17

2.6K 213 6
                                    

Ubrana, zwarta do dalszych przeżyć zjawiłam się w kuchni. Zack przygotował pyszne kanapki, których z grzeczności zjadłam tylko dwie i wypiłam szklankę pomarańczowego soku. Mimo, że deklarował mi wiele razy jako iż nie jestem problemem dla niego, ja wiedziałam swoje.

- Hm... ja muszę wyjść na miasto. - oznajmił.

- Jasne. W sumie ja też mam kilka spraw do załatwienia. - odrzekłam wyjmując z walizki pieniądze. - To za te kilka dni, ile będziesz mógł mnie zostawić.

- Wiesz, że nie trzeba. Skąd taka wieśniaczka ma tyle forsy? - zauważył trzymając w dłoni pieniądze.

- Zarobiłam. - powiedziałam, wzięłam swoją torbe i wyszłam z mieszkania.

Pieniądze oczywiście wzięłam od Jack'a. Nie sądziłam żeby mu to przeszkadzało. W sejfie miał sporo takiej gotówki, a ja wcale wiele nie wzięłam.

Pierwsze, gdzie się skierowałam to oczywiście mieszkanie Olivera. Chciałam jak najszybciej wyjaśnić z nim wczorajszą akcje. Podeszłam do drzwi, rytmicznie zapukałam i momentalnie przed nimi pojawił się Oliver.

- Greys... - szepnął.

- Ta sama. Oliver, powiesz mi co to wczoraj było? - podniosłam lekko ton głosu by wziął to za rozkaz.

Rozszerzył drzwi i wpuścił mnie do środka. Pewnie weszłam siadając na sofie w salonie. Milczał zbierając myśli.

- A więc, mała wampirzyco. - rozpoczął.

Wampirzyco?!

- Y, o czym ty mówisz? - zmieszałam się. On wiedział, czy gadał tak do każdej osoby mojej płci?

Przewrócił oczyma. - Domyśliłem się, że jesteś wampirem.

- Dlaczego teraz mi to mówisz? - poczułam ukłócie złości. Gdybym wiedziała, że wie mogłabym się swobodnie przy nim czuć. Z jakiegoś jednak powodu to on zchodził na zawał z powodu mojej obecności.

- Widzisz, po naszym pierwszym spotkaniu poczułem do ciebie więź. Zrozumiałem, że to ciebie powinienem chronić, przestrzegać cię przed tym co złe. - powiedział i wtedy mnie olśniło.

- Ertn... - wyszeptałam, a on tylko kiwnął głową. Te same zielone oczy podczas koszmaru.

- Jest zasada. Ertn nie może mieszkać ze swoim podopiecznym. Nie mogę ci także powiedzieć teraz co wiem. Tylko i wyłącznie przez sen. Gdy wczoraj przyszłaś miałem nadzieje, że wytrzymam, a wszystko opowiem ci we śnie. Nagle poczułem ból, moje ciało stało się ciężkie. Myślałem, minie. Ale wtedy weszłaś do kuchni i to już były katusze.

Przypomniałam sobie wczorajszą twarz pełną rozpaczy mojego przyjaciela.

- Nawet teraz cię boli... - wyrzekłam widząc jak się męczy. - Chyba już pójdę.

- Tak będzie lepiej. - uśmiechnął się. - Do dzisiejszej nocy.

Ciągle pod górkę.

Zadowolona, że wyjaśniliśmy sobie co nie co z Oliverem ale i zmartwiona przystąpiłam do kolejnego zadania. Odwiedzić mamę.

