Wróciłam do domu zmordowana, nie dając rady normalnie myśleć. Moją głowę zdawała się zapychać jakaś wata, która uniemożliwiała mi logiczne myślenie, ciągle nie mogłam zebrać myśli do kupy. Praca w barze Homera zawsze była męcząca, ale na tej zmianie wydarzyło się tyle, iż miałam wrażenie, że rano z łóżka będzie musiał mnie wyciągać dźwig, którym się posługiwano, budując ogromne wieżowce w Nowym Jorku.
Kiedy weszłam do domu, starałam się zachowywać najciszej, jak potrafiłam. Szybko zsunęłam z nóg swoje różowe martensy, z którymi nie rozstawałam się od powrotu ze świata ludzi, i narzuciłam swoją kurtkę na wieszak, który stał obok drzwi wejściowych. W domu panowała grobowa cisza, która przyprawiała mnie o dreszcze. We wszystkich pomieszczeniach panowały ciemności, do których moje oczy przywykły, ale i tak im nie ufałam. Ostatnimi czasy byłam przecież non stop podejrzliwa i zachowywałam się jak paranoiczka. A po tym, czego dowiedziałam się w ciągu tych kilku dni, nie czułam się lepiej. Zjawa matki Blake'a zawitała w jednym z kątów przedpokoju, co nie napawało mnie optymizmem. Wpatrywała się we mnie uporczywie i ciągle powtarzała imię Blake'a, a ja nadal główkowałam, co mogłabym z nią zrobić. Nic jednak nie przychodziło mi do głowy. Nie wiedziałam, jak się jej pozbyć, jak naprawić moją rodzinę, odkryć, kto jest szpiegiem, pogodzić się w pełni z Liamem, uporządkować sprawy z Blake'em i w końcu powrócić do normalności. Miałam tyle na głowie, a czasu było niewiele.
Na paluszkach poszłam do dużej kuchnio-jadalni (mama Blake'a ruszyła za mną), która była największym pomieszczeniem w naszym domu. Sąsiadujący z nią salon był natomiast malutki, ale przytulny. Lata temu, gdy nasza rodzina nie była jeszcze taka duża, rodzice mocno przerobili ten dom, spodziewając się dużych zmian w naszej rodzinie. Wydzielili nowe, niewielkie pokoje, poszerzyli kuchnię. Zrobili wszystko, by zmieściła się w tym domu gromada dzieci. Chyba spodziewali się, że nie poprzestaną na trójce czy też czwórce dzieci, jak zalecało to prawo (każdy Żniwiarz miał obowiązek spłodzić przynajmniej troje dzieci w swoim życiu).
Szybko zrobiłam sobie kanapkę i niemal natychmiast zajęłam się jej wcinaniem. Po kilku godzinach łażenia w kółko po lokalu Homera, byłam głodna jak wilk, ale wiedziałam, że na noc nie mogłam się zbytnio najadać, bo było to trochę niezdrowe. Mimo że my, Żniwiarze, przeważnie nie cierpieliśmy na żadne choroby, lekkie objawy niestrawności nas nie omijały.
Kiedy już się posiliłam, wyszłam na korytarz, przechodząc obok pozamykanych drzwi od pokoju Maxa i Deana, a także Claire, w których światła były zgaszone, i pognałam po cichu w stronę schodów. Zjawa pani Halloway ciągle za mną podążała, nie chcąc dać mi spokoju. Wspinając się po stopniach, przypomniał mi się Paul Gray i jego dziwne zachowanie. Mówił do mnie w taki sposób, jakby rzeczywiście wiedział co nieco o moim życiu. Był dziwny, bardzo dziwny, ale ja byłam zbyt przerażona, by go trochę przycisnąć i wyciągnąć z niego prawdę. Wciąż kręciłam się po świecie, obawiając się zdrady, więc oczywisty był fakt, że obawiałam się także tego, co mówił do mnie Paul.
Światło w pokoju Ilizy i Tibby nadal się paliło, a ja miałam niemal stuprocentową pewność, że to młodsza z sióstr korzystała w nocy z lampki, która stała na biurku znajdującym się tuż obok jej łóżka. Westchnęłam cicho, podchodząc pod drzwi od pomieszczenia należącego do dziewczynek. Musiałam zagonić ją do snu, gdyż wiedziałam, czemu nadal nie leżała w łóżku. Szkicowała. I teraz, gdy już co nieco wiedziałam o jej talencie, wcale mi się to nie podobało. Poczułam dziwny uścisk w piersi, gdy otworzyłam drzwi i zajrzałam do pokoju.
Iliza, tak jak się tego spodziewałam, siedziała przy biurku i swoimi małymi rączkami rysowała swoje makabryczne obrazy. Wydawała się być spięta, gdy tak siedziała na drewnianym krzesełku, które coraz to chybotało się pod wpływem jej gwałtownych ruchów. Tibby spała na swoim łóżku w rozkopanej pościeli, natomiast posłanie Ilizy wyglądało na nietknięte, mimo że mała miała na sobie swoją różową piżamkę w białe jednorożce.
CZYTASZ
Pieśń Śmierci
ParanormalneDrugi tom Śpiewu Śmierci. Rodzinne tajemnice są, moim zdaniem, najgorsze, bo odkrywając je, możesz zranić nie tylko siebie, ale też bliskich. Nazywam się Alice Connor i mam osiemnaście lat. Z pozoru jestem zwyczajną Żniwiarką Śmierci jakich wi...