27

2.2K 147 7
                                    

- Tego chcę. - odpowiedziałem stanowczym głosem.

- No dobrze. Skoro tego chce mój ukochany brat. - uśmiechnął się i jednym ruchem uleciał wysoko w górę. Zrobiłem to samo. Znaleźniśmy się na stromym drapaczu chmur. Victor widząc mnie umknął w bok.

- Chciałem walczyć, nie bawić się w ganianego. - ryknąłem by dobrze mnie usłyszał. Skierowałem się by go wypchnąć ale był szybszy, wykonał zgrabny unik.

W myślach wciąż ciążyły mi słowa Greys: ,,Byłam w ciąży". Moje dziecko umarło, moja miłość kona.

Ryknąłem po raz kolejny jak zwierzę nie człowiek. Uderzyłem z całej siły w twarz Victora, który tym razem nie miał szczęścia. Dotknął dłonią ryse krwi na poliku. Taką samą miałek gdy przyprowadziłem Greys do jadalni mojej rezydencji, a ona zaatakowała mnie nożem. Nie spodziewałem się wtedy tego. Miałem ją za niewiniątko. A co z niej za wampir wyszedł...

Victor sprowokowany również przystąpił do ofensywy. Zrobił skok w moją stronę dziwacznie wymachując rękoma. Patrzyłem na te wyczyny nim wrócił na ziemię. Nie tknął nawet mojego włosa. Victor nie potrafił walczyć na pięści. W tym wypadku na wyrywanie głów. Bo taki był mój cel. Wyrwać mu głowę. By umarł.
Ruszyłem. Chwyciłem potwora, tak mogę go nazwać, za fraki i w umałku sekundy przygwoździłem go do wyższej ścianki. Rozejrzałem się w górę znajdując szczyt wieży. Szpikulec, koniec budowli stykający się z wodnymi obłokami. Po raz pierwszy to ja się uśmiechnąłem. Widziałem strach w jego oczach. Nie miał odwagi wypowiedzieć słowa. Napawałem się tą chwilą aż uznałem, że należy to skończyć. Uniosłem poobijane, krwawiące i regenerujące się bezwładne ciało Victora w moich dłoniach. Wyskoczyłem z nim w górę i pchnąłem na szpikulec. Jego głowa rozerwała się na strzępy. Zemdlił mnie owy nieprzyjemny widok. Oddychałem szybko, czułem jak tętno opada mi z każdą sekundą.

Już po wszystkim. Powtarzałem sobie. Ale nie było po wszystkim.

- Eric. Eric. Co. Z. Greys? - wypowiedziałem przez myśli do brata wiedząc, że mnie słyszy. Za każdym słowem łzy wzbierały mi się w oczach.

- Robię wszystko co mogę Jack. Wybacz mi.

Nie mogłem nic więcej powiedzieć. Byłem wykończony. Nawet wampir potrafił się zmęczyć. Mimo to stanąłem na nogi. Zeskoczyłem niezauważony z budynku i pomknąłem spowrotem do miejsca, którego nie chciałem widzieć. Tak naprawdę nie miejsca ale tego co mogę tam spotkać. Biegnąc kaszlałem krwią. Potknąłem się o próg chodnika, wszedłem w latarnie. Biegłem dalej.

- Jack ona cię potrzebuje. - wyrzekł głos Erica w mojej głowie.

***

Znalazłem się na miejscu. Wparowałem wyważając drzwi bo otwieranie ich mogło by zająć mi zbyt długo czasu. Na sofie leżał mój anioł w sukni we krwi. Nad nią czuwał Eric. Zbliżyłem się niepewnie. Spojrzałem na jej twarzyczkę po której spływały krople potu.

- Jest strasznie rozpalona. Rana jest wstrętnie głęboka. Jack... Ja nie wiem czy przeż...

- Zamknij się! - warknąłem. - Zamknij się! Słyszysz? Ona jest silna! Nie waż się tak mówić!

Eric zwrócił się w moją stronę.
- Jack. Ja wiem ale musimy być przygotowani na wszystko. Ty musisz być przygotowany.

Chwyciłem ją mocno za rękę.
- Greys, słyszysz mnie? Skarbie. Już po wszystkim. Już wszystko w porządku. Słyszysz? - rozpłakałem się uciskając jej dłoń. - Słyszysz?

Nagle poczułem tkliwy, ledwo wyczuwalny gest. Poruszyła swoją rączką.

- Jack... - wydobyło się z jej ust. Powstałem, Eric podbiegł do nas.

- Ona potrzebuje krwi. - wypowiedział. Rozglądałem się za czymś co mogło ją napoić.

Idioto.

- Niech wypije moją. - zadecydowałem.

- Sam jesteś wykończony... - zaczął Eric.

- Nic mi nie będzie. Piłem jej krew. Nie raz. - chodziło o to, że mogłem zapaść w śpiączkę gdyby wampirzyca po tak krótkim okresie przemiany wypiła moją krew jednak moja łakność jej krwi wygrała. Mogłem bez obaw ją napoić. Najwyżej bym zemdlał.

- Przystaw szyje do jej ust. - rozkazał Eric. Znał się na medycynie wampirzej jak nikt inny kogo znałem więc mu ufałem. Przyłożyłem tak blisko, że czułem dotyk jej ust, rozchyliła je lekko i wbiła swoje kiełki. Te endorfiny... Czuć hormony szczęścia w tak tragicznym momencie bolało mnie ale nic nie mogłem z tym zrobić. Wysysanie z kogoś krwi to dawanie mu szczęścia. Taki jest bieg owego procesu. Owinięty brzuch Greys nie sączył już tak wielkiej ilości krwi. Jej bladość nie biła już tak mocno. Po procesie karmienia gorączka stopniowo opadała.

- Myślę, że uda jej się. - uśmiechnął się mało widocznie Eric. Położyłem się obok Greys i zasnąłem.

***

3 tygodnie później...

Greys P.O.V.

Otworzyłam oczy spoglądając na znajomy mi sufit. Tak to ten, w którym spędziłam sporo nocy z Jack'iem. Ruszyłam niezdarnie stopami czując chłód pokoju. Wstać czy nie wstać. Spojrzałam w okno na lewo gdzie przez zasłony spowijały się promienie słońca.

- Wstawaj leniu. - wyszeptałam do siebie. Odkryłam koc jakim zostałam przykryta i zauważyłam ogromny bandaż oplatający moje żebra i klatke piersiową. W mgnieniu chwili wszystko mi się przypomniało.

- Jack! - wrzasnęłam z całych sił w panice. Drzwi się otworzyły i do pokoju wkroczył Michael.

- Wszystko w porządku panienko? - zapytał. Zirytowałam się. Jak mogło być w porządku?

Mogło.

Do pokoju za Michaelem wszedł Jack, cały i zdrowy. Z lekkim uśmiechem na twarzy. Ulżyło mi, uśmiechnęłam się.

- Teraz będzie już tylko lepiej. - wyszeptał mi do ucha.

- To ja może zostawie was samych. - wyrzekł staruszek. - A reszta to... w swoim czasie. - wymamrotał i wyszedł.

Jack zbliżył swoje usta do moich powodując namiętną chwilę szczęścia.

- Kocham cię. - wyszeptałam, a on odparł jak to na szczęśliwe zakończenie wypadało:

- Ja ciebie też kocham Greys.

___________________________________

Po pół roku i dłużej? xD doczekaliście się rozdziału końcowego! Jeśli jeszcze coś pamiętacie... No cóż. Sama nie wiedziałam, że tak ZLAMIĆ potrafię ale cóż. W przyszłości xD Nie wiem kiedy napiszę EPILOG *.*

A teraz wszystkim bardzo dziękuję ❤❤❤❤ K o c h a m

Wcielona- Wampiry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz