Drugi ranek w rezydencji.
Po tym jak według mojego wrażenia nie zeszłam na zawał co w moim wieku z moim zdrowiem było nierealne Jack czule zaniósł mnie do komnaty i za moją prośbą czekał dopóki nie zasnę. Nie znałam go dobrze jednak coś mnie do niego przyciągało.Obudziłam się, wzięłam prysznic i tym razem wybrałam kaszmirową suknię. Jej długość do kostek stanowczo mi nieodpowiadała więc wzięłam nożyczki i ścięłam ją przed kolana. Tak wyszłam do holu, gdzie przywitał mnie Michael i wskazał jadalnie.
Weszłam do zaciemniałej sali. Przy stole siedział już Jack, który słysząc, że wchodzę odwrócił twarz w moją stronę.
- Dzień Dobry.- wyrzekł i wskazał miejsce obok.
Zapanowała chwilowa cisza, którą sprytnie przerwał
-Może wina? - wskazał stojącą butelkę na środku. Chętnie bym wypiła, rozluźniający trunek w moich ustach byłby idealnym lekarstwem na wszystko jednak pokręciłam głową i jadłam moją jajecznicę.
- Nie żyjesz w nocy? - zapytałam jakkolwiek to zabrzmiało. Zerknął na mnie i odpowiedział.
- Cały czas żyję jak widzisz.
- Ale czy nie prowadzisz nocnego życia ośle! -nic innego nie przyszło mi na myśl jak 'osioł' . Wciąż się uśmiechał przez co kilka razy przemyślałam wszystko co mówię, by upewnić się, że nie jest to zabawne.
- Tak.- odpowiedział. - Ale prowadzę nocny jak i dzienny tryb życia. Godzina snu w zupełności mi wystarcza.
- Dobre - powiedziałam za co się w myślach skarciłam się, co z kolei spowodowało moje zaczerwienienie się.
- Też tak będziesz mogła, za niedługo. - odparł
Gdy przypomniał mi o tym mój ranny humor się rozproszył. Wiele myślałam i myślałam też o tym, że nie chcę być wampirem. Odsunęłam krzesło i bez słowa wyszłam z jadalni. Jack nie poszedł za mną.
Przemierzałam korytarze rezydencji, wchodziłam do wielu pokoi wiedząc, że nikogo w nich nie zastane. Niektóre były zamknięte i nie dociekałam, by je otworzyć. W pewnym momencie weszłam do jeszcze jednego pokoju w którym był balkon. Weszłam tam spoglądając w dół. Pierwsze piętro - przeżyje czy nie przeżyje.
Przeżyjesz pesymistko !
Ściągnęłam pantofle i weszłam na ramę balkonu. Ogromne przerażenie zawładnęło moim ciałem, ale miałam cel, wydostać się stąd. W jednej chwili skoczyłam w krótkim locie uzmysłowiając sobie, że to jest głupie. Upadłam boleśnie na kostkę, z której wiele nie zostało. Z całej siły krzyknęłam. W oczach miałam łzy bólu. Zwiłam się w kłębek i leżałam na trawie gdy kapał na mnie deszcz.
- Jasna cholera! - usłyszałam głos biegnącego Jack'a. - Upadłaś na rozum?! -krzyknął gdy tak się zwijałam. Ostatnio miałam same bolesne zdarzenia.
- Nie, na kostke! - odpyskowałam. Wziął mnie na ręce i przytargał do holu. Michael przyniósł opatrunek.
Udało mi się uspokoić. Kostka tak mocno nie bolała dzięki ziołom Michaela. Ten facet znał się na wszystkim.
- Jutro będzie mogła spokojnie chodzić. - powiedział do Jack'a.
- Jutro?! - zapytałam głośno -Człowieku ja przynajmniej miesiąc będę tu leżeć !
Lokaj spojrzał na mnie i bez słowa odszedł kręcąc głową.
- Nigdy mi tak nie rób. - zza siebie usłyszałam Jack'a. - I tak mi nie uciekniesz, a zdziałasz tylko na własną krzywdę. - powiedział to ze szczerym smutkiem. Nie wiedziałam co powiedzieć więc poprostu milczałam. Zostawił mnie samą na jakieś piętnaście minut. Wtedy doznałam olśnienia. Telefon! Gdy mnie tu zabierał miałam ze sobą telefon!
- Jack! -krzyknęłam na cały głos. Nie przyszedł. Powtórzyłam kilka razy głośniej i wkońcu się zjawił.
- Czy ty musisz tak krzyczeć?! - wyrzekł z wyrzutem. Machnęłam ręką i powiedziałam
- Oddawaj telefon. - rozkazałam, wyszczerzył uśmieszek. Skarciłam go za to. Wyciągnęłam dłoń i poklepałam ją drugą na znak by oddał mi mój telefon.
- I co im powiesz? - zapytał.
-Wszystko! Że jestem więziona u jakiegoś świra ale będę żyć w dodatku wiecznie. Tym świrem jest nasz milutki kolega Jack Edword ale jeszcze nie muszą się martwić. Pomyśleć, że Kate się chciała z tobą spiknąć! - do twarzy przyłożyłam rękę by nic więcej nie mówić. -
I tak mnie nie interesuje, ty mnie interesujesz. - odparł z tym swoim uśmieszkiem.
- Pff. A ty mnie nie!- skomentowałam pokazując mu język. Niestety szybko oparłam tę teze czując motyle w brzuchu. Przy Jack'u miałam poczucie bezpieczeństwa, troskę i wszystko co potrzebne by była to miłość. Ale na litość boską! To wampir! Przemienił mnie wbrew mojej woli za co powinnam go nie nawidzić do końca... świata! Jack widząc moją gonitwę z myślami wziął mnie szybkim gestem na ręce i wyniósł na powietrze. Padał deszcz, na dworze było widno. Przeniósł mnie do murku na zachodzie i wskazał skrawek nieba, będący daleko, daleko.
- Ze mną możesz mieć wszystko Greys, dzięki nieśmiertelności jaką posiądziesz możesz być wszędzie. - patrzyłam na to miejsce na zachodzie. Miał rację, będę mogła mieć wszystko i będę mogła być wszędzie. Jednak zachód słońca, on nie będzie nigdy już taki piękny. Będzie mi sprawiał ból każdy wgląd na niego.
Oparłam swoją głowę o ramię Jack'a, a on ujął moją dłoń. Tak przesiedzieliśmy cały wieczór. Zdałam sobie sprawę, że darze uczuciem wampira, którym się stane.
______________________________
Komentarze i gwiazdki miło widziane!
Trzeci rozdział zamknięty Pozdrowieniami! :D
Do zobaczenia ;x

CZYTASZ
Wcielona- Wampiry ✔
VampireGreyses pewnego dnia zostaje przemieniona w wampira, od tak. Całe życie obraca jej się do góry nogami, a wszystko co słyszy jest dla niej kolejnym powodem do nienawiści. Mimo wszystko wciąga się w świat nieśmiertelnych. Nie wie, że zostaje wciągnięt...