że za nim nie przepadała.
W sumie się nie dziwie, podobno był jednym z powodów ich zmiany miejsca zamieszkania, dlatego postanowiłem ją w pewnych kwestiach wyręczyć, na co posłała mi krótkie, dziękujące spojrzenie i powróciła do spożywania posiłku.
- Przyjaźnicie się? - dopytała Pani Hastings.
Trudno mi było na to odpowiedzieć, bo nie wiedziałem jakiej spodziewać się reakcji ze strony dziewczyny.
- Tak. - odparła niepewnie.Przez resztę czasu rozmawialiśmy głównie o Sydney lub szkole.
Powiem szczerze, mam takie samo zdanie o tym całym Brianie jak Sophie. Przez calutki czas wlepiał wzrok w jej ciało i miałem ochote mu coś zrobić, bo wiedziałem jak mogło to być krępujące.
Przysięgam, jeżeli przystawi do niej łapska, to je straci.Zauważając, że prawie każdy miał już pusty talerz, postanowiłem jak najszybciej zabrać dziewczynę z tego miejsca.
- Chodźmy. - powiedziałem ledwo słyszalnie. Szatynka kiwnęła głową i wstała od stołu.
- Będziemy u mnie w pokoju. - odparła.*SOPHIE POV*
Otworzyłam drzwi mojego pokoju wpuszczając najpierw Luke'a, po czym cicho je zamknęłam.
Mam dosyć tego wieczoru, pieprzonego zboczeńca i zaślepionej matki.
Usiadłam na łóżku przyciskając kolana do klatki piersiowej.
Blondyn usiadł naprzeciwko mnie.
- Dziękuje, że zgodziłeś się na tą popieprzoną kolacje. Gdyby nie Ty, prawdopodobnie w połowie wybiegłabym z tego domu.
Spojrzał na mnie ze smutkiem.
- Cholernie mi przykro Soph. Gdybym wiedział, że jego zachowanie jest głównym powodem Twojej odrazy, nie przywiózłbym Cie tutaj.
- Tak jest za każdym razem, wiesz? A najgorsze jest to, że matka jest tak nim zaślepiona, że nawet gdybym jej o tym powiedziała... - szatynka schowała twarz w dłoniach. Uznałaby to za kłamstwo.
- Czy On posunął sie do czegoś ....- nie zdążyłem dokończyć.
- Nie, jeszcze nie. Ale do tego dąży. I któregoś dnia..to...sie zdarzy. Nie mam już siły, Luke. Niby wszystko jest super, szczęśliwa dziewczyna bez żadnych problemów. - podniosła głowę i spojrzała mi w oczy. A jednak, moja psychika z dnia na dzień jest coraz słabsza.- dodała.no więc w końcu wyjaśniona sprawa Brian'a
mam wrażenie, że ten rozdział jest bardzo ważny, ale też jeden z najgorzej napisanych
CZYTASZ
Unpredictable || LH ✔ (zatrzymane na zawsze)
Fiksi PenggemarNowa szkoła, nowi znajomi, nowe przeżycia i nowe doświadczenia. Czy się boję? Czy poznam właściwe osoby? Ta przeprowadzka mnie zmieni. Zmieni wszystko. Zmieni przedewszystkim mnie. Od najmniejszych aspektów mojej osoby, po największe i najważniejsze...