*Bilbo*
Wysłuchiwałem głosów z zewnątrz. Musiałem coś zrobić, byleby zapomnieć o tym ochydnym zapachu ryb oraz o pulsującym bólu z rany. Nasilał się z każdą minutą. Akurat teraz musiał nawrócić?!
Selly mnie ostrzegała, że tak się może stać, wyleczyła ją w połowie, gdyż nie miała Królewskiego Ziela.
Oddychając głęboko wsłuchałem się.
- Stać!- krzyknął ktoś.- Kontrola towaru! Dokumenty proszę.. A, to ty Bard.
- Witaj Persil- odpowiedział.
- Masz coś do zgłoszenia?
- Nie. Zgłaszam tylko skargę na pogodę. I chcę do domu.
- Nie ty jeden.
Przez dziurkę widziałem, jak starzec przybija pieczątkę na papierku od Barda.
- Proszę bardzo, to już wszystko...
- Jeszcze nie zupełnie wszystko.
Obok Persila pojawił się inny facet. Czarne włosy i szata. Można go było skojarzyć z takim szczurkiem.
- Transport beczek bez ładunku z Królestwa Leśnych Elfów- przeczytał z karteczki.- Ale.. ładunek to ty masz.
Wszedł na łajbę patrząc na niego z pogardą i złoślistwem.
- O ile sobie przypominam jesteś flisakiem a nie... rybakiem- wziął w dłoń jedną rybę.
- Nie twoja sprawa- odpowiedział sucho Bard.
- Błąd- uśmiechnął się- To sprawa naszego władcy A więc zapewne i moja.
- Oj daj spokój ludzie muszą jeść!
- Te ryby to kontrabanda! Wyrzucić mi to wszystko do wody!
Zarządził do strażników. Obleciał mnie strach a wraz z nim kolejna fala porażającego bólu.
Czterech zbrojnych chwyciło dwie beczki i przechylili je za burtę.
- Tutaj ludzie są biedni, czasy ciężkie, jedzenia jest mało- przemówił Bard.
- To nie jest mój problem...
- Kiedy ludzie się dowiedzą, że władca kazał wyrzucić ryby do Jeziora, mogą się zacząć rozruchy.
Spojrzał na Barda z wielkimi oczami.
- I to będzie twój problem.
Doradca zawahał się.
- Stać!- zawołał niechętnie.
Strażnicy odstawili beczki na miejsce i zeszli z łodzi.
- Tak Cię obchodzą ludzie, co Bard? Taki obrońca uciśnionych.- powiedział z kpiną- Może teraz Cię uwielbiają, ale to się skończy.
Poszedł w ślady straży.
- Podnieść kratę!- zawołał Persil.
- Nasz władca ma na Ciebie oko, pamiętaj. Wiemy gdzie Cię znaleźć!- krzyknął szczurowaty.
- To nie jest duże miasto, każdy każdego może znaleźć- odpowiedział mu Bard nim minęliśmy bramę.
Chyba słusznie odetchnąłem z ulgą. Płynęliśmy chwilę między starymi domami aż łódź się zatrzymała.
Bard podszedł do pierwszej lepszej beczki i przewrócił ją nogą. Wysypała się cała jej zawartość wraz z Nori, który głośno kasłał. Mężczyzna zrobił to samo z drugą beczką. Z jej wnętrza wypadł Dori.
Bard chciał popchnąć trzecią, gdy wysunęła się z niej głowa Dwalina.
- Nie dotykaj mnie- warknął ostrzegawczo.
Człowiek uniósł dłonie w geście obronnym.
Kolejno reszta kompanii wynurzyła się z ryb. Ja też, łapiąc łapczywie czyste powietrze. Niestety zbyt gwałtowne wstanie spowodowało u mnie czarne plamy przed oczami a wraz z nimi zakręciło mi się w głowie. Przymknąłem oczy by się ich pozbyć.
- W porządku?- zapytał mnie Ori.
Kiwnąłem głową.
- Tak, już tak.
Jakimś cudem udało mi się wyleźć z beczki. W baryłce została tylko jedna osoba.
- Selly, możesz już wyjść- powiedziałem.
Wtedy się ukazała. Całkowicie nasiąkła wodą. Sądziłem, że jak przedtem była mokra to bardziej być nie może, jednak się myliłem.
Cała się trzęsła a włosy miała zupełnie białe.
- A co się stało?- zdziwiłem się- Urządziłaś sobie kąpiel?
Patrzyła na mnie spod byka.
- Serio pytam.
Pomogłem jej wyjść. Kiedy tylko dotknąłem jej bladej dłoni dreszcz mnie przeszedł u wyraźnie mną zatrzęsło. Była zimna jak lód albo gorzej. Jej palce były już blado niebieskie. Jak zaraz się nie rozgrzeje, będzie lodowym posągiem!
Gdy stanęła już na nogach zdjąłem z moich dłoni rękawiczki i nałożyłem na jej dłonie.
- Musiały się im ryby skończyć i nalali mi wody.- powiedziała z wyrzutem.
Zdjąłem z siebie marynarkę i opatuliłem ją.
- A ty...?
- Ja nie zamienię się w lód więc nic mi nie będzie.
- Jak to w lód?
Jakby z ziemi wyrusł obok nich Thorin. Delikatnie objął dziewczynę A ta wtuliła się w niego.
- Nie potrafię tego wyjaśnić, jej się pytaj- westchnąłem.
- Za mną!- zawołał Bard po ustaleniu czegoś z rybakiem stojącym niedaleko.
Szliśmy w kolumnie. Szedłem przed Sel. Z każdym krokiem nie czułem nóg, ból stawał się niedozniesienia.
Szliśmy między straganami i usłyszałem krzyk strażnika nim zachwiałem się do tyłu.
- Bilbo!- szepnęła przerażona dziewczyna w ostatniej chwili mnie łapiąc.
- Boli, strasznie.
Lekko zgiąłem się w pół. Przez mgłę widziałem uciekającą kompanię, przed strażnikami.
- Wytrzymaj, proszę! Nie zamykaj oczu!- błagała elfka przewieszając moje ramię za głowę.
Nie byłem w stanie spełnić jej prośby. Selly chwyciła coś jeszcze, poczułem znajome szarpnięcie i zapadła ciemność.*Selly*
Kuliłam się w fotelu obok płonącego kominka. Opatulona chyba pięcioma kocami z kubkiem gorącej herbaty w dłoniach. Myślałam nad tym co się stało.
Czekałam na przybycie Barda i kompanii. Chciałam się teraz do któregoś z nich przytulić. Bo Bilbo nie może.
Wstrzymałam oddech by odgonić łzy. Nie becz, bądź silna!
Oczywiście jest jeszcze Strzała, moją wierna przyjaciółka. Siedząc przy mnie mówiła mi i pocieszała swoimi sposobami, że 'wszystko będzie dobrze, Selly'.
- Nie wątpię- pomyślałam całując ją w głowę.
Wtedy przez drzwi ktoś wszedł.
- Tato! Gdzie tyle byłeś?- zapytała mała podbiegając by przytulić rodziciela.
- Ojcze! Dobrze że jesteś! Martwiliśmy się.- zawołała starsza również go tuląc.
- Weź to Sidrit- poprosił starszą córkę Bard podając jej jakiś worek.- Synu lej ich tu.
Bein zszedł na dół.
Po chwili po schodach zaczęli wchodzić...
- Tato, skąd w toalecie wzięły się krasnoludy?-- spytała Sidrit
- Przyniosą nam szczęście!- zawołała Gilda.
Powoli wstałam z siedziska. Podeszłam do pierwszego krasnoluda i przytuliłam go. To był Dwalin.
- Jak dobrze, że nic wam nie jest!
Krasnolud chwilę się wahał, ale odwzajemnił uścisk.
Potem przytuliłam po kolei następnych. Ostatni był Thorin. Jego tuliłam najdłużej.
- Jesteś strasznie ciepła - stwierdził.
- Bo mam gorączkę- powiedziałam.
Chyba trochę za wysoką.
- Piłaś jakieś zioła żeby ją zniżyć?- spytał Balin.
- Coś tam piłam- wzruszyłam ramionami.
Wróciłam do fotela tak samo podkulając nogi. Reszta porozwieszała sobie mokre rzeczy blisko ognia, by szybciej wyschły. Bard porozdawał każdemu po kilka rzeczy.
- Może nie bardzo pasują, ale musicie się rozgrzać.
Zatrzymał się przy mnie. Uśmiechnęłam się lekko.
- Wezmę dla kolegi- powiedziałam.
