~10~

1.8K 159 19
                                    

  Blake chwycił mnie mocno za ramię i niezbyt eleganckim ruchem postawił mnie do pionu. Byłam zbyt oszołomiona i przerażona tym, co się przed chwilą wydarzyło, by się wściekać na niego z powodu takiego traktowania. Kiedy już stanęłam na nogach, objął mnie mocno ręką w pasie i zaczął prowadzić w stronę drzwi, przez które tutaj weszłam. Oboje nie zawracaliśmy sobie głowy pożegnaniem z sędziami i wyszliśmy z tej okropnej sali, na której padło tyle zaskakujących słów.

  Na chwilę zatrzymaliśmy się przy drzwiach, nasłuchując, jak sędziowie po naszym wyjściu zaczęli się kłócić. Wokół panowała ciemność, Al milczała, a dłoń Blake'a zacisnęła się na mojej tali. Spojrzałam w jego stronę, mimo że nie widziałam nawet zarysu jego sylwetki w tej ogarniającej nas ciemności. Czułam, że potrzebuję teraz jego bliskości bardziej niż kiedykolwiek. Czułam, że jest mi to niezbędne do funkcjonowania. Potrzebowałam go jak tlenu. Teraz.

  Po omacku zarzuciłam mu ręce na szyję i wtuliłam się w niego najmocniej jak umiałam. Przez chwilę czułam, jak Blake się spina. Zaraz jednak lekko się rozluźnił i odwzajemnił mój uścisk, kładąc dłonie na moich plecach. Położyłam głowę na jego obojczyku i mocno wciągnęłam nosem jego zapach. Ach, jak dawno tego nie czułam... Tego ciepła, bliskości i pewności, że nic mi w jego ramionach nie grozi. To, co przed chwilą zrobił... było szalone, ale świadomość, że uczynił to dla mnie, była niesamowita. Nie mogłam uwierzyć w to, że tyle poświęcił dla naszego bezpieczeństwa, ale chwilowo nie chciałam ani o tym mówić, ani myśleć. Potrzebowałam tylko jego uścisku.

  Zaraz się jednak ode mnie odsunął, a ja pojęłam, że nie powinnam tak się na niego rzucać, mimo że byłam mu wdzięczna. Blake chwycił mnie za przedramię i zaczął prowadzić przez ciemność w stronę wyjścia z tego okropnego miejsca. Ruszyłam za nim szybko, gotowa stawić czoła tym wszystkim Żniwiarzom, którzy uważali mnie za winną popełnienia wykroczenia, o którym przed chwilą tak zażarcie dyskutowaliśmy z sędziami. Nie miałam pojęcia, jak wytłumaczymy im wszystkim fakt, że wróciliśmy z tej... piwnicy żywi. Ciągle się nad tym zastanawiałam, przemierzając z Blake'em mroczny korytarz, a do głowy przychodziło mi tylko jedno, bardzo głupie wyjaśnienie, w które Żniwiarze zapewne by nam nie uwierzyli. Westchnęłam głośno, idąc za Hallowayem, co na pewno usłyszała drzemiąca gdzieś w tych celach Al, bo zaraz doszedł do mnie jej zachrypnięty głos:

  - Alice? Alice Connor?

  Blake na chwilę zwolnił, jakby stracił nagle całą pewność siebie. Ja natomiast przyspieszyłam. Nie mogłam słuchać zbolałego tonu Al. Nie miałam pojęcia, jak mogłabym jej pomóc, co powiedzieć, by ją pocieszyć. Przez chwilę przyszła do mnie nawet myśl, że mogłabym wrócić się do sędziów i poprosić o ułaskawienie dla Al, ale... czułam, że to nigdy by mi się nie udało. Nie, sędziowie nie byli aż tak podatni na wpływ Blake'a i tego, co im powiedział.

  Po moich policzkach pociekły łzy, gdy głos Al przybierał na sile, a ja wyczułam w nim prawdziwe cierpienie:

  - Błagam, odpowiedz mi, Alice! To ty?!

  Zaczęłam cicho łkać, a ręka Blake'a zacisnęła się na moim przedramieniu, jakby chciał dodać mi otuchy. Pociągnęłam cicho nosem i przyspieszyłam kroku. Nie mogłam dłużej słuchać głosu Al, który wydawał mi się być dziwnie znajomy. Nie mogłam znieść jej cierpienia.

  W końcu ja i Blake dotarliśmy do drzwi. Mężczyzna wybadał drzwi, znalazł od nich klamkę i mocno je popchnął. Wrota otworzyły się przed nami, skrzypiąc niemiłosiernie. Mimowolnie się skrzywiłam.

  - Alice! Nazywam się Althea Connor! - krzyczała za nami Al, gdy przekraczaliśmy próg drzwi. - Błagam, jestem matką Jonathana! Twoją babcią!

Pieśń ŚmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz