- Byłeś obok niego i mu nie pomogłeś? - spytałam zażenowana jego obojętnym tonem mówienia.
- Zrozum, za dużo ich było. - odparł bezdusznie. - Greys, co się stało to się nie odstanie. Dałem ci tyle ile wiedziałem, masz przed sobą grób wielkiego Lucyfera. Zostawię cię na chwilę samą. Przemyśl co chcesz zrobić w związku z tym, że jesteś następczynią królestwa nieśmiertelnych. - uśmiechnął się i wyszedł.
Nie płakałam, nie chciało mi się płakać. Rzecz ujmując nie znałam swojego ojca, jednak miłość jaką wykazał do mojej matki gdzieś w środku mnie wzruszyła. Przesiedziałam w katakumbach dłuższy czas oglądając z podziwem ten cmentarz. Po Victorze nie było śladu. Zaczęłam się niecierpliwić.
- Victor! - zawołałam by upewnić się, że jest gdzieś niedaleko, już do mnie idzie. Nie dostałam odpowiedzi. Nie wiedziałam również dlaczego nie mogę dojść do jego głowy, przemówić w myślach.
Postanowiłam sama się stąd wydostać. Wyszłam z pomieszczenia. Korytarze zdawały się nie mieć końca. Nie poznawałam żadnej drogi, którą tutaj przyszliśmy. Zdenerwowana wykrzyknęłam jeszcze raz imię Victora. Zostawił mnie tu.
Nerwowo wybrałam losowy korytarz biegnąc nim jak najszybciej. Dobiegłam nim do chłodnych pownic zatrzaśniętych kłudkami. Skręciłam w lewo trafiając na "ślepą uliczkę".
- Jasna cholera! - klnęłam nabierając złości. Kręciłam się po okropnym wręcz labiryncie, wykorzystałam przy tym swoją szybkość, widziałam lepiej dzięki zmysłom aż wkońcu wycięczona brakiem wyjścia osłabłam.
W jednej chwili poczułam zawrót głowy. Oparłam się o ścianę czekając aż minie. Nie minęło. Zdawałam sobie sprawę, że omdlenia które miewałam wcześniej miały jakiś powód od przemiany jednak ignorowałam każdy upadek wierząc, że ziółka Michaela pomogą mi. Teraz od dwóch dni ich nie spożyłam.
Poczułam jakby moje ciało wyzionęło ducha. Jakbym była szmacianą lalką ruszającą się jak trzeba. Moje zmysły zeszły do poziomu człowieka, widziałam czerń, nie słyszałam nic, a temperatura ciała zaczęła się podnosić. Nie mogłam złapać tchu. Spoglądnęłam na smugę światła z nikąd widząc jak po całych korytarzach snuje się dym. On przenikł moje ciało, on mnie osłabił, on sprawił, że mogłam spocząć tak samo w katakumbach jak mój ojciec.Ale przecież zabić mnie można wyłącznie przez urwanie głowy...
... ponoć.
- Jack... - wyszeptałam próbując by doszło to do wampira. - Jack, p-pomóż mi... - dyszałam.
- Greys? Greys! Gdzie jesteś? Odezwij się! Greys! - krzyczał Jack przez moje myśli, jednak nie mogłam już nic wypowiedzieć.
~ Jack P.O.V. ~
Tamtego dnia wyszła tak nagle z rezydencji, zostawiła tę kartkę i nas opuściła. Z początku chciałem za nią biec ale czy to miało by sens?
Postanowiłem dać jej tą przestrzeń. I tak postawiła by na swoim. Czekałem aż się odezwie, da znak.
Kiedy usłyszałem jej obumierające wołanie, z początku poczułem satysfakcje - odezwała się, potrzebowała mnie, ale odpędziłem to błyskawicznie czując, że jest w niebezpieczeństwie. Nie powiedziała mi gdzie jest, tutaj był problem. Szybko wybiegłem z rezydencji kierując się w stronę Paryża. Dotarłem do centrum. Spanikowany nie wiedziałem do kogo się zwrócić kiedy ujrzałem przy bibliotekach Victora. Palił cygaro siedząc pod parasolką i sącząc whisky. Victor do Paryża przyjeżdżał tylko w ważnych sprawach takich jak Greys. Czy już ją zmanipulował, czy ją stracę, czy to tylko groźba? Wiele było kategorii w które się bawił. Uwielbiał gdy ja cierpiałem.
- Jack, Jack, Jack... mówiłem, że to co moje, nie tykaj? A ty właśnie karzesz ją na cierpienia. Zawsze mieliśmy ten sam gust kobiet, nie prawdasz? - nie mogłem tego słuchać jednak musiałem. Nie potrafiłem odgonić go z mojej głowy, był za silny. Silniejszy ode mnie - to musiałem przyznać.
Podbiegłem do niego agresywnie podnosząc do góry za kołnierz koszuli.
- Uratuj ją. - rozkazałem jednak uśmiech dominacji wciąż nie zchodził mu z gęby.
- Ja? Wiesz, że nie lubię się brudzić. Ty ją pieprzyłeś to ty po nią pójdziesz, ale... tylko jedno może wyjść. Droga wolna, ratuj ją albo zwijaj się do rezydencji i kolejne lata wypłakuj swoją kolejną dziwkę. Dlaczego to ciebie zawsze wolały? - tak, wszystkie wampirzyce które kochałem kochał i on. Wybierały mnie - po pewnym czasie miłości zjawiał się i używał tego swojego pieprzonego "talentu" i manipulował nimi, a później zabijał. Ja nic nie mogłem zrobić, zawsze brakło sekund, setnych, a on miał z tego radość. Dowiedział się, że mnie i Greys coś łączyło, łączy.
- Ja zasługuję na nowości, nie użwane, Jack. Przykro mi. - wyszeptał i pchnął mną lekko. Nie patrząc więcej na niego wbiegłem pod ziemię bibliotek do piwnic. Dym gęstniał. Korytarze wlekły się wszędzie. To było jak szukanie igły w stogu siana, ale nie mogłem dać jej umrzeć. Z czasów Szekspira zapamiętałem sztukę "Romea i Julii", to tak nie mogło się skończyć.
Wstrzymałem oddech zmierzając wzrokiem po wejściach piwnic. Wyostrzyłem węch, czując prócz dymu ten niepowtarzalny zapach, Greys. Wbiegłem do końca koryatrzy, leżała tam niewinnie. Jej ciało podlegało wysuszenia. Miałem mało czasu, musiałem jak najszybciej zabrać ją stąd. Jeśli przeżyje. Co ja myślę? Musi przeżyć! Jest silna. Wiele wieków ma przed sobą jako córka Lucyfera. Zajmę się ją, nie wypuszczę nawet jeśli znienawidzi mnie do końca świata. Dopóki nie zniknie Victor.
Tym samym podjęłem decyzje za wszystkich wtajemniczonych, by anulować misje likwidacji Victora. Nie dam jej skrzywdzić. Musi tylko wytrzymać.
______________________________
Słabo się dopominacie to wolno piszę! Co myślicie? :D Co z Panną Greys? O.o

CZYTASZ
Wcielona- Wampiry ✔
VampireGreyses pewnego dnia zostaje przemieniona w wampira, od tak. Całe życie obraca jej się do góry nogami, a wszystko co słyszy jest dla niej kolejnym powodem do nienawiści. Mimo wszystko wciąga się w świat nieśmiertelnych. Nie wie, że zostaje wciągnięt...