Po rozmowie z ojcem Blake nie był już taki rozmowny. Wrócił do stołu, aczkolwiek miałam wrażenie, że najchętniej uciekłby z jadalni gdzie pieprz rośnie, by choć przez chwilę zostać samemu. Nie naciskałam więc na niego. Siedziałam przy stole, w milczeniu obserwując ludzi, którzy wokół nas cieszyli się tym, że żyją, ale w głowie nadal miałam to, co powiedziała do mnie zjawa matki Blake'a.
„Pomóż im... pomóż moim chłopcom..."
Nie miałam zielonego pojęcia, w czym miałabym pomóc Blake'owi i jego tacie. Nie znałam do końca natury ich relacji, ale z tego co widziałam, były dość napięte. Czy tego oczekiwała ode mnie zjawa pani Halloway? Że pomogę im wygładzić te zmarszczki na ich relacji? Bo jeżeli tak, to wydawało mi się, że trochę mnie przeceniała. Czasem miałam po prostu wrażenie, że ludzie oczekiwali ode mnie zbyt wiele. Teraz było też i w tym przypadku - wydawało mi się, że znam Blake'a, bo go od lat kochałam i pragnęłam wspierać, ale jednak nadal mnie zaskakiwał, czasem nawet przerażał. Poza tym nigdy w życiu nie rozmawiałam z nim o jego tacie tak szczerze. Fakt, ten temat kilka razy pojawił się w naszych rozmowach, ale zaraz Blake zmieniał przebieg rozmowy. Nie chciał o tym rozmawiać, mimo że ojciec swoim zachowaniem sprawiał mu ból.
Po kolacji wróciliśmy z Deanem i dzieciarnią do pokoi. Blake ruszył do siebie niemal natychmiast, żegnając się ze mną krótkim i delikatnym pocałunkiem w usta, a później uśmiechnął się smutno i zniknął w swoim pokoju. Byłam oszołomiona tym, ale zaraz musiałam wziąć się w garść, by ogarnąć dzieciaki.
Kładąc do łóżek dzieci, opowiadając bajki młodszym dziewczynkom, sprawdzając ranę Nessie i ganiąc bliźnięta za to, że znów zachowywały się niegrzecznie w stosunku do rodzeństwa, moje myśli ciągle krążyły wokół Blake'a, jego ojca i zmarłej matki. Nie umiałam o nich zapomnieć. Nie potrafiłam wyrzucić ze swojej głowy ten moment, gdy pani Halloway poprosiła mnie, bym pomogła jej ukochanym chłopcom. To utkwiło głęboko w moim sercu i uświadomiło mi kilka ważnych rzeczy dotyczących mojej własnej rodziny. Przede wszystkim inaczej spojrzałam na Jareda, który teraz nie wiadomo gdzie był i czy w ogóle żył. Pod wpływem słów pani Halloway zaczęłam żałować, że nie walczyłam o niego bardziej, że nie dałam z siebie wszystkiego, by w końcu zakończyć ten spór między mną a nim. A teraz... Jareda mogło już nie być. Istniało przecież prawdopodobieństwo, że zginął, jak większość Żniwiarzy Śmierci. Mogło już go nie być.
Idąc spać, wtulając się w ranną Nessie, poczułam nagle pustkę w sercu. Cały dzień byłam tak szczęśliwa dlatego, że wszyscy byliśmy cali i zdrowi, ale teraz zdałam sobie sprawę z tego, że było to z naszej strony okrutne. Żadne z nas nie myślało o Jaredzie, o tym, że mógłby nadal być w Cimeterium, walczyć o życie. Tak łatwo go odrzuciliśmy po tym, jak się od nas izolował, że to było aż straszne. Leżałam więc w ciemności i katowałam się świadomością, że przez to wszystko, co się wokół nas działo, zawiodłam jedyną osobę na świecie, która potrzebowała mnie i mojej rodziny jak tlenu.
Tej nocy znów nie mogłam zasnąć. Co chwilę śniły mi się koszmary z nieumarłymi w rolach głównych. Widziałam trupy wędrujące po Cimeterium, zielone oczy Jareda, w których malowało się tylko cierpienie, i słyszałam cichy szept matki Blake'a, która prosiła mnie o pomoc. To wszystko wmieszało się razem w najgorszy koszmar, jaki mi się śnił od dawna. Ciągle rzucałam się w swojej części łóżka, ale dziewczynki zdawały się nie zwracać na to uwagi. Dean też zdawał się spać głębokim snem, choć widziałam, że też nie śnił o przyjemnych rzeczach.
Gdzieś o trzeciej obudziłam się w jakimś ciemnym korytarzu, którego nie poznawałam. Przez chwilę nie wiedziałam, co się ze mną dzieje, czułam się tak, jakby ktoś wyciął mnie z jednej sceny i wkleił do drugiej. Rozglądałam się dookoła, ale w mroku dostrzegałam tylko zarys komody, która stała po mojej prawej i rzędu drzwi, który się przede mną rozciągał. Domyśliłam się niemal od razu, że znów musiałam lunatykować, co mnie okropnie irytowało. Moje bose stopy dotykały chłodnych płytek podłogowych; miałam dreszcze rozprzestrzeniające się po moim ciele od dołu do góry. Włosy przyklejały mi się do szyi, byłam okropnie spocona.
![](https://img.wattpad.com/cover/57152847-288-k275591.jpg)
CZYTASZ
Pieśń Śmierci
ParanormalDrugi tom Śpiewu Śmierci. Rodzinne tajemnice są, moim zdaniem, najgorsze, bo odkrywając je, możesz zranić nie tylko siebie, ale też bliskich. Nazywam się Alice Connor i mam osiemnaście lat. Z pozoru jestem zwyczajną Żniwiarką Śmierci jakich wi...