9

3.4K 260 7
                                    

Wracaliśmy z zdanego testu. Wampiry zrobiły mi w dżungli survival. Całą noc sterczałam, miałam ich unikać, a później zaatakować. Pozatym tej nocy musiałam zaspokoić głód. Jack z Ezral, gdy mnie zobaczyli spożywającą krew niedźwiedzia nic innego jak bili brawa. Nie widziałam w tym niczego do dumy. Jaki zwierzak się natknął taki umarł.

Byłam zadowolona jak nigdy w ciągu tych trzech tygodni. Szybko pogodziłam się z moim losem wiedząc, że już go nie cofnę, układało mi się z Jack'iem i nawet kupił mi pieska! Pewnego dnia przyniósł do rezydencji brązową kulkę sierści zastrzegając bym go nie zjadła. Poczułam się urażona tym domysłem. Udało mi się przyzwyczaić do słońca znacząco dziwiąc tym wampira jak i nawet Michaela. Mówili, że to nieprawdopodobne, że mnie promienie nawet odrobinę nie palą. Taka była prawda. Uznali mnie za mutanta. Jack opowiadał, że 53 lata przyzwyczajał się.

***

- Dlaczego nie przemieniacie innych ludzi? - zapytałam pewnego wieczoru, gdy siedziałam razem z Jack'iem na balkonie, z którego zleciałam niegdyś. Rozmawialiśmy zacisznie podziwiając dobrze znany nam krajobraz pól i tylko z daleka migotały drobne światełka wskazujące Paryż. Wampir przewrócił oczami.
- Kiedyś byliśmy z ludźmi bardzo związani. Potrafili rozpoznać w nas wampira, a my tego nie ukrywaliśmy. Za ich prośbą przemienialiśmy każdego chętnego. Później wszystko się zepsuło... Kościół przejął władzę i nawoływał do palenia nas na stosie, jak w średniowieczu. Nastały ciężkie czasy, ukrywaliśmy się przed nimi. Wilkołaki widząc nasze rozproszenie skorzystały z okazji i wykrzyknęły nam wojnę. Było nas za mało... Garstka, która przeżyła zaprzysięgła sobie nie spouchwalać się z inną rasą. Stali się wyłącznie naszym pożywieniem. Wilki same zapuściły na siebie zagładę, a my widząc liczbę przemienionych zaprzysięgliśmy nikogo więcej za zgodą wyznaczonej rady nie przemieniać. Od ponad pięciuset lat jesteś pierwsza.

Cicho westchnęłam. Poczułam niezrozumienie do osób, u których się wychowałam, którymi byłam. Uważałam, że wybicie wampirów to nie był najlepszy pomysł jednak postanowiłam nie zaprzątać sobie tym głowy.

- Kocham Cię. - wyszeptałam do Jack'a. Uśmiechnął się do mnie i wskazał miasto.
- Chyba pora wybrać się do przyjaciół. - zapowiedział. Rozszerzyłam powieki wstając uradowana z krzesła. Jutro zobaczę Mata, Kate i Henrego. Podeszłam do wampira i zatopiłam w nim swoje usta. Odwzajemnił pocałunek i już doskonale wiedzieliśmy czego chcemy. Dotarliśmy do sypialni. Mężczyzna zdjął ze mnie zbędne ubrania rozprowadzając swoje usta po mojej szyi. Sama pozbyłam się jego ciuchów po czym znaleźliśmy się w łóżku.

***

- Gdy noc taka piękna to i dzień mi nie przeszkadza. - wymamrotał Jack rankiem, gdy ja próbowałam się ubrać. Wciąż całował moje ciało przeszkadzając w nakładaniu ubrań. Na mojej twarzy przenikł uśmiech zadowolenia. Wszystko się układa. Zjedliśmy normalne zbędne śniadanie podane przez Michaela, dobrze wiedząc, że nie musimy udawać cywilizowanych ludzi. Chciałam przypomnieć sobie te czynności życiowe przed spotkaniem najbliższych. Wciąż trapiło mnie to, co im powiem, dlaczego bez słów zniknęłam, gdzie jestem i kiedy się spotkamy znów. Sama nie mogłam odpowiedzieć sobie w pełni na te pytania. Zdawałam sobie sprawę, że jestem im winna spore wytłumaczenie.

Po południu dostałam telefon by zadzwonić. Jack skombinował numery (nie mam pojęcia skąd). Szybko wybrałam numer Kate.

- Halo? - usłyszałam w komórce dobrze znany mi głos. - Kto mówi?

- Kate, t-to ja. - zająkałam się odpowiadając. Przez chwilę słyszałam głuchą ciszę w słuchawce.

- Greys! O mój Boże! Chłopaki to Greys! - Kate nie była sama. W tle usłyszałam zdziwienie Mata i Henrego. Zapeszona czekałam czy mają coś do powiedzenia, może nie chcą mnie już widzieć. Ktoś wyszarpał komórkę Kate z ręki.

- Greyses ! Gdzie jesteś? Wszystko w porządku? - usłyszałam stanowczy głos Mata. Zawsze był panikarzem.

- Mat, wszystko OK. Możemy się spotkać na obiedzie, wszystko wam wyjaśnie. O czternastej w... ?

- Springfield! W naszej kawiarni. - oznajmił po czym nas rozłączyło.

***

Tak jak ustaliliśmy o czternastej przyszłam do kawiarenki. Jack nie chciał przebywać w tej rozmowie więc wybrał się do miasta. Gdy weszłam już do pomieszczenia zauważyłam moich przyjaciół. Siedzieli tam, gdzie zawsze. Przy oknie przy stoliku czteroosobowym. Z kuchni wydobywał się zapach jabłecznika, który w tym miejscu uwielbiałam, a teraz było mi całkiem obojętne. Podeszłam do nich i w milczeniu przysiadłam się. Patrzyli na mnie jakby ducha zobaczyli nic nie mówiąc.

- Więc? - wymamrotałam nie wiedząc co powiedzieć. W tym momencie Kate wstała ze swojego krzesła i rzuciła mi się na szyję. Od niskiej blondynki czułam zapach słodyczy jej perfum, ubrana była mimo upału w długie jeansy i niebieski top. Włosy sięgające jej do pasa spieła w niedbały kok. Gdy mnie puściła Henry i Mat powtórzyli uścisk. Do oczy napłynęły mi łzy. Ile, cztery tygodnie może więcej się nie widzieliśmy? Najgorsze, że oni przeżywali moją nieobecność w dłużących się dniach kiedy to ja się świetnie bawiłam pomijając pierwsze dni i transformacje i... I tak było świetnie. Przysiadliśmy wszyscy nareszcie i tak jak kiedyś zamówiliśmy cztery kawałki jabłecznika z sokiem brzoskwiniowym.

- Więc jak wspominałaś, Greyses gdzieś ty do cholery się podziewała? - omalże wykrzyczał Henry przez co musiałam mu pokazać by się uciszył. Kelnerka przyniosła ciasto i dziubiąc w nim łyżeczką nie spoglądałam im w oczy. Nie wiedziałam od czego zacząć mimo, że tyle razy to ćwiczyłam w rezydencji.

______________________________

Witam 🌞

Komentuj!

Gwiazdkuuj!

Pokaż, że jesteś czytelnikiem! 💋

Wcielona- Wampiry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz