*Selly*
Cisza. To jedyne co nastąpiło. Każdy zahipnotyzowany patrzył na otwarte wejście i tą czerń, której już dawno, dawno nie rozproszyło żadne światło.
- Erebor...- szepnął pierwszy Thorin wciąż stojący w wejściu.
- Thorinie.. to...- wzruszył się Balin stając obok niego.
Książę położył mu dłoń na ramieniu a potem wszedł do środka. Za nim białowłosy i my.
- Znam te ściany.. ten korytarz.. kamień... pamiętasz Balinie? Komnaty pełnie złotego blasku?- spytał wódz zatrzymując się w głębi.
- Tak, pamiętam...- powiedział Balin dalej ze łzami w oczach.
Kolejno weszliśmy do skalnego korytarza. Było duszno, lecz czemu się dziwić.
- Oto siódme królestwo rodu Durina...- przeczytał Gloin patrząc w punkt nad drzwiami.
Odwróciłam się w tą stronę.
W skale wyryta była tablica. Na niej był napis w krasnoludzkim języku. Ale nie tylko.
- Oby Serce Góry zjednoczyło wszystkie krasnoludy.- doczytał.
Pomiędzy zdaniami przedstawiony był...
- To królewski tron.- rzekł Balin do Bilba.
Ten pokiwał głową.
- A to... nad nim?
- To Arcyklejnot.
Z tej małej elipsy wychodziły, jakby promienie słońca świadczące o tym, jak ważny jest ten kamyk.
- Arcyklejnot...- powtórzył Hobbit.- Czyli??
- To, włamywaczu, to właśnie twój cel...
Wszyscy odwrócili się by spojrzeć na księcia.
- To znaczy... że mam iść tam?- zapytał z przestrachem Bilbo wskazując palcem ciemny tunel.- Okej.- odparł lekko po chwili jakby od niechcenia.
- O nie! Zapomnij!- wtrąciłam się.- Jeżeli myślisz że pozwolę ci tam iść to się mocno zdziwisz.
- Przecież nic mi się nie stanie.- zapewniał.
- A co jeśli smok się obudzi? I cię zabije?!
- To się nie zdarzy. Twoje własne słowa. Wszystko będzie dobrze. A nawet jeśli... na pewno sobie poradzę. Zaufaj mi...Patrzyłam na niego a łzy napłynęły mi do oczu. Nie chciałam, żeby to widział, więc przepchałam się przez krasnoludy w kierunku wyjścia.
Stanęłam na końcu skalnej półki. Patrzyłam się... W zasadzie na nic, mrok przysłonił świat, jedynie księżyc bladym światłem próbował coś zdziałać.Objęłam się ramionami. Co z tego, że umiał walczyć? Co z tego że miał ten głupi pierścień? Co z tego, że potrafi poruszać się bezszelestnie?Być może to nie wystarczy! On chce chronić mnie własnym ciałem a ja jego. Niestety nie możemy tego zrobić jednocześnie, bo w praktyce byśmy się przepychali. Ja... naprawdę nie chce go stracić!
Nawet nie wiem kiedy przyłożyłam sobie pięść do ust a moje ciało zatrzęsło się od szlochu. On jest najbliższą mi osobą, przed Bofurem i Thorinem. Co prawda jest jeszcze Hubert i Luna. Jednak z nimi to nie to samo. Owszem są moimi przyjaciółmi, ale Bilbo w tak krótkim czasie zasłużył sobie na miano mojego brata. Czy to jest takie skąplikowane czy ja jestem trudna do zrozumienia?
Czyjeś ramiona mnie objęły. Spojrzałam w bok w nadziei, że to Thorin. Jednak to był Nori.
- Poszedł?
- Poszedł.- powtórzył.- Spokojnie Selly. Znajdzie ten klejnot. Przecież to nasz włamywacz...
Z mojej drugiej strony stanął Balin.
Spojrzałam w ciemność.
- Balinie, co takiego ważnego jest w tym kamieniu?*Bilbo*
- Czyli to ja mam znaleźć klejnot...- upewniłem się.
- Wielki, biały klejnot. Tak.- pokiwał głową Balin.
- I to tyle? Takich klejnotów pewnie jest tam sporo...
- Jest tylko jeden Arcyklejnot. Bez trudu go rozpoznasz.- rzekł ruszając korytarzem w prawo.
- Jasne...- mruknąłem bez przekonania.
Ruszyłem w jego ślady. Nagle się zatrzymał.
- Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia co znajdziesz tam na dole.
Spojrzał na mnie a ja westchnąłem cicho.
- Nie musisz iść jeśli nie chcesz to żaden wstyd...
- O nie, nie Balinie. Nie dam się tak łatwo nastraszyć przez jakąś wyrośniętą jaszczurę.Normalnie nie wierzyłem w to, co powiedziałem. Jakby nie ja.
Ku mojemu zdziwieniu Balin zaczął chichotać. Spojrzałem na niego pytająco.
