Rozdział 10

1.1K 70 0
                                    

*Selly*

Na szczęście za trzecim razem kiedy się obudziłam już świtało. Naprawdę nie rozumiem tych, którzy potrafią spać do południa. Jak to tak można?
Spojrzałam na twarz wtulonego we mnie Thorina. Na jego twarz opadły czarne kosmyki włosów. Delikatnie założyłam mu je za ucho.
Powoli zaczął się wybudzać.
- Dzień dobry książę- szepnęłam uśmiechnięta.
- Dzień dobry księżniczko- mruknął z zamkniętymi oczami i lekkim uśmiechem.
- Dobrze się spało?
Uniósł jedną brew jakby się nad czymś zastanawiał. Zrobiłam minę zawiedzionej.
- Przecież znasz odpowiedź- zaśmiał się całując mnie.
- No właśnie nie znam- podroczyłam się z nim.
- Nie?
- Nie.
- To zaraz poznasz...
Pochylił się nademną. Myślałam że mnie pocałuje i na to byłam przygotowana, kiedy niespodziewanie zaczął mnie łaskotać. Zaczęłam piszczeć, wyrywać się, a Thorin nic sobie z tego nie robił tylko się śmiał.
- Już wiesz?
- Tak... przestań... JUŻ!- wydusiłam przez śmiech.
Na szczęście tak zrobił a ja odetchnęłam.
- Jesteś okropny! Nie lubię cię!- zawołałam krzyżując ręce.
- Kochasz mnie- zaśmiał się całując mnie w głowę.
- Po moim trupie kolego!
Dalej się uśmiechając przymknął oczy.
- Nie sądzisz, że musimy wracać?- spytałam po chwili.
Otworzył jedno oko bo na mnie spojrzeć.
- Nie- mruknął błogo- Bardzo dobrze mi się śpi.
- No wiesz co? !- zawołałam- Ty, książę krasnoludów zostawia swoich ludzi na pastwę losu?
- Przekonałaś mnie.
Wstaliśmy by się ubrać. Dzisiaj założyłam białą koszulę na cienkich ramiączkach z lekko odkrytym brzuchem, szorty do połowy ud, białe botki oraz założyłam ochraniacze na nadgarstki. Trzymając się za ręce ruszyliśmy w drogę powrotną.
Z rozkoszą wciągałam do płuc rześkie poranne powietrze. Zauważyłam że Thorin dziwnie posmutniał.
- Co się stało?- zmartwiłam się.
- Naprawdę jestem takim okropnym dowódcą?
Zdziwiłam się.
- Co ty mówisz? Jesteś super!
- Zostawiłem na noc kompanię samą. A co jak im się coś stało?
- Nie stało.
- Skąd wiesz?
- Bo wiem. Zaufaj mi- mrugnęłam do niego.
- Ale jestem nieodpowiedzialny. Muszę ich chronić!
- Może po jednym wieczorze się nie pozabijają...
- A jakby ich ktoś zaatakował?!
- Mają Strzałę. Ona z pięci kilometrów wyczuje niebezpieczeństw.
- Szacun...
- Oj Thorinie- wtuliłam się w jego bok- Nie będą mieli ci tego wypadu za złe.
- A jak będą?
- No to sobie z nimi porozmawiam...
- To chyba wolę żeby do tego nie doszło- zaczął się śmiać a ja do niego dołączyłam.
W świetnych humorach dotarliśmy do obozowiska.
- Witaj drużyno!- zawołałam- Gotowi do drogi?
- Nie obraź się, ale ja to miałem powiedzieć.
- Kto pierwszy ten lepszy- pokazałam mu język.
- Witaj Thoronie i Selly. Wypoczęci?
- Tak.- odpowiedział Thorn, ponieważ ja byłam zajęta Azą, która szczęśliwa moim powrotem zaczęła po mnie skakać- A jak noc?
- Nie najgorzej. Gdyby krasnoludy nie upierały się by was szukać- mruknął czarodziej.
- Dziękuję że ich przytrzymałeś- szepnęłam lekko się rumieniąc.
- To zasługa Bilba nie moja- odparł skromnie starzec.
- Możemy już ruszać?- westchnął zdenerwowany Thorin.
- Tak. Wszyscy na konie!
Tym razem jechałam na Azie z moim kuzynem. Jechaliśmy galopem bez przerwy przez całe przedpołudnie a około dwunastej naszym oczom ukazała się ciemna ściana lasu. Zatrzymaliśmy się przed nią. Ja i Gandalf pierwsi zeskoczyliśmy z koni. Czarodziej podszedł do miejsca, którym można nazwać bramą.
- Brama Elfów- powiedział do siebie.- Oto nasza droga przez Mroczną Puszczę!
- Ani śladu orków!- zawołał Dwalin- Szczęście nam sprzyja!
Ja i starzec dostrzegliśmy daleko od nas zarys wielkiego czarnego niedźwiedzia. Beorn nam nie ufa?
- Puśćcie kuce! Niech wracają do swojego Pana!- zarządził Gandalf.
- Ten las wygląda... źle. Jakby toczyła go choroba- zauważył Hobbit.
Fakt, nie trudno to zauważyć. Wielkie czarne drzewa z żółtymi liśćmi. Nawet w porze jesiennej nie wygląda to normalnie.
- Nie da się go jakoś obejść?- spytał Bilbo.
- Musielibyśmy iść 200 mil na północ albo dwa razy tyle na południe- odpowiedział Gandalf wchodząc na ścieżkę.
Dostrzegłam, że Baggins trzymając dłonie w kieszeniach marynarki patrzy w dół dziwnie marszcząc brwi. Z jednej z nich czułam złą energię. Znowu ten pierścień...
W zamyślenia patrzyłam na odjeżdżające, rozsiodłane konie. Został tylko jeden osiodłany.
- Mój koń zostaje!- krzyknął nagle Gandalf- Potrzebuję go!
Kompania spojrzała na niego zdziwiona.
- Chcesz nas zostawić...- stwierdził Bilbo.
- Nie chcę, ale nie mam innego wyjścia...
Zatrzymał się przy nim. O czymś rozmawiali. Kiedy od niego odszedł Hobbit zdawał się być czymś zawiedziony.
- Selly mogę Cię prosić na słówko?
Pokiwałam głową. Odeszliśmy na bok.
- Chodzi o ten pierścień?- spytałam prosto z mostu.
- Tak. Obawiam się że Sauron powrócił. Ukrywa się w Dol Guldur...
- Dol Guldur?- zdziwiłam się- W tej opuszczonej twierdzy?
- Zgadza się. Zbiera tam swoją armię. Teraz muszę jechać na wyżyny. I mam do Ciebie prośbę...
- Żebym ich pilnowała i strzegła. Obiecuję ci Gandalfie, że wykonam twoją prośbę.
- Nie wiem czy się jeszcze zobaczymy- odparł smutno.- Ale nie mów im tego.
- Jakbyście potrzebowali pomocy.. zjawię się.
- Wiedziałem, że taka dziewczyna jak ty to w naszej kompani skarb- Gandalf położył mi rękę na ramieniu uśmiechając się lekko.
- Inaczej nie wziąłbyś mnie tutaj.
I odszedł do swojego konia.
Mówił coś jeszcze do reszty, żeby pilnowali mapy i klucza oraz żebyśmy nie schodzili ze ścieżki. Ja myślałam nad tym co mi powiedział. Naprawdę wielki czarnoksiężnik powrócił. To naprawdę niedobrze. I o co chodziło z tą armią? Obawiam się że nadchodzą ciężkie czasy.
- Naprzód!- zawołał Thorin- Musimy ruszać zanim przepadnie ostatnie światło w Dniu Durina! To jedyna szansa by odzyskać Erebor.
I z tymi słowami jednym za drugim weszliśmy do ciemnych odmętów lasu.

Pustkowie SmaugaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz