Savannah była bardzo miła i z chęcią pokazała nam, gdzie mieszczą się nasze pokoje. Jako że dom Richardsów nie był wielki, ja i moje rodzeństwo mieliśmy do dyspozycji tylko dwa pokoje, w których mieściło się tylko po jednym podwójnym łóżku. Nie narzekaliśmy jednak, podziwiając wystrój wnętrz, który dla nas, niezbyt bogatych ludzi, wydawał się być wyjątkowo luksusowy. Materace w łóżkach były super miękkie, szafy rozpościerały się na całe ściany, a w obu naszych pokojach były duże telewizory plazmowe. To było jak jakieś spełnienie marzeń.
Richardsowie dali nam czas do kolacji, byśmy przywykli do nowego miejsca i spędzili trochę czasu ze sobą, w gronie rodziny. Blake i Paul też do nas nie przyszli, a ja domyślałam się, że chcieli uszanować naszą prywatność. Mimo że bardzo chciałam jeszcze raz podziękować im za to, że wyratowali moje rodzeństwo, byłam też im wdzięczna za tę chwilę odpoczynku tylko z moimi bliskimi. Bardzo tego wszyscy potrzebowaliśmy. Vanessa wciąż była osłabiona i musiała leżeć w łóżku. Ciągle płakała - bała się, że coś jednak może się jej stać. Poza tym martwiła się tym, że na jej ramieniu zostanie brzydka blizna. Musieliśmy ją wszyscy zapewniać, że taka blizna to sam zaszczyt, a ja sama byłam zmuszona pokazać jej blizny na moich nogach i tę na ramieniu. Dopiero wtedy przestała płakać.
Iliza pokazywała wszystkim swoje rysunki, które przedstawiały mnie, Deana, Tess i Nessie w drzwiach domu Richardsów. Twierdziła, że od początku wiedziała, że prawie wszyscy spotkamy się tutaj cali i zdrowi. Max i Lay opowiadali mi i Deanowi o tym, jak razem pokonali kilku nieumarłych, a Claire rzucała jakimiś złośliwościami pod adresem Blake'a. Teksty typu: „Twój chłoptaś chyba trzymał pierwszy raz w życiu nóż w rękach. Czym on wcześniej kroił jedzenie? Łyżką?" lub „Prawie wydłubał sobie oko, gdy spróbował zrobić zamach nożem!" często padały w jej relacji z tego, co się wydarzyło. Natomiast sama Tibby wydawała się być czymś zszokowana i prawie nic nie mówiła. Gdy do niej podeszłam i ją przytuliłam, zapytałam, co się stało, a ona odpowiedziała:
- Chyba mam ten... dar. Czy coś.
Spojrzałam na nią zaskoczona.
Wszyscy siedzieliśmy w pokoju, który miałam zajmować wraz z nią, Tess, Vanessą i Deanem. Bliźnięta, Claire i Vanessa spoczywali na łóżku, gdzie Max i Lay starali się pocieszyć naszą sześcioletnią siostrę. Dean opierał się o szafę i oglądał rysunki Ilizy. Miałam więc czas, by pogadać poważnie z Tibby, która zdawała się być kompletnie rozkojarzona i przerażona tym, co odkryła.
Pogładziłam ją po głowie i zapytałam:
- Chcesz o tym porozmawiać, kochanie?
- Tak - odpowiedziała. Spojrzała na mnie niepewnie. - To po tacie, tak? Mamy te... dziwne zdolności? Nie jesteśmy do końca Żniwiarzami.
- Nie jesteśmy - przytaknęłam. - Jesteśmy w połowie czarownikami.
- Ale moja... to coś nie jest takie... czarownikowe. W ogóle.
Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc.
- A jakie?
- Bardziej... wampirowe. Serio. - Przyjrzała mi się uważnie. - Chcesz, to mogę ci pokazać, Al.
Niepokoiła mnie ta dziewczynka. Mimo że znałam ją na wylot, czasem zachowywała się dziwnie i nie mogłam jej wprost pojąć. Na przykład teraz nie miałam w ogóle pojęcia, co mam z nią począć.
Skinęłam głową.
- Dobrze... - powiedziałam ostrożnie. - Pokaż.
Chwyciła mnie za rękę i spojrzała na mnie swoimi dużymi, zielonymi oczami, które często widywałam w lustrze.
CZYTASZ
Pieśń Śmierci
ParanormalDrugi tom Śpiewu Śmierci. Rodzinne tajemnice są, moim zdaniem, najgorsze, bo odkrywając je, możesz zranić nie tylko siebie, ale też bliskich. Nazywam się Alice Connor i mam osiemnaście lat. Z pozoru jestem zwyczajną Żniwiarką Śmierci jakich wi...