~15~

2K 167 15
                                    

  Powrót do domu był trudny. Bardzo trudny.

  Dławiłam w sobie ból i płacz, starałam się ze wszystkich sił opanować emocje, wmówić sobie, że mogę odłożyć żałobę na później, zapomnieć o fakcie, że kolejna osoba ode mnie odeszła. Chciałam oczyścić umysł z tych obrazów, które wiecznie wciskały mi się przed oczy. Pragnęłam zapomnieć o skręconym karku Homera, lamentującej Matildzie, która mimo wszystko kochała byłego męża, o Waverly chlipiącej w rogu pokoju i Żniwiarzach, którzy nie bardzo wiedzieli, co zrobić z ciałem tej kreatury, która zabiła mojego przyjaciela. Chciałam zasnuć mój mózg mgłą, sprawić, by wspomnienia nagle... zniknęły.

  Ale wiedziałam, że nic to nie da. Te obrazy będą mnie już nawiedzać do końca życia. Zostałam tym naznaczona, to nigdy nie zniknie z mojej głowy, nigdy mnie nie zostawi. Zawsze będzie mi towarzyszyć.

  Nie pamiętam tak w sumie, jak wróciłyśmy z Claire do domu, ale wiem, że było mi bardzo ciężko. Usiłowałam ukryć przed siostrą, jak bardzo cierpię, ale wiedziałam, że wystarczyło jej zerknąć na mnie, by wiedzieć, co czuję. Dla niej w tamtej chwili byłam otwartą księgą, mimo że starałam się z całych sił zamknąć w sobie ból, smutek, złość i tę pustkę, którą czułam. Wmawiałam sobie, że muszę się w końcu wziąć w garść, że mam zadanie do wykonania i później będę miała czas na opłakiwanie straty, ale moje ciało buntowało się przeciwko temu, w co chciałam wierzyć. W sumie to chyba powoli traciłam siłę na to wszystko. Marzyłam już tylko o tym, by zanurzyć się w pościeli i rozpłakać na dobre, jak to robiły te nastolatki w amerykańskich filmach. Pragnęłam już tylko tego.

  Kiedy tylko weszłyśmy do domu, Claire rzuciła się w ramiona Deana i o wszystkim mu opowiedziała. Mój brat bliźniak zrobił się zielony na twarzy i spojrzał to na mnie, to na naszą szesnastoletnią siostrę. Był kompletnie zszokowany, nie wiedział, co powiedzieć i zrobić, by nas pocieszyć. Dean doskonale wiedział, że szanowałam Homera i traktowałam go jak ojca, którego w ostatnich latach mi zabrakło, więc nie dziwiłam się, gdy szukał w moich oczach żalu i bólu. Ja sama przybrałam kamienną twarz i ruszyłam w milczeniu na górę, do swojego pokoju, pomimo protestów mojego bliźniaka, który niemal błagał mnie, bym została z nim i Claire. Chciał, bym się mu wypłakała. Ale nie umiałam. Nie chciałam robić tego przy nim. Wolałam samotność, chciałam sama się z tym jakoś uporać. Ułożyć to sobie w głowie.

  Uświadomić sobie w końcu, że Homer nie żył, a mnie spotkało prawie to samo.

  Pierwszy raz od dawna dom był cichy. Dean na wejściu, gdy jeszcze Claire nie opowiedziała mu, czego byłyśmy świadkami, powiedział, że dzwoniła dyrekcja szkoły z pretensjami, bo nikogo od nas, Connorów, nie było w szkole w trakcie bardzo ważnych egzaminów i teraz muszą wyznaczyć nam inny termin testów. Teraz podobno dzieciaki siedziały w swoich pokojach i się uczyły, choć podejrzewałam, że to mocno nagięta prawda. Nie chciałam jednak tego sprawdzać. Zmierzałam w kierunku swojego pokoju i dopiero tam miałam zamiar się zatrzymać. Było po szesnastej, więc miałam sporo czasu na rozpacz, ponieważ Blake planował z pomocą Christiny przedostać się do Rosji około godziny ósmej wieczorem. Do tej pory mogłam więc płakać, ile wlezie.

  Weszłam do mojego pokoju i automatycznie ruszyłam w stronę łóżka, na którym sztywno usiadłam, wspominając wydarzenia, których byłam świadkiem. Drake zabił Homera. Nie miałam wątpliwości, że to do niego należał ten stwór, wyglądający jak dzikus, potwór, mordujący z przyjemnością. Nadal czułam jego ohydne, chłodne dłonie na mojej szyi, która teraz zapewne barwiła się wszystkimi odcieniami fioletu. Tym jednak przejmowałam się teraz najmniej. W mojej głowie wciąż był Homer.

  Homer Pines był w moim życiu już od kiedy skończyłam jakieś trzy latka. Moi rodzice znali go od piaskownicy, razem dorastali, chodzili do szkoły i często polowali. Obecność Homera była czymś normalnym i naturalnym w moim życiu - był przy tym, gdy pierwszy raz zaśpiewałam jakąś piosenkę dla mamy na jej urodziny, gdy przyniosłam do domu pierwszą pałę z historii Nocte Mundi. Był dla mnie jak wujek, nawet lepszy niż ci prawdziwi - Grant, brat mamy, i Cole, brat taty. Tylko on mnie rozumiał, kiedy opowiadałam wszystkim dookoła, że nigdy nie zostanę prawdziwym Żniwiarzem, bo czuję, że się do tego nie nadaję. To on nam pomagał, gdy mama została Konsulem. To on usiłował wspomóc Jareda, gdy rodzice zniknęli z naszego życia, a on sam musiał zajmować się całą gromadą. Razem z Matildą zawsze byli blisko nas. Teraz czułam się dziwnie, gdy pomyślałam o tym, że nie ma go wśród żywych.

Pieśń ŚmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz