*Selly*
Wokół mnie było cicho. Zbyt cicho. Powoli otworzyłam zaspane oczy. Pierwsze co widziałam to ciemność. Mój wzrok potrzebował chwili by przyzwyczaić się do małej ilości oświetlenia. Była noc. Ogień w kominku powoli wygasał.
Wciąż siedziałam skulona w fotelu. Poruszyłam się chcąc usiąść prosto i od razu tego pożałowałam. Od niewygodnej pozycji spania wszystkie mięśnie, kręgosłup i kark dawały o sobie znać. Brawo ja.
Kiedy tylko osiągnęłam cel, wreszcie dostrzegłam, że coś jest nie tak. Albo mnie gdzieś wywieźli, albo jestem ślepa i głucha, albo kompania wyparowała.
Nie no, to jest na pewno dom Barda a ze mną jest wszystko w porządku.
Zostawili nas i poszli. Super.
Wstałam i powoli przemieszczałam się po domu. Jeszcze tego by brakowało, żebym się o coś zabiła.
Zajrzałam do pierwszego 'pokoju'. Na jednoosobowym łóżku spały córki Barda na tak zwaną 'łyżeczkę'. Gilda i Sidrit to kochane i dobrze dziewczyny, dobrze je wychował.
Natomiast na podłodze w śpiworze spał Bain. Też dobry i uczciwy chłopak.
Cicho podeszłam do drugiego, gdzie leżał Hobbit.
Dalej słodko spał, przytulony do poduszki. Uśmiechnęłam się pod nosem. Jak dziecko.
Wycofałam się do kuchni. Musiałam się potknąć o fotel, jak zwykle. Chyba jednak byłam ślepa.
Krzywiąc się z bólu przez palec zaparzyłam mu zioła na wzmocnienie i na coś tam jeszcze. Zrobiłam też i sobie na ten przeklęty ból głowy. Czułam się (I pewnie też wyglądałam ) jakbym miała kaca. A nic nie piłam, słowo!
Usłyszałam ciche trzeszczenie podłogi. Odwróciłam się.
- Już się obudziłeś?
- Jak widać- szepnął.
Idąc w stronę stołu uderzył w ten sam fotel co ja. Jakaś klątwa, czy to krzesło tak przyciąga?
Zasiadł na jednym z krzeseł. Postawił łokieć na blacie i oparł o dłoń głowę.
Wyglądał podobnie jak ja: pomiętolone ubranie i rozczochrane włosy. Chociaż, jak mam być szczera, to wyglądał, jakby dopiero wracał z imprezy.
Postawiłam przed nim parujący kubek i sama zajęłam ze swoim miejsce na przeciw niego. W ciszy siorbaliśmy napoje.
- Strzała..?
- Niech jeszcze śpi- powiedziałam szeptem.
- A Shira?
Uniosłam brwi.
- Nazwałeś ją Shira?
Wzruszył ramionami.
- Pasowało do niej.. Gdzie ona jest?
- Opatrzyłam jej skrzydło, poleciała je wypróbować. Nie długo powinna wrócić.
Kiwnął głową na znak, że rozumie.
Rozejrzał się nieprzytomnie.
- Gdzie są krasnoludy?
- Teraz odkryłeś że ich nie ma?
- Daj mi żyć, umieram- jęknął.
- Nasza kompania chyba nas pożuciła i ruszyła.
Zmarszczył brwi.
- Naprawdę?
- Nie wiem. Na to wygląda.
Głośno wypuścił powietrze. Coś zaczęło stukać w szybę.
- Jest i... Shira.
Otworzyłam lekko okno. Wleciała przez nie i usiadła na stole.
Shira, to bardzo młody sokół. Była mniej więcej wysokości jak długość przedramienia Bagginsa. Ma całe białe upierzenie, co jest rzadkością. To właśnie ją Bilbo znalazł w krzakach nad rzeką. Zajęliśmy się nią i bardzo polubiliśmy. Aza była strasznie zazdrosna, ale w końcu się do niej przekonała.
- I jak tam mała- zaśmiałam się.- Pokaż to skrzydło.
Delikatnie zdjęłam bandaż. Rana była już mała, praktycznie jej nie było.
- Zagoiło się jak na psie.. bez obrazy.
Wyjęłam z torebki kawałki jakiegoś mięsa i nakarmiłam ją.
- To co my teraz zrobimy?
- Siedzimy i czekamy na cud.
- Super, czyli jesteśmy w...
