~1~

3.5K 201 34
                                    

  - Co ci jest, Alice?

  Uniosłam wzrok do góry, chcąc spojrzeć mojej młodszej o dwa lata siostrze w oczy. Czyściłam akurat fugi w naszej niewielkiej kuchni i naprawdę nie miałam głowy do tego, by zwierzać się jej ze swoich kłopotów. Claire jednak patrzyła na mnie wyczekująco, tupiąc lekko nogę w typowym dla siebie geście i co jakiś czas odgarniając ze swojej twarzy zbłąkany kosmyk swoich czarnych, falowanych włosów. Nie wyglądała na zadowoloną.

  Westchnęłam i wrzuciłam szczotkę, którą czyściłam szczeliny między kafelkami w kuchni, do wiadra plastikowego wiadra, które niedawno zakupiłam na Jasnym Rynku po promocyjnej cenie, a następnie wyprostowałam się i spojrzałam na nią z dołu, czekając, aż wyjaśni mi, o co dokładnie jej chodziło.

  Claire wydęła wargi.

  - Widzę, że coś się dzieje, nie jestem głupia, okej? Od kilku dni nie robisz nic innego, tylko sprzątasz dom, jakby zbliżały się jakieś święta, choć obie doskonale wiemy, że jeszcze do nich daleko. Co więc się dzieje?

  Zmarszczyłam brwi. Claire była spostrzegawcza, to fakt, ale nie miałam zamiaru opowiadać jej o rzeczach, o których nie miała pojęcia. Nie powinnam nimi martwić ani jej, ani reszty mojego rodzeństwa.

  - Nie mogę po prostu wysprzątać domu? - zapytałam, niby zaskoczona jej dociekliwością. - Był syf, więc go sprzątam. To takie dziwne?

  - Gdyby nic się nie działo, poleciałabyś teraz po jakieś zlecenie, a nie siedziała w domu jak kura domowa.

  Posłałam jej ostrzegawcze spojrzenie.

  - Nie odzyskałam jeszcze wszystkich sił.

  - Tak, jasne, jasne. Nie pierdol.

  - Claire, słownictwo - mruknęłam groźnym tonem, który na nastolatce jak zawsze nie zrobił najmniejszego wrażenia. Ugh, już nawet nie wiedziałam, jak mam z nią rozmawiać, by zrozumiała, że ze mną jest wszystko w porządku, a ona nie musi wypowiadać tylu przekleństw, gdy w okolicy kręciły się dzieciaki. - A teraz z łaski swojej wyjdź z kuchni i daj mi dokończyć to, co zaczęłam.

  - Pracę w Nowym Jorku też miałaś dokończyć, ale zwiałaś stamtąd jak skończony tchórz - rzuciła z jadem w głowie i wyszła z kuchni, zostawiając mnie na pastwę wściekłości.

  Minęły już ponad dwa tygodnie, od kiedy wróciłam do domu z Nowego Jorku, ale nadal nie mogłam się pozbierać po tym, co się tam wydarzyło, czego się dowiedziałam. Nie potrafiłam poradzić sobie z brutalną prawdą, mimo że Dean naprawdę starał się pomóc mi i jakoś mnie z tego wyrwać. Nic to jednak nie dawało, zaczęłam wpadać w jakąś cholerną paranoję, nic mi nie wychodziło, a moje samopoczucie stawało się coraz gorsze. Opieka nad dzieciakami była dla mnie teraz o wiele trudniejsza ze świadomością, że tu, w Nocte Mundi, w naszym otoczeniu znajdował się ktoś, kto nas szpiegował. Chodziłam wiecznie przerażona, wkurzona i zmęczona tym, co się wokół mnie działo.

  Martwiłam się jak jeszcze nigdy wcześniej.

  Przez ostatnie dni przeszukiwałam stare rzeczy mamy, które niedawno Dean wyniósł na poddasze w naszym domu z pokoju, który zajmowali kiedyś rodzice. Starałam się znaleźć cokolwiek, co podpowiedziałoby mi, jaki związek z Mauvisem Drake'em, wielkim czarownikiem, który chciał zmieść ludzkość z powierzchni ziemi za pomocą Nieumarłych, ma Thalia Connor, moja rodzicielka. Grzebałam w jej dawnych korespondencjach, w jej pamiątkach po rodzicach, trofeach, które otrzymała za bycie świetną Żniwiarką, dokumentach, które podpisywała, gdy jeszcze była Konsulem Żniwiarzy. Nic jednak tam nie było. Nie widziałam nigdzie jej listów, które wymieniała z rodzicami lub rodzeństwem. Nie było też nigdzie tych miłosnych liścików, które przesyłał jej kiedyś tata, a przynajmniej ona tak twierdziła. Coś mi tu nie grało.

Pieśń ŚmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz