Nikt nie umiał mi powiedzieć, czy reszta mojej rodziny, Blake i Paul dotarli do obozowiska. Nikt nic tutaj nie wiedział. Nikt nie słyszał o Connorach. W zasadzie to miałam nawet wrażenie, że nikt nie zajmował się tutaj takimi sprawami. Ludzie Christiny po prostu opatrywali rannych, którym udało się przetrwać masakrę w Cimeterium, którą dość szybko okrzyknięto idiotyczną nazwą: Bitwa Śmierci. Gdyby tylko ci ludzie wiedzieli, co zdarzyło się pod Centralą, jak bardzo nas wyniszczyła ta walka... nie używaliby tak debilnej nazwy.
Kiedy w końcu się uspokoiłam, zaczęłam szukać kogokolwiek z mojej rodziny. Nessie. Tessie. Deana. Claire... Kogokolwiek. Czułam się osamotniona, byłam przerażona tym, co się stało i potrzebowałam kogoś bliskiego. Jednocześnie nadal czułam strach. Bałam się, że kogoś straciłam. Że może już nie było na tym świecie Vanessy albo że Blake'owi i Paulowi nie udało się uratować reszty mojego rodzeństwa ze szkoły. Brałam takie wyjście pod uwagę, ale bałam się go tak mocno, że chwilami czułam, jak z moich oczu wypływają niechciane łzy, które ocierałam zakrwawionymi dłońmi. Zgubiłam też gdzieś swój sztylet, ale tym się akurat nie przejęłam. Na razie nie chciałam na niego patrzeć, wiedząc, co musiałam nim robić. W tamtej chwili chciałam po prostu znaleźć moich bliskich, przytulić każdego po kolei i odzyskać w końcu spokój, chociaż wiedziałam, że po tym, co się dziś wydarzyło, już nigdy nie będę taka sama. Śmierć to śmierć - nas, Żniwiarzy, przyzwyczajano do niej od dzieciństwa, ale czegoś takiego... takiej masakry nigdy nie widziałam i żałowałam, że to wszystko wydarzyło się na moich oczach.
Nie widziałam wielu Żniwiarzy w obozie, a gdy wypytywałam kogokolwiek o to, ilu z nas przetrwało, otrzymywałam tylko jedną odpowiedź: „niewielu". Chodziłam więc po całym terenie obozowiska i przyglądałam się uważnie oszołomionym pobratymcom, którzy dawali się opatrzyć ludziom Christiny. Nie widziałam wśród nich żadnej znajomej mi twarzy. Nikogo nie widziałam. To napawało mnie strachem, bólem i przygnębieniem. Ludzie, których znałam, którzy byli ze mną przez całe życie - Liam i jego rodzina, Matilda i Waverly, Bob i ludzie, których kojarzyłam ze szkoły czy Jasnego Rynku - pewnie już nie żyli. Nagle poczułam się tak, jakbym te piekło przetrwała tylko ja i to sprawiło, że w pewnym momencie usiadłam na trawie w jakimś przypadkowym miejscu i zaczęłam płakać.
Szybko wzięłam się jednak w garść i zaczęłam szukać Nessie. Łzy nadal spływały po mojej twarzy, ale siostra była dla mnie ważniejsza niż to, co w tamtej chwili czułam. Nie mogłam dopuścić do tego, by ją stracić. Biegałam więc między namiotami jak głupia, wołając Vanessę. Pole, na którym rozstawiono cały obóz, było duże i znajdowało się na jakimś pagórku, na którym rosły kwiatki i koniczyna. Srebrne słońce chwilami przypominało to, które świeciło w świecie ludzi, a ja zastanawiałam się, czy ci byli już świadomi tego, co się zbliżało. Czy wiedzieli o tym, że Mauvis Drake mordował tysiące niewinnych istnień dla swoich dziwnych, nieznanych pobudek? Czy przygotowywano się już do starcia w Nowym Jorku i innych ludzkich miastach?
Gdzieś w trakcie moich poszukiwań jakaś kobieta od Christiny wręczyła mi czyste ubrania i kazała się wymyć w jednym z namiotów, w którym znajdowały się drewniane wanienki. Nie miałam jednak czasu, by wskoczyć do wanny, więc po prostu zmieniłam ciuchy i przemyłam ręce i twarz w dużym drewnianym naczyniu, zastanawiając się, jak znajdę moją rodzinę. Ruszyłam znów w drogę, gdy na mojej skórze nie było już ani mililitra krwi nieumarłych.
W końcu znalazłam Vanessę i Deana w towarzystwie jakiegoś wyglądającego na starego faceta. Zdziwił mnie - w Podziemiu proces starzenia występował bardzo rzadko. Wampiry i czarownice żyły wiecznie i praktycznie nie zmieniali się zewnętrznie, wilkołaki i elfy żyły dłużej niż normalni ludzie, starzeli się trochę później niż ci na górze, a o Żniwiarzach już wiecie - żyliśmy dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć lat i oznaki starzenia widać w nas było tylko wtedy, gdy przestawaliśmy walczyć na dłuższy czas. Ten facet był jednak siwy i wyglądał tak, jakby był już u schyłku życia. Miał na sobie biały kitel i nachylał się nad leżącą na jakimś leżaku Vanessą. Dean stał obok nich i ze zdenerwowaniem przecierał pot na twarzy. Jego ręce się trzęsły, a ja zrozumiałam, że niemal umierał z rozpaczy, gdy patrzył na bladą Vanessę. Podeszłam szybko w ich stronę, czując, jak łzy znów zaczynają spływać mi po policzkach.
CZYTASZ
Pieśń Śmierci
ParanormalneDrugi tom Śpiewu Śmierci. Rodzinne tajemnice są, moim zdaniem, najgorsze, bo odkrywając je, możesz zranić nie tylko siebie, ale też bliskich. Nazywam się Alice Connor i mam osiemnaście lat. Z pozoru jestem zwyczajną Żniwiarką Śmierci jakich wi...