Dokończył herbatę, wstał i wyszedł na werandę. Westchnęłam nosem. Posadziłam sokoła na barku i wyszłam za nim.
Opierał się plecami o barierę patrząc w niebo. Stanęłam obok niego.
Zapadła cisza. Pozwoliłam Shakirze polatać.
- Może gdybym bardziej uwarzał, gdybym nie oberwał- szepnął Bilbo.
- O.czym ty mówisz?- zmarszczyłam brwi.
- O niczym. Majacze - spuścił głowę.
- Wierz mi to i tak by nic nie zmieniło- powiedziałam- Ja za to jestem chora i tak mnie zostawili. Przynajmniej nie jestem tu sama.
Baggins patrzył w ziemię zamyślony.
- No właśnie...
- No właśnie co?
- Nigdy bym sobie Ciebie nie wyobraził jako chorej! I jeszcze ta beczka! Jakim cudem on wlali ci tam wodę?!
- Nie drzyj się, dzieci śpią. Po prostu mam dziś pecha.
- Zwykłego?
Westchnęłam.
- Mam tak od zawsze, co rok. Ale czemu się dziwić, w końcu dziś są moje urodziny...
- Masz dziś urodziny?! Selly, czemu nic nie powie...
Przerwał kiedy dziwnie na niego spojrzałam. Cały entuzjazm z niego wyparował. I jemu i mnie przypominał się dzień mojego pierwszego pecha. Dzień kilkaset lat temu, kiedy zginęli moi rodzice.
- Wybacz- szepnął- Nie chciałem.
Objęłam go ramieniem.
- Nic nie szkodzi.
Obróciliśmy się i oparliśmy łokciami o drewnianą balustradę patrząc w nicość. Wzasadzie było trochę za ciemno, żeby coś widzieć, ale to nic.
- Czy ty też to widzisz?- spytał cicho Bilbo.
- Widzę ciemność i kontury pobliskich domów, widzę gwiazdy i księżyc.
Złapał moją brodę i skierował moją głowę w bok. Wytężyłam wzrok.
Pomiędzy domami 'szedł' rząd świateł. Słychać było głosy.
- To protest, czy zbieranie na naradę?
- Ani to, ani to.
Po cichu weszłam na dach. Hobbit spojrzał na mnie pytająco.
- Chodź, zobaczymy o co chodzi- szepnęłam podając mu dłoń.- Tylko uważaj na rękę.
Pomagając sobie nawzajem przeskakiwaliśmy bezgłośnie z dach na dach, co można było zrobić bez problemu, gdyż domy stały blisko siebie, jak drzewa w lesie.
Zatrzymaliśmy się na dachówce domu, który stał zaraz przy zgromadzeniu.
W półkolu ustawili się strażnicy z wysokimi pochodniami. Za nimi piętrzyli się mieszkańcy.
Wtedy drzwi wielkiej chaty, przed którą zabrali się, otworzyły się i na werandę wyszedł prawdopodobnie władca i jego doradca.
- Co tu się dzieje?- spytał poprawiając płaszcz.
Wiedzieliśmy, że to trochę potrwa, więc usiedliśmy tak, by nogi dyndały nam za dachem.
- Złapaliśmy ich na kradzieży broni.- rzekł Kapitan Straży.
- A! Wrogowie publiczni.
- Żałosna banda przemytników nic więcej mój panie- prychnął doradca.
- Uważaj na słowa- warknął Dwalin.
Wychyliliśmy się lekko. Dopiero teraz zauważyliśmy kompanię w środku półkola. Więc to o nich cała afera.
- Ale checa.
Bilbo wykrzywił usta w drwiącym uśmiechu.
- Nie masz pojęcia z kim rozmawiasz!- zawołał na co władca zmarszczył brwi.- To nie jest zwykły złoczyńca: to jest Thorin, syn Thraina, syna Throra.
Człowiek wytrzeszczył oczy, a między ludźmi przeszedł szmer zdumienia.
- Jesteśmy krasnoludami z Ereboru- powiedział doniośnie książę.- Przybyliśmy odzyskać nasze ziemie.
Znów szepty.
- Pamiętam to miasto w czasach światłości. Przybijały tu dziesiątki statków z jedwabiem i kosztownościami. To nie był nędzny, zapomniany port. To był największy ośrodek handlu na północy!
Ludzie zgodzili się z jego słowami.
- Sprawię, że te dni powrócą! Znów zapłoną wielkie piece krasnoludów a przeogromne bogactwa znów popłyną!
- Śmierć! Sprowadzisz na nas śmierć! Ogień smoka i zniszczenie.
Zaprzestałam oglądania złamanej ręki Bilba i spojrzałam w dół. Z tłumu wyłonił się Bard i wyszedł Thorinowi na przeciw.
- Jeśli obudzisz smoka czeka nas koniec.
- Wesprzemy ich?- spytał Bilbo patrząc na całą scenę.
- Nie.- prychnęłam.- Poradzą sobie. Mogli nas nie zostawiać.
- Możecie słuchać tego czarno widza, ale obiecuję. Jeśli nam się uda, skarby Góry będą należeć do wszystkich. Starczy wam złota by odbudować Esgaroth dziesięć razy!
- Posłuchajcie mnie! Słuchajcie!- krzyknął Bard uciszając lud- Zapomnieliście co spotkało Dal?! Zapomnieliście o tych wszystkich których spalił ogień?! A dlaczego? Przez chorą ambicję króla Góry. Przez jego chciwość, bo poza skarbem nic się nie liczyło!
Nori o mało się na niego nie rzucił.
- Chwileczkę!- zawołał władca.- Nie osądzajmy zbyt pochopnie. Trzeba nam przypomnieć że to Girion, władca Dale, twój przodek, zawiódł i nie zabił smoka!
- To prawda panie, wszyscy to wiemy. Strzelał tak i strzelał i nic. Nie trafił ani jedną strzałą!- powiedział doradca.
-- Nie masz prawa, nie masz prawa wejść do Ereboru.- szepnął Bard to Thorina.
- Mam wszelkie prawo- powiedział i odwrócił się- Zwracam się do władcy tego miasta. Czy chcesz spełnienia przepowiedni? Czy chcesz dzielić wielkie wielkie bogactwa moich braci? Co na to powiesz?
- A ja ci odpowiem...- powiedział z cwaniackim uśmiechem.- Witaj! Witaj po trzykroć witaj! Królu i Panie pod Górą!
Rozległy się wiwaty. Ludność cieszyła się i przytulała.
- Mówiłam że sobie poradzą.- powiedziałam na co Bilbo wywrócił oczami.
- Jednakże, nie wiemy czy dotrzymasz słowa, nie znamy Cię.- przemówił doradca i wszystko ucichło- Kto za Ciebie poręczy?
Zapadła cisza.
Ptak jedynie zleciał i usiadł na barierce. Jej złote ślepia przeszywały Thorina na wylot A i on patrzył na sokoła badawczo.
Sądziłam, że krasnoludy zacznął siebie nawzajem przekrzykiwać.
Spojrzałam znacząco na Bagginsa a on uśmiechnął się pod nosem.
- My poręczymy- zawołał doniośnie Bilbo.
Wszyscy odwrócili głowy jak na komędę.
- A Wy to kto?
- Co Wy tam robicie?
- Siedzimy?- zapytałam jakby to było oczywiste.
- Znacie się?
- Tak, Alfredzie. Tak jakby należymy do ich kompanii.
-Yy, skąd wiesz jak się nazywam?- przestraszył się.
- Nie musisz wiedzieć. A Wy!- wskazałam na krasnoludy- Wy się do nas nieodzywajcie! Chcieliście nas zostawić!
Zrobiliśmy im awanturę, a co.
- Ale Selly...
- Nie ma żadnego ale!- zawołał Bilbo.- Taka jest prawda!
- Spaliście i...
- Super! Powiedzcie jeszcze że słodko wyglądaliśmy! Ja stąd idę. Shira!
Ptak zerwał się do lotu. Hobbit wstał i poszedł na drugi koniec dachu.
- Idziesz Selly?
- A co tu będę siedzieć. Em, powodzenia!
Zasalutowałam im i dogoniłam Bilba zostawiając osłupiały tłum. Za pomocą magii wylądowaliśmy gładko na ziemi. Kiedy tak się stało przybiliśmy sobie żółwika.*******
I jak wam miną Nowy Rok? Miałam wczoraj dodać rozdział, ale wyszedł mi do kitu i musiałam napisać jeszcze raz.
Sama nie wiem co mnie olśniło z tym sokołem, ale może mi się przydać później. Miłego czytanka :)
CZYTASZ
Pustkowie Smauga
Fanfiction(***)- Lojalność, honor, waleczne serce... Nie proszę o nic więcej.. - Pamiętaj, że zawsze będziesz miał wśród nas poważanie... (***)- Bez względu na to co się stanie.. I tak będę cię kochać..- szepnęłam i pocałowałam go. ~~~~~ Drugi tom pierwszej c...