Ubranie położyłam niedaleko mnie. Zaczęłam grzebać w torebce równocześnie wyłączając się. Szukałam jakiś maści i bandaży na zmianę opatrunku. To znalazłam bez problemu. Przeszukiwałem torebkę w poszukiwaniu jakiś ziół na złagodzenie bólu. Coś w rodzaju znieczulenia, tylko nie przez zastrzyk.
Zastanawiałam się, jakie cierpienie musiał przeżywać. Taka rana to nie błachostka.
Poczułam żal do siebie, to ja powinnam oberwać. I tak przeżyłam wiele bólu, to by nie była dla mnie nowość.. ale dla niego...
- Co to jest?- spytał Thorin.
- To jest włócznia, przerobiona z harpuna.- powiedział Bard.
- A to?- zapytał Kili.
- Topór, zrobiony z młota Kowalskiego. Ciężki to prawda. Ale lepsze to niż nic. Jak chcę się ratować życie.
- Miałeś nam przynieść broń. Topory i miecze! Za to zapłaciliśmy.
Mówili coś jeszcze do siebie, ale niechciałam tego słuchać. Tak bardzo chciałam spać... Ale nie mogłam. Nie potrafiłam. Musiałam być czujna i przygotowana. Na nagłe wypadki.
Nawet nie zauważyłam, kiedy kompania usiadła dookoła mnie. Prócz Dwalina, Thorina i Gloina. Oni odrobinę dalej stali.
- Co się tak na mnie patrzycie?- przerwałam ciszę- Rozumiem, że na głowie mam istną szopę i ogółem wyglądam jak szop ale bez przesady.
- Bez przesady, nie jest tak źle.
- No jasne. Ale poważnie co się stało?
- To ty nam powiedz.- uniosłam brwi- Gdzie jest Bilbo?
Otarłam dolną szczękę o górną. Spojrzałam tam, gdzie było widać połowę łóżka jednej z dziewczynek.
- Czy on...- widziałam przerażenie w ich oczach.
- Co? Nie!- zawołałam- Żyje! Udało mi się usunąć truciznę.. Z organizmu.
Spuściłam wzrok.
- No to czemu się smucisz?
Wzruszyłam ramionami.
- Nie wiem czy to przez gorączkę, czy przez moją głupią wyobraźnię, boję się i mam wrażenie.. że on się już nieobudzi.
- Obudzi się, zobaczysz- pocieszył mnie Balin.
Uśmiechnęłam się do niego lekko. Rozmawialiśmy ze sobą, w zasadzie to oni jedynie gadali, dopóki nie odeszli coś zjeść. Dopiero wtedy podszedł do mnie dowódca. Uśmiechnął się do mnie.
- I jak się czujesz?- kucnął obok mnie.
- Głowa mnie jeszcze boli i strasznie chce mi się spać.
- To śpij.
- Boję się.
- Jestem przy tobie.
Złączyliśmy nasze obie dłonie, opieraliśmy się o siebie czołam patrząc sobie głęboko w oczy.
- Nigdy już nie pozwolę, aby coś ci się stało- szepnął pocierając kciukiem wierzch mojej dłoni.
W odpowiedzi ucałowałam go i wróciłam do poprzedniej pozycji. Nie zwracałam uwagi, że krasnoludy mogły to widzieć. Szczerze miałam to gdzieś. Kochałam go i chciałam to wszystkim pokazać.
Kompania szeptała między sobą. Mój świetny słuch mógł zrozumieć niektóre zdania. Np; A niemówiłem ci, że są razem? lub Ładnie razem wyglądają bądź Czyli jak wujek się ożeni z Selly to ona będzie naszą ciocią?
To ostatnie zdanie należało to Killiego. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Z czego się cieszysz?
- Z niczego. Zauważyłeś może, że jakbym była twoją żoną to będę ciocią dla twoich siostrzeńców.
- Możliwe, a co?
- Bo chyba już to wiedzą- zachichotałam.
Ziewnęłam szeroko.
- Kiedy wyruszamy?
- Prawdopodobnie.. jutro. A teraz śpij kochanie- ucałował mnie w głowę.
To było silniejsze odemnie. Po przegranej walce odpłynęłam.
CZYTASZ
Pustkowie Smauga
Fanfiction(***)- Lojalność, honor, waleczne serce... Nie proszę o nic więcej.. - Pamiętaj, że zawsze będziesz miał wśród nas poważanie... (***)- Bez względu na to co się stanie.. I tak będę cię kochać..- szepnęłam i pocałowałam go. ~~~~~ Drugi tom pierwszej c...