~27~

1.7K 144 13
                                    

  W jadalni rzeczywiście czekały na nas same osobistości z Nocte Mundi, a ja nie mogłam nic poradzić na to, że byłam tym faktem przerażona.

  W tłumie widziałam piękną Savannah, która rozmawiała ze swoimi gośćmi, patrząc na nich wyrozumiałymi oczami, których tak bardzo nie lubiłam. Kojarzyły mi się z uczuciem, jakie kiedyś żywił do niej Blake i które działało mi na nerwy. Dalej, za Savannah, majaczył jej mąż, wyglądający jak zawsze ponuro. Na twarzy nie miał miłego uśmiechu, dyskutował po prostu poważnie z jakimiś ludźmi, którzy siedzieli naprzeciwko niego. Nieopodal Richardsów widziałam Dianę Watson z małą, rudą dziewczynką, która siedziała jej na kolanach. To musiała być Bella, jej córka. Diana mówiła coś do niej cichutko, a mi ten widok roztapiał serce. Wśród gości siedzących przy stole widziałam też Virginię Jansen i jej dwóch synów - Willa i Scotta - oraz najmłodszą córkę, z którą się kiedyś kumplowałam, czyli Emmę. Clark Jansen natomiast stał niedaleko swojej rodziny i rozmawiał z Christiną i jakimś około czterdziestoletnim facetem. Cała trójka zdawała się być czymś przejęta.

  Wszędzie widziałam Connorów. Dean siedział przy stole i rozmawiał o czymś z Alexem Castorem i jego bratem bliźniakiem - mogłam się założyć, że choć raz ich rozmowa zeszła na temat bliźniąt, czyli mnie i Deana, Alexa i Chase'a oraz Maxa i Lacey (tak, tego wieczoru w domu Richardsów, którzy byli rodzicami trojaczków, było wyjątkowo wiele bliźniąt). Claire, gdy opuściła mnie i Blake'a, od razu pobiegła do swojego chłopaka, który jadł w ciszy przystawkę, i objęła go mocno za szyję. Ten posłał jej psotny uśmiech, którego wolałabym nie widzieć. Bliźnięta wesoło gawędziły z Emmą Jansen, a ja widziałam w oczach Maxa nieme uwielbienie, gdy patrzył na tę dziewczynę. Cóż, Emma rzeczywiście była prześliczną dziewczyną o delikatnych rysach twarzy i niesamowicie zielonych oczach po ojcu, ale jednocześnie było w niej coś dziwnego. Zawsze wydawała się być bardzo krucha i bałam się, że mój niezbyt rozważny brat, może przypadkowo ją urazić. Tibby i Iliza rozmawiały o czymś przy stole, a Tessie tuliła do siebie Ness, jednocześnie trzymając Tibby za rękę. Byłam taka szczęśliwa, że ich wszystkich tutaj widziałam. Tak szczęśliwa, że znów miałam ochotę wszystkich mocno do siebie przytulić.

  Bolał mnie jednak fakt, że nie wiedziałam, co wydarzyło się z Jaredem. Gdzie był? Co się z nim stało? Czy żył? A może nadal był w Cimeterium, walczył o swoje życie? Chciałam wierzyć w to, że nic mu nie było, że w porę uciekł z Trupiarni, ale w głębi duszy czułam, że stało się z nim coś złego. To było tylko przeczucie, ale ostatnimi czasy nauczyłam się im ufać. Nie chciałam jednak nadal tracić nadziei i stawiać krzyżyka na Jaredzie. Pragnęłam go odnaleźć i miałam zamiar porozmawiać teraz o tym z Christiną.

  Blake i ja powoli podeszliśmy do przewodniczącej Rady i dwóch mężczyzn, którzy jej towarzyszyli, a ona niemal od razu nas zauważyła. Przestrzeliła i mnie, i mojego ukochanego zimnym wzrokiem i gestem nakazała nam do siebie podejść. Cóż, nie mieliśmy wielkiego wyjścia, musieliśmy to zrobić.

  - W końcu jesteście - burknęła i skrzyżowała ramiona na piersi. - Co wam zajmowało tyle czasu, co?

  Blake objął mnie ramieniem w pasie i przyciągnął do siebie. Nawet nie protestowałam, mimo że na moje policzki wypłynął rumieniec.

  - Raczej nie chciałabyś o tym słyszeć.

  - Blake - syknęłam, chcąc go trochę opanować. - Nie mów tak.

  Czterdziestolatek, z którym rozmawiała chwilę temu Christina, zaśmiał się wesoło. Był średniego wzrostu facetem z szarymi jak burzowe chmury oczami i uśmiechem, który kogoś mi przypominał. Nie mogłam tylko skojarzyć sobie, do kogo był tak podobny.

Pieśń ŚmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz