My Sweet Prince

10.4K 565 57
                                    

Loki się nudził.
Nie.
On się nie nudził.
On był beznadziejnie znużony tym co się w koło niego działo, a gwoli szczerości i ścisłości oprócz regularnych zmian wartowników pilnujących jego i tak wzmocnionej celi, nie działo się nic.
Miał dość.
Kompletnie i definitywnie.
Był cholernym Bogiem, Księciem Asgardu i prawowitym władcą Jotunheimu, a siedział w tej durnej celi za coś tak głupiego i mało ważnego jak napadnięcie na Midgardzkie miasto nazwane chyba Nowym Yorkiem, co, w jego mniemaniu nie było zbyt rozsądne bo przecież oczywistym był fakt, że niegdyś nowy York, w przyszłości, i to nie tak odległej, przestanie być takowym.
Loki zawsze wiedział, że ludzie byli głupi i prości, czasami jednak nawet pomimo tego przekonania zadziwiała go ich bezmyślność.
Mimo to, to właśnie tym nędznym, krótkowiecznym prostakom udało się doprowadzić go do stanu, w którym aktualnie się znajdował.
Żałosne.
Nawet to, że banda ludzi, z którymi walczył nosiła znamienite miano superbohaterów nie usprawiedliwiała jego sromotnej klęski.
Nic nie usprawiedliwiało.
Miał dość.
Musi coś zmienić.
Byle szybko, bo zwariuje.
A może już był szalony?

***
Był koniec maja, a na termometrze widniała zaskakująca nawet jak dla tego miesiąca temperatura dwudziestu siedmiu stopni Celsjusza, dlatego milioner, playboy i filantrop, krócej nazywany Tonym Starkiem aka po-prostu-Tonym, korzystając z wolnego popołudnia, które wywalczył u Pepper, wziął pod pachę składany leżak i shaker, w którym miał mrożoną kawę, a potem spokojnym krokiem udał się na jeden z wielkich tarasów, w które, przezornie zaopatrzył Stark Tower, powoli zmieniające się w Avengers Tower.
Nie żeby jakoś specjalnie mu to przeszkadzało, z Brucem już chyba mogli zamówić sobie koszulki z nadrukiem #sciencebros, Natasha gotowała najlepiej na świecie, a jej gofry przyprawiały o łzy szczęścia największych kulinarnych ignorantów, Thor z kolei był jak chodząca stacja z kabaretem, a jego chorobliwie pozytywne nastawienie potrafiło zarazić nawet takich sceptyków czegokolwiek jak Coulson, co Tony osobiście uważał za niesamowity wyczyn.
No, o ile nie nazywasz się Steve Rogers, bo dla niego jeden z głównych Agentów SHIELD byłby gotowy przebrnąć nawet przez maraton zawierający wszystkie odcinki Mody Na Sukces.
W całej ich radosnej dysfunkcyjnej rodzinie był jeszcze Clint, który chyba wkurzał go najbardziej, ale mimo wszystko Stark darzył Burtona sympatią na tyle dużą, że do tej pory nie wykopał go za drzwi.
Swoją drogą to momentami również był wielki wyczyn.

Tony dotarł na taras już dawno temu, bo słonce nad Manhattanem zaczynało już zachodzić, jednak jemu nie spieszyło się żeby wracać do środka.
Siedział i myślał.
Drapał za uszami kota, którego kiedyś przywlókł za sobą Clint, a futrzak przyjął się u nich na dobre.
Nie sądził, że już kilka dni później w ich życiu pojawi się ktoś, kogo temat uznali za już dawno zażegnany i już nawet Thor nauczył się nie poruszać jego drażliwego tematu.


dark star || frostironOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz