~30~

1.2K 129 19
                                    

  Obudziłam się na twardej, zimnej ziemi, na której było mi niewygodnie. Głowa bolała mnie jak jeszcze nigdy przedtem, a gdy otworzyłam oczy, cały świat zdawał się wirować. Przez chwilę czułam falę mdłości, ale zaraz zdołałam się jakoś opanować i nieco podnieść z ziemi. Gdy na niej usiadłam, aż jęknęłam z bólu. Cholera, miałam wrażenie, że cała zdrętwiałam, a moją głowę ktoś wrzucił do pralki. Kiedy przed oczami zrobiło mi się ciemno, znów wyłożyłam się na ziemi, tym razem w wygodniejszej pozycji. Nadal jednak czułam się okropnie.

  Znajdowałam się w jakimś niewielkim pomieszczeniu z małym okienkiem przy suficie, przez które zaczęłam podejrzewać, że znajduję się w jakimś więzieniu. To chyba przez tę kraty, które uniemożliwiały wydostanie się z pomieszczenia na zewnątrz. I przez te stalowe drzwi, na których wyraźnie widziałam wgniecenia od ciosów zadawanych z buta czy czegoś takiego. No i jeszcze ta zwisająca z sufitu żarówka, która co chwilę migała, dodawała swoistego klimatu. Leżałam na środku celi, usiłując sobie przypomnieć, jak tu trafiłam i co takiego zrobiłam, że wylądowałam w pace, gdy nagle zdałam sobie sprawę, że nie jestem w tym pomieszczeniu sama.

  Spojrzałam w prawo i napotkałam jasnoniebieskie spojrzenie Blake'a, który uważnie mnie obserwował. Siedział, opierając się o ścianę, i nucił coś pod nosem, okropnie fałszując. Miał na sobie biały T-shirt, na którym widziałam ślady błota zmieszane z krwią, i jeansy, które porwały mu się na lewym kolanie. Jego włosy były brudne, całe w strąkach, ale nadal miał w sobie coś, co nie pozwalało mi odwrócić od niego wzroku.

  Zmarszczyłam brwi, przyglądając mu się uważnie, i zapytałam:

  - Blake? Co się stało?

  Halloway rozłożył ręce i uśmiechnął się z goryczą.

  - Różyczko, w przyszłości będziemy mogli opowiadać naszym dzieciom wspaniałą historię o tym, jak oboje trafiliśmy w niewyjaśniony sposób do pierdla.

  - Jesteśmy w więzieniu?

  - Spokojnie, wydaje mi się, że nie dadzą nam tu tych paskudnych, pomarańczowych kombinezonów. Niedobrze mi w pomarańczowym, wiesz? - Pokręcił głową i, zachowując pewną ostrożność, wstał. - Nie denerwuj się, skarbie, zaraz wszystko załatwię.

  Znów podniosłam się do pozycji siedzącej, tym razem czując się nieco lepiej, a Blake podszedł do metalowych drzwi, w których nawet nie było okienka, które zazwyczaj występowało w więziennych celach. Halloway zaczął w nie najpierw delikatnie pukać, by później z całą swoją wampirzą siłą w nie rąbnąć. Patrzyłam na to jak zahipnotyzowana, zdając sobie sprawę, że Blake był na tyle silny, że mógłby po prostu wyważyć drzwi jednym ciosem. Te jednak ani drgnęły. Nie widziałam w nich nawet żadnych wgnieceń, co sprawiło, że z mojego gardła wydobył się głęboki jęk. Cholera, znów jakieś czary, pomyślałam ze złością i bezsilnością, a Blake spojrzał na mnie pytająco. Przymknęłam oczy.

  Do głowy zaczęły mi się wlewać obrazy sprzed ostatnich kilku godzin, gdy ja i Blake pojawiliśmy się nagle w środku armagedonu o imieniu Whitney. Jak przez mgłę widziałam zielonkawe kule energii, które posyłała w naszą stronę, chcąc nas zniszczyć, spanikowanych ludzi, którzy starali się jak najszybciej znaleźć w jakimś bezpiecznym miejscu, i mojego ojca, który stał nad bezwładnym Blake'em. Natychmiast zaczęłam szybciej oddychać.

  Kiedy otworzyłam oczy, ujrzałam zaniepokojone spojrzenie Blake'a, który usiadł na ziemi obok mnie. Oblizałam suche wargi i powiedziałam cicho:

  - Mój ojciec... mój ojciec walnął cię łomem w głowę.

  Blake zmarszczył brwi.

  - Aż tak bardzo jest przeciwny naszemu związkowi? Cóż... zdarzało mi się dostawać od ojców moich dziewczyn kijem baseballowym, ale jeszcze żaden...

Pieśń ŚmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz