Obudziłam się na twardej, zimnej ziemi, na której było mi niewygodnie. Głowa bolała mnie jak jeszcze nigdy przedtem, a gdy otworzyłam oczy, cały świat zdawał się wirować. Przez chwilę czułam falę mdłości, ale zaraz zdołałam się jakoś opanować i nieco podnieść z ziemi. Gdy na niej usiadłam, aż jęknęłam z bólu. Cholera, miałam wrażenie, że cała zdrętwiałam, a moją głowę ktoś wrzucił do pralki. Kiedy przed oczami zrobiło mi się ciemno, znów wyłożyłam się na ziemi, tym razem w wygodniejszej pozycji. Nadal jednak czułam się okropnie.
Znajdowałam się w jakimś niewielkim pomieszczeniu z małym okienkiem przy suficie, przez które zaczęłam podejrzewać, że znajduję się w jakimś więzieniu. To chyba przez tę kraty, które uniemożliwiały wydostanie się z pomieszczenia na zewnątrz. I przez te stalowe drzwi, na których wyraźnie widziałam wgniecenia od ciosów zadawanych z buta czy czegoś takiego. No i jeszcze ta zwisająca z sufitu żarówka, która co chwilę migała, dodawała swoistego klimatu. Leżałam na środku celi, usiłując sobie przypomnieć, jak tu trafiłam i co takiego zrobiłam, że wylądowałam w pace, gdy nagle zdałam sobie sprawę, że nie jestem w tym pomieszczeniu sama.
Spojrzałam w prawo i napotkałam jasnoniebieskie spojrzenie Blake'a, który uważnie mnie obserwował. Siedział, opierając się o ścianę, i nucił coś pod nosem, okropnie fałszując. Miał na sobie biały T-shirt, na którym widziałam ślady błota zmieszane z krwią, i jeansy, które porwały mu się na lewym kolanie. Jego włosy były brudne, całe w strąkach, ale nadal miał w sobie coś, co nie pozwalało mi odwrócić od niego wzroku.
Zmarszczyłam brwi, przyglądając mu się uważnie, i zapytałam:
- Blake? Co się stało?
Halloway rozłożył ręce i uśmiechnął się z goryczą.
- Różyczko, w przyszłości będziemy mogli opowiadać naszym dzieciom wspaniałą historię o tym, jak oboje trafiliśmy w niewyjaśniony sposób do pierdla.
- Jesteśmy w więzieniu?
- Spokojnie, wydaje mi się, że nie dadzą nam tu tych paskudnych, pomarańczowych kombinezonów. Niedobrze mi w pomarańczowym, wiesz? - Pokręcił głową i, zachowując pewną ostrożność, wstał. - Nie denerwuj się, skarbie, zaraz wszystko załatwię.
Znów podniosłam się do pozycji siedzącej, tym razem czując się nieco lepiej, a Blake podszedł do metalowych drzwi, w których nawet nie było okienka, które zazwyczaj występowało w więziennych celach. Halloway zaczął w nie najpierw delikatnie pukać, by później z całą swoją wampirzą siłą w nie rąbnąć. Patrzyłam na to jak zahipnotyzowana, zdając sobie sprawę, że Blake był na tyle silny, że mógłby po prostu wyważyć drzwi jednym ciosem. Te jednak ani drgnęły. Nie widziałam w nich nawet żadnych wgnieceń, co sprawiło, że z mojego gardła wydobył się głęboki jęk. Cholera, znów jakieś czary, pomyślałam ze złością i bezsilnością, a Blake spojrzał na mnie pytająco. Przymknęłam oczy.
Do głowy zaczęły mi się wlewać obrazy sprzed ostatnich kilku godzin, gdy ja i Blake pojawiliśmy się nagle w środku armagedonu o imieniu Whitney. Jak przez mgłę widziałam zielonkawe kule energii, które posyłała w naszą stronę, chcąc nas zniszczyć, spanikowanych ludzi, którzy starali się jak najszybciej znaleźć w jakimś bezpiecznym miejscu, i mojego ojca, który stał nad bezwładnym Blake'em. Natychmiast zaczęłam szybciej oddychać.
Kiedy otworzyłam oczy, ujrzałam zaniepokojone spojrzenie Blake'a, który usiadł na ziemi obok mnie. Oblizałam suche wargi i powiedziałam cicho:
- Mój ojciec... mój ojciec walnął cię łomem w głowę.
Blake zmarszczył brwi.
- Aż tak bardzo jest przeciwny naszemu związkowi? Cóż... zdarzało mi się dostawać od ojców moich dziewczyn kijem baseballowym, ale jeszcze żaden...
CZYTASZ
Pieśń Śmierci
ParanormalDrugi tom Śpiewu Śmierci. Rodzinne tajemnice są, moim zdaniem, najgorsze, bo odkrywając je, możesz zranić nie tylko siebie, ale też bliskich. Nazywam się Alice Connor i mam osiemnaście lat. Z pozoru jestem zwyczajną Żniwiarką Śmierci jakich wi...