- Zawsze mnie będzie zadziwiać...
- Co takiego?
- Odwaga Hobbitów.
Uśmiechnąłem się lekko na te słowa. Lubię Balina.
- Idź już i szukaj szczęścia gdzie tylko możesz.
Pokiwałem głową. Powoli zacząłem schodzić w dół.
- A, Bilbo!
- Hmm?- odwróciłem się.
Krasnolud się zawahał.
- Jeśli gdzieś tam jest.. żywy smok... Lepiej go nie budź...Super rada. Znów westchnąłem. Zrobiłem jeden krok I znów się odwróciłem chcąc o coś zapytać, ale Balina już nie było.
Co więc miałem zrobić? Ruszyłem dalej, bezszelestnie stawiając stopy.Przez te ciemności o mało się nie potykałem a cisza była taka, że dzwoniło w uszach. Zastanawiałem się czy czas w ogóle płynie czy zatrzymał się i czekał na to co się stanie.
Szedłem tak korytarzem, aż doszedłem do wielkich, otwartych drzwi. Ostrożnie przez nie zajrzałem.
Była to jakaś naprawdę wielka sala o ile mnie oczy nie mylą.
Niepewnie przez nie przeszłem nasłuchując... sam nawet nie wiedziałem czego.
- Eee.. przepraszam?
Delikatnie zapukałem w metal drzwi. Dźwięk rozniósł się głośno po całym pomieszczeniu aż podskoczyłem i stanąłem nieruchomo. Czekałem chwilę. Nic się nie działo. Znów zapadła głucha cisza.
Zdenerwowanie mnie opuściło. Chrząknąłem cicho.
- Nie ma go w domu. No nie ma.- mówiłem sobie idąc przed siebie.- Dobrze. Dobrze, dobrze...
Stanąłem jak słup soli na końcu kamiennego 'pomostu' patrząc na widok przede mną.Morze.. Nie wróć! Ocean złota! Wszędzie. Góry monet i świecidełek lekko połyskiwały.
Uniosłem do góry brwi w zdumieniu.
- Skąd się tego tyle wzięło?- spytałem sam siebie.
Zszedłem po schodach prowadzącymi prosto na bogactwa.
Monety szeleściły i brzęczały pod moimi stopami, ale na to nie mogłem już nic poradzić. Mój wzrok, już przyzwyczajony do mroku, rozglądał się czujnie. W poszukiwaniu śladów Smauga oraz Serca Góry. Ani po jednym Ani po drugim nie było śladu.
- Arcyklejnot.- mruczałem pod nosem.- Arcyklejnot.. Wielki, biały klejnot... No to mi pomógł.Poruszałem się ostrożnie przeszukując kopce. To było jak szukanie igły w stogu siana. To było chyba nie możliwe bym znalazł ten kamyk.
Po kilku, chyba, godzinach zmęczony zatrzymałem się pod największym kopcem. Byłem zrezygnowany. I zmęczony.
Wtedy.. do tej pory zadawałem sobie pytanie, po jakiego to zrobiłem...
Wyjąłem ze stosu złoty pucharek. Złoto nad nim zaczęło 'spływać' jak w strumyku na dół.
Powoli uniosłem głowę. To co zobaczyłem sprawiło, że jak porażony schowałem się za kolumnę stojącą obok.Widziałem zamknięte oko Smauga. Czyli on tu jest.
Próbowałem uspokoić oddech, lecz nadaremno. Zwłaszcza, że obok mnie huchnęło powietrze z jego nosa strącając z niego monety.
Chciałem przedostać się na drugą stronę kolumny, jednak znów zamarłem.
Tam też się coś poruszyło. To był chyba.. ogon.
- Rany- pomyślałem.- On jest ogromny. A jeżeli by się wyprostował...
Wolałem nie dokończyć myśli.
Ponowiłem próbę wycofania się, ale głowa smoka, wciąż pod złotymi monetami, wjechała niedaleko mnie.
Tym razem stąpałem tyłem patrząc wciąż w oko. Chciałem iść ostrożnie, ale miałem chyba wyjątkowego pecha.
Kiedy smok zaczął otwierać oko wskoczyłem za jakąś małą zaspę. Oko rozglądało się czujnie a ja wyjąłem pierścień. Nie miałem wyjścia, musiałem go założyć.
Smaug podniósł się a ja zniknąłem.
Byłem w pułapce bo wiedziałam że pierścień nie da mi ochrony na długo. Co mam robić?
CZYTASZ
Pustkowie Smauga
Fiksi Penggemar(***)- Lojalność, honor, waleczne serce... Nie proszę o nic więcej.. - Pamiętaj, że zawsze będziesz miał wśród nas poważanie... (***)- Bez względu na to co się stanie.. I tak będę cię kochać..- szepnęłam i pocałowałam go. ~~~~~ Drugi tom pierwszej c...