Rozdział 15

998 68 7
                                    

*Bilbo*

Po prostu świetnie! Cudownie! Idealne! Nie mogę usiąść w miejscu teraz z dwóch powodów: muszę obserwować strażników pilnujących kluczy oraz Selly chce mi zrobić jakiś głupi test! Denerwuję się. Muszę jeszcze skołować sobie jakąś broń. Ale skąd?!
Byłem teraz w... Nie wiem jak to nazwać, piwnicy? Nie ważne.
Tam był mój cel. W tym 'pomieszczeniu' sprowadzali pełne i odprowadzali puste beczki do Miasta na Jeziorze. Kolejne beczki były już ustawione. I właśnie to miała być nasza dywersja.
Było już chyba po północy a ja i tak nie czułem zmęczenia. Byłem skupiony i czujny.
- Wina już prawie nie ma!- zawołał jeden z elfów.
- Już dawno trzeba było wysłać te puste beczki do Miasta na Jeziorze. Flisak na nie czeka- odpowiedział elf, który właśnie do nich zszedł.
- Może i król jest w gorącej wodzie kąpany, ale na winie się zna- stwierdził elf trzymający przed swoimi oczami szklany dzban z czerwonym płynem.- Spróbuj.
Zwrócił się do strażnika.
- Ale mam pilnować krasnoludów- powiedział wskazując na pęk kluczy.
- Są zamknięci, więc nie uciekną.
Wziął od niego klucze i powiesił je na haczyku.
Uśmiechnąłem się do siebie jak idiota. Zakładam, że teraz się upiją i nawet nie zauważą, że nie ma najpierw kluczy a potem więźniów. Pajace!
Podbiegłem do nich i szybkim ruchem zdjąłem.
Pierwsza część zakończona. Trzymając pęk pod marynarką, żeby niedzwoniły pobiegłem na górę. Zanim bym tam poszedł, przydałaby się...
Szczęście mi sprzyjało. Delikatnie dotknąłem jej ramienia. Zatrzymała się.
- Zejdź na dół i dopilnuj, by strażnicy się upili.- szepnąłem jej do ucha.
Jak porażona pobiegła tam, skąd przybyłem. Tylko żeby i siebie nie upiła.
Rozglądając się, czy nikogo niema wszedłem do zbrojowni. Nie można jednak było zamknąć się od środka, ale to nic, magia mi służy, więc coś wykombinowałem.
Obejrzałem pomieszczenie. Nie powiem, było duże. Pod ścianami stały półki oraz stojaki. Na środku były włócznie.
Poszedłem najpierw do 'działu' z łukami. Wszystkie były wielkie i nie dla mojego wzrostu, lecz wypatrzyłem jeden, idealny dla mnie. Musiał być stworzony dla jakiegoś bardzo młodego elfa. Do równie niedużego kołczanu wrzuciłem odpowiednią ilość strzał z czarnymi piórami. Ostatecznie wziąłem jeszcze dwa, małe sztylety. Schowałem je za marynarkę.
Ledwo nałożyłem to na siebie i zataiłem ślady, ktoś podszedł do drzwi. Włożył do dziurki klucz.
Szybko nałożyłem pierścień i zniknąłem. Kiedy tak się stało, znów widziałem wszystko jakby lekko rozciągnięte, jakby przez mgłę. Nie wiem czy to jakiś skutek uboczny czy co.
Elf pchnął drzwi chcąc je otworzyć, ale nie mógł. Mój zamek bardzo dobrze działał.
Delikatnym ruchem ręki zdjąłem magiczną blokadę. Wtedy drzwi gwałtownie się otworzyły a elf o mało się niewywalił. Zaśmiałem się w duchu.
- Co jest z tymi drzwiami?- jęknął drapiąc się po głowie.- Mówiłem Lindirowi by je naoliwił!
Bacznie rozejrzał się po zbrojowni. Nie wyczuł mnie.
Wszedł głębiej a wtedy ja bezszelestnie uciekłem na zewnątrz. Było blisko, lecz ja jak to ja zawsze wyjdę z opałów... to znaczy prawie zawsze.
Nie wiedząc co ze sobą zrobić, poszedłem od razu do lochów. Strażników nie było, pewnie byli na tej 'Uczcie Światła Gwiazd'. Nie zgłębiałem się w temacie.
Usiadłem na schodach.(Przedtem schowałem broń przy beczkach na dole). Westchnąłem ciężko. Poczekam jeszcze parę minut aż elfy na dole dobrze się upiją i zasną. O to chyba nie musiałem się martwić, Selly dobrze o to zadba.
- Słońce zaraz wstanie- powiedział ponuro Bofur- Poranek już niedaleko.
- Już nigdy nie dojdziemy do Góry, na pewno- rzekł smutno Ori.
- Nie dojdziecie jak będziecie tu siedzieć- odparłem.
(Zapomniałem dodać, że nie miałem już pierścienia na palcu)
Krasnoludy, jak popażone, zerwały się do krat.
- Chociaż co macie do roboty skoro jesteście zamknięci- zdefiniowałem sam siebie bawiąc się kluczami.
- Bilbo!- zawołały.
- Ty tutaj?
- Ty żyjesz?
- Co za odkrycie- prychnąłem wstając- Siedzę tu z pół godziny.
- To nie mogłeś wcześniej się ujawnić?!- oburzyli się.
- Miałem powód- burknąłem podchodząc do pierwszej celi.- A jakbyście teraz się nie darli to byłbym wdzięczny.
Stopniowo wszystkie więzienia zostały otwarte. Prócz trzech: Killiego i Filliego, Dwalina i Balina oraz Thorina.
- Bilbo!- zawołał Gloin mocując się z drzwiami celi siostrzeńców wodza- To zły klucz! Nie masz innego?
- Co ty gadasz? Ja już nic nie mam.
Podszedłem do nich. Przyjrzałem się zamkowi.
- Wszystkie nie pasują?
Pokiwali głowami.
- Do zamka celi Balina i Thorina też nie.
Zamyśliłem się chwilę a potem zacząłem się niekontrolowanie śmiać. Krasnoludy patrzyły na mnie dziwnie.
- Co za sieroty! Kluczy nie umieją pilnować- parsknąłem grzebiąc po kieszeniach- Jest drugi klucz.
Wyjąłem z jednej z nich czarną wsuwkę od Selly. Dała mi kilka odkąd nauczyła mnie tej sztuczki.
Kompania patrzyła na nią i na mnie ze zdezoriętowaniem.
- Co to ma być?
- Nie udzielaj się.
Szybko kilka razy ją powyginałem. Cały czas skupiny. Kiedy była już gotowa wsadziłem ją do dziurki i przekręciłem. Z gracją otworzyłem drzwi.
- Whola! Jesteście wolni.
- Jak to zrobiłeś?
- To zasługa twojej siostry. W zasadzie to włamywacz powinien umieć takie rzeczy, co nie?
Przyznali mi rację.
Z celą Dwalina zrobiłem to samo.
Gorzej było z Thorinem. Zgiąłem spinkę na wszystkie sposoby i żaden nic.
- 'Co za cholerstwo!'- myślałem za każdym razem.
Za dziesiątym razem, kiedy się nie udało wkurzyłem się i to na Maxa.
- Cholerne drzwi- warknąłem.
Z całej siły je kopnąłem aż mnie trochę zabolało.
Rozległ się jakiś chrzęst a drzwi chyba lekko się wygieły w miejscu ciosu.
Patrzyłem na nią i na krasnoludy niepewnie. Wziąłem głęboki wdech.
- Jak trzeba to trzeba- powiedziałem do siebie.- lepiej się odsuń.
Poradziłem Thorinowi. Posłusznie to zrobił.
Z lekkiego rozpędu udeżyłem w nie z taką siłą, że aż odskoczyłem skacząc na niebolącej nodze. To dziwne, że tylko jedna mnie bolała, przecież udeżyłem obiema naraz.
Co się stało z drzwiami: zamek pękł, kraty się wklęsły i tak otworzyły się ze zgrzytem.
- Dobre i to- wzruszyłem ramionami- Ale drzwi do wymiany. Naprzód!... Idziecie czy nie?
Odwróciłem się do nich zdziwiony. Obudzili się z szoku.
- Nie! Pytania na później- warknąłem kiedy chcieli coś powiedzieć- Za mną! Szybciej!
Zrezygnowani poszli za mną schodami w dół.
Na ich końcu wychyliłem się lekko, by sprawdzić sytuację.
Dziewczyna siedziała rozkojarzona przy stole obok chrapiących elfów.
- Okej, chodźcie...
- Wciąż jesteśmy w lochach!- szepnął oburzony Kili.