***

Przyjechałam autobusem na ulicę Vellonill, gdzie stał mały, piękny dom, mój dom.
Nie wiedziałam czy mam tak poprostu wejść czy zapukać. Ostatecznie zapukałam. Drzwi otworzyła mi mama. Wyglądała dużo starzej. Nie widziałam w niej tej energii gospodyni domowej, którą ciągle widywałam jak jeszcze tutaj mieszkałam. W domu praktycznie za wiele się nie zmieniło poza tym, że zmiast ciasteczek, które zawsze piekła przyćmiewał zapach pustki. Atmosfera nie była tą radosną. Nie miałam pojęcia, że tak przeżyła moją nieobecność. Przez telefon zdawała się być taka nieczuła, obojętna. Dopiero teraz zobaczyłam jak jest naprawdę.

- Potrzebuję kilku rzeczy. - powiedziałam bez uczuciowo, choć nie ukrywam, że przejęłam się jej stanem. Od kąd pamiętam miałam tylko ją i tylko na nią zawsze w pełni mogłam liczyć.

- Jasne. Wejdź. - odparła zmęczonym głosem. - Może herbaty? - zadała to pytanie wręcz błagalnie.

Pomyślałam, że i tak mam trochę czasu.

- Poproszę.

Usiadłam przy stole w kuchni, a mama podała ciepłą herbatkę. Ostatnio wszędzie, gdzie się tylko znajde goszczą mnie jakby wyczekiwali na moją osobę.

- W rezydencji nie masz takich rzeczy? - zapytała spoglądając na to co wzięłam, a mianowicie ręczniki, bieliznę, mój odtwarzacz, kilka kosmetyków.

- Nie mieszkam już w rezydencji Jack'a. - fuknęłam nieprzyjaźnie. Na mamie nie zrobiło to żadnego wrażenia i dopytywała dalej.

- Nie wierzę, że cię wyrzucił. Co jest?

- Sama odeszłam. Moje życie, myślę, że nie powinnam przekreślać tego co zostawiłam tutaj przed... tym. Zamierzam również wrócić na uczelnie. - streściłam jej to co powinno ją obchodzić.

- Gdzie teraz jesteś? - zapytała.

- U przyjaciela, bezpieczna. - jej przesłuchanie stawało się coraz gorsze. - No cóż. Będę się zbierać, mam jeszcze parę spraw do załatwienia. - powiedziałam jej, co ją zmartwiło.

- Wpadaj tu czasem, zawsze jesteś mile widziana. - powiedziała po czym bez słowa wyszłam.

Przypomniało mi się coś. Sięgnęłam do kieszeni katany i wyciągnęłam z niej kawałek listu. Był od Victora, jedynej osoby, która chciała mi pomóc poznać mojego ojca. Napisał byśmy spotkali się w bibliotece na rynku, ulicę dalej od mieszkania Erica.

Nie było podanej godziny więc już teraz poszłam sprawdzić czy kogoś spotkam.
Dotarłam do ogromnej biblioteki rozglądając się po pomieszczeniu pełnym setki regałów. Ostatnio zaniedbałam czytanie, a do tej biblioteki nie często zdarzało mi się przychodzić. Nie zauważyłam Victora mimo wielu oględzin terenu. Postanowiłam nie wychodzić stąd z pustymi rękoma. Przeszłam kilka działów dalej poszukując regałów z serii kryminalnej. Wybrałam dwie książki, gdy nagle ktoś złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie.

- Niespodzianka! - krzyknął Victor.

- Aleś mnie przestraszył. - wyszeptałam. Jego bliskość mnie przytłoczyła. Nie wiedziałam jak mam zareagować.

- To co? Może kawka, herbatka lub coś bardziej wyrafinowanego? - spytał pełen entuzjazmu.

- Może od razu pokażesz mi to co wiesz? - odsunęłam się kawałek.

- Greyses, gdy się wampir spieszy to się diabełek nie cieszy. - zaśmiał się tak głośno, że bibliotekarka zwróciła mu uwagę.

- No dobrze, tylko sok. - odparłam.

_____________________________

Dziękuję za 4K wyświetleń :3
Mam tę moc!
I za notę
#7 o wampirach ❤
Wątpiłam, że nawet do 20 zajde 😂

Wcielona- Wampiry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz