Rano do mojego pokoju wbiegła zaaferowana Tibby, która chyba tej nocy kilka razy spadła z łóżka, bo miała na czole dość spory, czerwony ślad po lekkim uderzeniu. Wleciała do mojego azylu, trzaskając drzwiami, czym wybudziła mnie i rozłożoną na łóżku Ilizę, która ściskała w swoich małych rączkach swój kocyk, Pana George'a. Uniosłam się lekko na łokciu i spojrzałam na dwunastolatkę, która mierzyła mnie i Ilizę zdziwionym spojrzeniem.
Tibby poprawiła swój kucyk, w którym spała - nie potrafiła spać z rozpuszczonymi włosami, jak reszta dziewczyn w naszej rodzinie - i skrzyżowała ramiona na piersi, jak rodzic, który właśnie złapał swoje dziecko na robieniu jakiegoś kawału.
- Illy tu spała? - zapytała dziwnym tonem.
Westchnęłam głośno i usiadłam na łóżku. Iliza otworzyła oczy, a gdy ujrzała przed sobą swoją starszą siostrę, natychmiast je zamknęła, jakby chciała udawać, że wcale się nie obudziła. Widocznie chciała dziś uniknąć konfrontacji z Thabitią, tak samo jak ja chciałam wymigać się od kolejnej dyskusji na temat tego, czemu nie pozwalam dziewczynkom spać ze sobą w łóżku. Przez chwilę miałam ochotę zrobić to, co dziewięciolatka, ale zrezygnowałam, gdy przypomniał mi się wyraz twarzy Tibby, gdy tu wbiegała.
Wzruszyłam ramionami.
- Tak, miała koszmary, więc jej pozwoliłam - nagięłam nieco prawdę. Leżąca obok mnie Iliza, nie zareagowała. - Nie słyszałaś, jak zabierałam ją z waszego pokoju?
Tibby skrzywiła się leciutko.
- Spałam.
- Następnym razem ty będziesz mogła ze mną spać. - Ziewnęłam i podrapałam się po głowie. Zerknęłam na dwunastolatkę. - A tak właściwie to czemu wleciałaś tu bez pukania jak tornado? Stało się coś?
Wszystko, tylko nie Jared, Paul Gray lub Blake Halloway, błagałam w myślach. Jestem po ciężkiej nocy, nie wytrzymam więcej.
Tibby uśmiechnęła się szeroko.
- Liam u nas jest - poinformowała mnie wesołym tonem, który zbił mnie z tropu. Iliza także spojrzała na siostrę jak na kosmitkę. - I pytał o ciebie!
- I co w związku z tym? - zapytałam bez entuzjazmu. Domyślałam się, czemu Hastings tu zawitał.
- Jak to co? - oburzyła się Tibby. - To oznacza, że już nie jest na ciebie zły!
- O co był na ciebie zły? - szepnęła Iliza, jakby nie dała rady mówić głośniej. - Zrobiłaś coś złego?
Tibby w podskokach podbiegła do mojego łóżka i z impetem rzuciła się na nogi moje i Ilizy. Obie jęknęłyśmy, a nasza dwunastoletnia siostra uśmiechnęła się zuchwale. Przez chwilę zbierało mi się na śmiech, ale w porę się opanowałam.
- Lacey mówiła, że pewnie Lee wyznał Al miłość, ale ona mu powiedziała, że nie chce z nim być - powiedziała zarozumiałym tonem Tibby. - A Max stwierdził, że pewnie zniszczyłaś Liama psychicznie. Claire za to powiedziała, że nie obchodzi jej...
- I bardzo dobrze powiedziała - burknęłam. - To nie jest wasza sprawa.
Uśmieszek na chwilę zniknął z twarzy dwunastolatki, a zarumieniona Iliza schowała się pod kołdrę. Zapewne przypomniał jej się rysunek, na którym obściskiwałam się z Blake'em. Z całych sił starałam się w tamtej chwili nie zarumienić, nie chcąc dać Tibby powodów do wiercenia mi dziury w brzuchu.
- No ale co się stało?
- Pokłóciliśmy się o jakąś błahostkę, okej? - Powoli wstałam z łóżka. Chciałam zobaczyć, czego Liam ode mnie chce tego pięknego poranka. - Nic ważnego, ale jakoś się dogadaliśmy. - Stanęłam na nogach i obróciłam się w stronę łóżka, na którym rozwaliły się moje siostry. - Bierzcie z nas przykład - pokłóciliśmy się z Lee, ale szybko doszliśmy do porozumienia. Pamiętajcie, że głupio jest się na kogoś długo obrażać. Trzeba wybaczać.
CZYTASZ
Pieśń Śmierci
ParanormalDrugi tom Śpiewu Śmierci. Rodzinne tajemnice są, moim zdaniem, najgorsze, bo odkrywając je, możesz zranić nie tylko siebie, ale też bliskich. Nazywam się Alice Connor i mam osiemnaście lat. Z pozoru jestem zwyczajną Żniwiarką Śmierci jakich wi...