- Miałeś nas wyprowadzić na zewnątrz a ty co robisz?
- Dobrze wiem co robię- odwarknąłem Bofurowi.
Ogarnęło nas syknięcie jednego z krasnoludów.
- Idźcie tam- poleciłem kompanii wskazując na ułożone poziomo beczki.
- Ale...
- Bez dyskusji!
Po cichu podszedłem do Selly. Siedziała wciąż w tej samej pozycji.
- Sunny...
Potrząsnąłem ją lekko za ramię. Oderwała pusty wzrok z jakiegoś punktu i spojrzała na mnie.
-'Sunny'?- spytała rozbawiona.
- Powiedziałem tak?
- Yhym... dlaczego?
- A ja wiem... Tak jakoś...
- Wszystko gotowe?
- Tak. Ja już mogę ich ewakuować.- oznajmiłem.
- Okej. To ja wyjdę głównym wejściem. Spotkamy się przy bramie wodnej...
Wstała. Ruszyła do schodów, kiedy nagle się zatrzymała. Chciała coś powiedzieć a ja patrzyłem na nią pytająco. W końcu odwróciła się i pobiegła. ?
Doszłem do kompanii.
- Wskakujcie do beczek!- szepnąłem.
- Oszalałeś?- spytał z wyrzutem Dwalin.- Znajdą nas!
- Nie, nie znajdą! Obiecuję ci! Proszę! Proszę, musicie mi zaufać!
Krasnoludy zaczęły mruczeć między sobą. Spojrzałem błagalnie na Thorina.
- Róbcie co karze!- rozkazał.
Towarzysze westchnęli niechętnie, jednak zaczęli ładować się do beczek. Ja w tym czasie założyłem na siebie schowaną między butelkami wina broń. Dodatkowo na kołczan założyłem specjalną pokrywkę, by strzały nie wypadły. Wyglądał teraz jak przerośnięty termos.
Krasnoludy patrzyły na mnie zdziwione.
- Później- powiedziałem chowając sztylety.
- I co teraz?- zapytał Bofur, kiedy wszyscy zajęli miejsca.
Krasnoludy wystawiły głowy by na mnie spojrzeć, co wyglądało dość komicznie.
- Weźcie oddech- odparłem podchodząc do wajchy.
- Co..?!
Nie zdążył uzyskać odpowiedzi, gdyż po pociągnięciu uchwytu podłoga pod beczkami przechyliła się i potoczyły się na dół. Kompania z krzykami kolejno wpadała do zimnej wody.
- Yeah!- szepnąłem kiedy zniknęła ostatnia beczka.
Mój uśmiech zniknął tak szybko jak się pojawił, ponieważ odkryłem nieciekawą rzecz: zostałem bez 'transportu'.
Gorączkowo zacząłem myśleć.
- Gdzie strażnik kluczy!- rozległ się z góry krzyk jakiejś elfki.
Jakby piorun mnie strzelił. Stanąłem na przechylającej się podłodze. Zacząłem po niej skakać w nadzieji, że zrobi to co pomyślałem. Na próżno.
Krzyki strażników zbliżały się.
- No to po mnie- pomyślałem cofając się do tyłu.
I zdarzyła się niespodziewana rzecz. Przez mój ciężar na jedną stronę deska przechyliła się jak wcześniej. Zsuwałem się po niej tyłem jak po zjeżdżalni.
W porę wykonałem skok w bok i wylądowałem na skałach a nie w lodowatej cieczy.
Pobiegłem przed siebie. Tam czekali na mnie.
- Na co czekacie?- spytałem wymijając ich.
- Dobra robota panie Baggins.
- Nie ma sprawy.- rzekłem skromnie.
Rzeka poniosła beczki z krasnoludami. Ja biegłem dalej przed nimi niczym młoda sarna.
W pewnym momencie zahamowałem gwałtownie. Skończyły się skały a zaczął się nieduży wodospad wypluwający wodę na zewnątrz.
Chyba nie mam wyjścia...
- Co ty chcesz zrobić?!- zawołał Thorin daleko za mną.
- Nie martwcie się mną. Zobaczymy się potem!- odkrzynąłem.
Spojrzałem w dół. Nabrałem powietrza do płuc. Uniosłem ramiona i bezwłasnowolnie spadłem.
Słyszałem ich krzyki, lecz niemogłem już ich zrozumieć, gdyż wpadłem do silnego nurtu.

Pustkowie SmaugaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz