5

4.4K 310 2
                                    


Zjadłam śniadanie przypominając sobie zdarzenia z wczoraj.

- Ty zabiłeś tych ludzi? - zapytałam ostrożnie. Odłożył widelec i spojrzał na mnie.

- Tak, ale byli oni bezużyteczni. - odpowiedział normalnym tonem.

- Nie masz prawa zabierać komukolwiek życia. Może nie jestem szczególnie wierząca ale to załatwia Bóg. -wydał się zaskoczony moimi słowami.

- To niech twój Bóg zabierze stąd wampiry. - oschle odrzekł. Rozumiejąc, że religia to nienajlepszy temat do rozmów zamilkłam.

- Dzisiaj możesz spotkać się z matką. - oznajmił bez uczucia.

- Tak, gdzie? - zapytałam, a on wskazał dokładnie miejsce spotkania, zawiezie mnie tam, a później odbierze.

- A co jeśli uciekne z mamą? - nie sądziłam, że nie pomyślał o takim zdarzeniu. Jack uśmiechnął się wyciągając ręce we wszystkie strony.

- Nie uciekniesz bo Cię znajdę. - przybliżył mnie do siebie i mocno ucałował.

Teraz to sama wrócę.

***

Spotkałam się z mamą w umówionej kawiarni. Po drugiej stronie pomieszczenia zauważyłam czatującego Michaela. A jednak wysłał szpiega. Moja mama też go zauważyła, ale udawała, że nie zwraca na niego uwagi.

- Jak tam słonko? - spytała jakbyśmy były na codziennej filiżance kawy.

- A jak ma być? Przez twoje błędy ja teraz cierpie, a co? - powiedziałam to z wyrzutem, który poczułam. Starałam się szeptać by być pewną, że nikt nas nie podsłuchuje.

- Nie rozumiesz, byłam młoda, a twój ojciec chciał mnie przemienić. Myślałam, że wystarczam mu jako człowiek. On zaś mówił, że po przemianie będziemy żyli wieczność. Tak by się stało, ale nie mogłam. Wampiry zawsze będą związane z Lucyferem, nie mogłabym żyć z myślą, że muszę zabijać. - zakończyła jakże to moja religijna rodzicielka.

- To trzeba było nie wiązać się z wampirem! A możesz żyć z myślą, że twoja córka taka będzie?! - wstałam gniewnie od stołu i jakby nigdy nic wyszłam z kawiarni. Mama w niej została.

Przemierzałam ulicę nie znając celu swojej drogi. Popatrzyłam w niebo, szare chmury lecąc z wiatrem w jedną stronę nie zatrzymywały się. Na chwilę przystanęłam i patrzyłam jak ostatni kłąb wody w powietrzu przelatuje odkrywając słońce.

Natychmiast spuściłam wzrok czując oślepiający blask. Cała skóra zaczęła mnie piec.

- O cholera, przemiana. -powiedziałam sama do siebie, gdy tłum ludzi omal nie trącał mną na chodnik. Moje odkryte dłonie parowały, a skóra się świeciła. Chciałam mieć Jack'a przy sobie.
Pospiesznie zmierzyłam w jakąś zaciemnioną ulicę by schować się tam przed promieniami. Stałam tak nie wiedząc co dalej. Nagle z rogu ściany wyszło trzech ubranych obskórnie ludzi. Przestraszona przybliżyłam się do rogu swojej ściany.

- Co tutaj robi taka panienka w słoneczną pogodę? - zapytał jeden człowiek bardziej do swoich towarzyszy niż do mnie. W ręku trzymał kij lekko w niego poklepując.

- Napewno nie szuka przyjaciół. - odgryzłam się chcąc się wycofać, ale wtedy jeden złapał mnie z tyłu uniemożliwiając ucieczkę. Zaczęłam krzyczeć.

- Pomocy!

-Zamknij się! I tak nikt Cię tu nie usłyszy! - uciszył mnie. Jeden, podejrzewam, że ich szef podszedł do mnie i zaczął mnie obmacywać.

- Proszę nnie - wyjąkałam się czując na polikach łzy. Mężczyzna na to nie zważał tylko się uśmiechał.

Myślałam, że to koniec? Zaraz mnie zgwałcą i zabiją. Tak najczęściej lądowały kobiety pałęczące się tam gdzie nie trzeba. Zamknęłam oczy i w jednej chwili pojawił się Jack.

- Zostaw ją! - krzyknął do trzymającego mnie faceta po czym przystąpili do walki. Dwóch mężczyzn rzuciło się na Jack'a jednak wampir pokonał ich z łatwością powalając na ścianę. Mężczyzna widząc jego siłę posunął się do zagrożenia mną. Złapał mnie za szyję i powiedział w strachu

- Nie podchodź bo skręcę jej kark!

Jack odsunął się spoczywając wzrokiem na mnie. Łzy same leciały mi z oczu. Zaczął coś szeptać, czego nie usłyszałam więc powiedział na głos przewracając oczami.
- Teleportacja! -I zwinnym ruchem znalazłam się za Jack'kiem przypominając sobie o zdobytej umiejętności.

Idiotko! Od razu trzeba było!

Z pewnością, gdybym pamiętała o tym sama dałabym radę. W momencie mojego odskoku Jack podbiegł do napastnika i rzucił mu się na szyję. Widziałam jak wysysa z niego ostatnie krople krwi, gdy on sam jakby był w śnie. Skończywszy wyrzucił jak zwykłą szmate ciało i złapał mnie za rękę.

- To właśnie Ci bezużyteczni ludzie. - odparł oblizując kącik ust.

Wcale nie było mi żal ich. Po całym zajściu gardziłam takimi ludźmi jak Ci. Nawet w głowie poukładał mi się plan wyłapania wszystkich przestępców i używaniu ich na karmę dla wampirów.

Niecne plany Greys.

***

- Napewno nic Ci nie jest?- zapytał Jack po raz setny? Gdy siedzieliśmy w holu przy kominku. Spojrzałam na niego wzrokiem 'daj mi spokój' i zamilkł. Nastała przez chwilę cisza dopóki Mochael nie wszedł z kuchni z jakimś naparem. Podał mi go, a ja bez słów wypiłam gorzki napar.

- Panienka zbliża się do stadium środkowego przemiany, niech Pan wybaczy, ale uważam, że dzisiejszy dzień  był nieodpowiednim do wyjścia na miasto. - pouczył lokaj Pana, jednak Jack nie odezwał się słowem. Ja za to dostałam lekcje co mam robić, a czego nie. I przedewszystkim mam powiedzieć, kiedy "załakne krwi" . Skrzywiłam się na te słowa. Wyczerpana położyłam się spać.

______________________________

X.x Co tu się dzieje? #.#

Wcielona- Wampiry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz