Rozdział 17

868 62 3
                                    

*Thorin*

- Gonią nas jeszcze?
- Nikogo nie widać!- odkrzyknął Balin.
Wszyscy byli zmordowani. Nie tylko walką z orkami, ale również prąd morski ich wykończył. Na szczęście dopłynęliśmy do odcinka rzeki, gdzie wpadała do Jeziora a woda był dużo spokojniejsza.
Z jednej z beczek wysunęła się głowa Bofura.
- Chyba zgubiliśmy orków- powiedział przedtem wypluwając wodę w ustach.
- Nie na długo, nurt słabnie- zauważyłem.
- Bombur omal nie utonął!
- Płyńcie do brzegu!- rozkazałem.
- Tak jest!
- Szybciej, szybciej!
Pomagając sobie nawzajem wyszliśmy na skalsty i kamieniasty ląd.
Bofur rozglądał się na wszystkie strony.
- Widzicie gdzieś ich?
- Kogo?
- Bilba i Selly!
- Nie. Nawet niewiadomo gdzie wylądowali.
- Spokojnie, znajdą się- pocieszył czapkowatego Balin.
- Sądzę, że Bofura martwi coś innego.- wtrącił się Dori.
- A co go martwi?- spytał Dwalin.
- Kiedy znikali...
- Oni nie zniknęli, ich wciągnęło w jakiś wir!
- To się nazywa teleportacja.
- A niby skąd to wiesz?
- Selly mi tłumaczyła... Mów dalej Dori.
- No więc kiedy zni... teleportowali się, widziałem, nie wiem czy ty też Bofur, jak jeden z orków rzucił w ich stronę sztylet. Sądziłem że zdążą i w nich nie trafi, lecz to ostrze zniknęło razem z nimi.
- Myślisz że... mogło któregoś z nich trafić?
- Nie peszę, ale mogło tak być.
- Trzeba ich znaleźć!
- Narazie nie da rady. Kili jest ranny. Trzeba opatrzeć mu nogę - zawołał Fili klęcząc przy bracie.
- A może wylądowali w Mieście?
- I tak chyba musimy tam iść. Nie mamy niczego.
- A jak chcesz się tak dostać?
Nikt nie umiał na to pytanie odpowiedzieć. Nawet ja.
- Hej! Zobaczcie!- zawołał nagle Bofur.
Odwróciliśmy się w jego stronę. Znalazł coś na ziemi. Wziął to ostrożnie w dłonie.
- To jej bransoletka.
- Naprawdę?
- Tak. Widziałem ją u niej na ręku... byli tutaj.
Podeszliśmy bliżej do zdruzgotanego krasnoluda.
- Dlaczego jest cała we krwi?
Czułem że zasycha mi w gardle.
- Jest jej pełno.
Faktycznie, wśród kamieni jeszcze stały kałuże krwi.
- Czy to ona...
- O nie- jęknął Bofur bliski płaczu.
- Może ona żyje. Nigdzie nie ma jej ciała!
- Tylko gdzie jest Hobbit?
Nim się ktoś odezwał usłyszeliśmy szelest. Odwróciliśmy głowy w tamtą stronę.
Nad wodą siedział Ori wylewający wodę z butów. Z niepokojem i strachem patrzył na stojącego obok niego wysokiego mężczyznę. Trzymał łuk w pogotowiu.
Dwalin wyskoczył z naszej grupki, zasłonił krasnoluda własnym ciałem z kijem jako broń.
Wtedy człowiek wystrzelił strzałę trafiając w środek gałęzi.
Kili poderwał się z ziemi z czymś metalowym gotowym do rzuty. Obcy jedną strzałą wytrącił mu ją z dłoni. Brunet wyglądał na zdziwionego.
- Zróbcie to jeszcze raz, a zginiecie - zagroził napinając ponownie łuk.
- Jesteś z Miasta na Jeziorze- bardziej stwierdził niż zapytał Balin.
- I co z tego?
Białowłosy chciał odpowiedzieć, lecz nie zdążył. Coś dużego i białego wyszło z rzeki ociekając wodą. To była Aza.
Nie zwracając na nic uwagi otrzepała się i cały strumień poleciał na nas. Ci którzy stali najbliżej jęknęli z niezadowolenia.
- Co to?! Odsuńcie się!- krzyknął człowiek celując w warga.
Wołaliśmy, żeby nie robił jej krzywdy, że jest z nami, jednak nieposłuchał. Strzelił. Strzała miała trafić w Strzałę.
I miało tak się stać, kiedy nagle nadleciała inna strzała zbijającą strzałę Barda.
Z szoku ockneliśmy się po chwili. Spojrzeliśmy w bok.
Parę metrów od nas, pod skalną ścianką stał na jednej nodze, wciąż z wysoko uniesionym łukiem, Pan Baggins. Koło niego stała miotła. Sama stała na nierównym gruncie.
Hobbit powoli opuścił broń, chwytając się kilka szczotki, by nie upaść.
Nagle rozległy się jakieś radosne piski dziewczyny.
- Wiedziałam że ci się uda! Wiedziałam!
Blondynka rzuciła się mu na szyję.
- A ja tak nie sądziłem.
- A jednak!
Podchodzili powoli. Bilbo kulał na jedną nogę.
- Skoro na ćwiczeniach mi się nieudawało. A tu taka niespodzianka.
- Zaraz, o czym ty mówisz?
- A ty o czym mówisz?
- No, zbiłeś strzałę. Czyli zdałeś test!
- Aaa, o to ci... Co?! Zdałem?!- zawołał nagle.
- Zdałeś!
- Naprawdę?!
- Tak!!
Znowu się uściskali na 'miśka'. Ich krzyki chyba można było usłyszeć na kilometr.
- Okej, czekaj. Muszę to przyjąć sobie do świadomości.
Ukrył twarz w dłoniach. Selly wreszcie nas zauważyła.
- Cześć! Dotarliście!- zawołała wesoło.
Bofur do niej podszedł i mocno ją przutulił. Elfka tak się zdziwiła, że dopiero po chwili oddała uścisk.
- Na mą brodę, ty żyjesz!- zawołał.
- A niby dlaczego...
- Nic ci nie jest? Pokaż mi się tu- chwycił jej twarz w dłonie- Jesteś poważnie ranna? Coś ci się poważnego stało?...
- Bofur! O co chodzi?- zawołała dziewczyna- Nic mi nie jest! Mam tylko stłuczony nadgarstek ale nic poza tym!
- Znalazłem twoją bransoletkę a obok niej była krew i...
- Jak to moją bransoletkę?- przerwała mu zdziwiona- Przecież mam swoją na ręku!
Podwinęła rękaw by to udowodnić.
- Ale ja znalazłem taką samą - pokazał.
- Czy mogę?- wtrącił się Bilbo- Tak się składa, że ona jest moja.
Zabrał swoją własność.
- Yy.. twoja? Dookoła niej była krew... czy ona była...
- A! To dlatego nie mogłam Cię wyleczyć naszą wspólną magię. Czegoś nie powiedział, że ci spadła?!
- Jak miałem powiedzieć skoro byłem nieprzytomny?- obronił się.
- Fakt.
- Dlaczego byłeś nieprzytomny?- spytał Balin.
- No bo... ponieważ...
- Baggins był nieprzytomny, gdyż...
- Udeżyłem się głową o kamień!
Selly spojrzała na niego jak na idiotę.
- Pogżało cię? To nie z tej przyczyny!
- Po co mają się przejmować. Nic mi nie jest.
- Nic ci nie jest? Woda ci udeżyła do mózgu? Mam ci...
- O co chodzi?- wtrąciłem się- Wszystko dobrze?
- Tak!
- Nie!
Zawołali równocześnie. Spojrzeli na siebie, jakby chcieli siebie nawzajem zabić.
- To Wy się znacie?
Spojrzeliśmy na człowieka. Patrzył na nas dziwnym wzrokiem.

*Selly*

- Dlaczego sądzicie że wam pomogę?- spytał ładując beczki na swoją łódź.
- Twoje buty widziały lepsze dni. Tak jak i płaszcz- odpowiedział Balin- No i na pewno musisz wyżywić rodzinę. Ile szkrabów?
- Chłopak i dwie dziewczyny- powiedział.
- A żona, jak przypuszczam, jest piękna prawda?- dodał krasnolud z uśmiechem.
- Tak...- zamyślił się- Była...
Uśmiech zszedł z twarzy Balina. Mężczyzna spojrzał na niego smutno.
- Wybacz nie wiedziałem...
- Dobra, starczy tych uprzejmości- warknął Dwalin.
- Skąd ten pośpiech?
- Nie twoja sprawa.
- Chciałbym wiedzieć kim jesteście i co robicie w tych okolicach.
Thorin dokładniej opatulił moje ciało kocem. Było mi strasznie zimno. Włosy powoli mi bielały.
- Jesteśmy zwykłymi kupcami z Gór Błękitnych. Podróżujemy do krewnych z Żelaznych Wzgórz- powiedział niespodziewanie Bilbo.
- Zwykłymi kupcami mówisz. Ty mi jednak na takiego nie wyglądasz.
- Kto mówił, że mam wyglądać- wzruszył ramionami.
Złapałam go za zdrową dłoń.
- Potrzebujemy prowiantu i broni. Pomożesz nam?- spytał Thorin.
Zapadła cisza. Człowiek dotknął zadrapań na beczkach.
- Wiem skąd są te beczki.
- I co z tego?
- Nie mam pojęcia, czemu byliście u elfów, ale coś wam źle poszło.
Ja i Hobbit westchnęliśmy nosem.
- Do Miasta nikt nie może bez zgody władcy. A on wzbogacił się na handlu z elfami. Prędzej Was uwięzi, niż zaryzykuje wściekłość ich króla.
- Targuj się- szepnął do Balina Thorin.
- Zaproponuj coś więcej. Na pewno da się tam dostać niezauważonym- odezwałam się.
- Tak.- powiedział odkładając swój łuk i kołczan.- O ile tylko znajdziecie przemytnika...
- Zapłacimy mu podwójnie- dodał Balin.
Człowiek spojrzał na niego z lekkim uśmiechem.
Zgodził się na taki układ. Jeden po drugim wpakowaliśmy się na drewnianą łajbę i odbiliśmy się od brzegu. Teraz to dopiero zaczną się pytania ciekawskich krasnoludów, ale byliśmy na to z Bilbem przygotowani.

Pustkowie SmaugaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz