Rebel Yell

4.2K 349 100
                                    

Tony nie miał najmniejszego pojęcia jakim magicznym sposobem znalazł się razem z Lokim w jego własnej, prywatnej sypialni jednak dość wyraźnie miało to miejsce i nie żeby jakoś bardzo polemizował w związku z takim obrotem sprawy.

Pierwszy szok po tym jak Laufeyson oddał pocałunek już dawno minął i teraz jedyne co się liczyło, to to któremu z nich uda się przejąć kontrolę i uzyskać dominację, a atmosferę podniecenia podsycał tylko fakt, że żaden z nich nie miał w planach odpuszczać.

Chłodne jak lipcowa noc wargi Kłamcy błądziły gdzieś między ustami a szyją Starka, a on sam po raz pierwszy od lat nie wiedział co robić z rękoma.

Jedyną sensowną rzeczą, która przyszła mu do głowy było wpakowanie dłoni pod koszulkę boga i oczekiwanie na jego reakcję, która, jak się potem okazało, była bardzo entuzjastyczna.

***

Pierwszym co zarejestrował Stark były zdecydowanie zbyt jasne promienie słoneczne zdradziecko palące mu oczy nawet pod naturalną zasłoną którą tworzyły zamknięte powieki.

- Jarvis, rolety.

Z ust wynalazcy wypłynęła tylko krótka komenda, a kiedy w pomieszczeniu zapanował cudowny półmrok, Tony doszedł do wniosku, że bardzo kocha swoją SI.

Nie dane mu było jednak długo cieszyć się swoim geniuszem, bo zdał sobie sprawę, że jest solidnie zaplątany w białą pościel, a czyjaś noga spoczywa na jego własnej i fakt ten zdecydowanie nie poprawiał jego statystyk jeśli chodziło o wygraną z kołdrą.

Dobrą chwilę zajęło mu sklejenie wszystkich faktów w logiczną i przy okazji spójną całości, a konkluzja była co najmniej niespodziewana, dlatego postanowił sprawdzić czy się nie myli.

Cholera.

Nie mylił się.

Nie dalej niż pół metra od niego leżał Loki z twarzą w poduszce, oddychając miarowo i sprawiając wrażenie najłagodniejszej istoty wszystkich wymiarów z włosami miękko rozsypanymi wkoło głowy wyglądającymi niemal jak niepokojąco ciemna aureola.

Nie żeby Tony był jakoś specjalnie niezadowolony z przebiegu zdarzeń, pomimo wszystko jednak to, co właśnie widział zdało mu się najbardziej niespodziewaną rzeczą jaka tylko mogła się wydarzyć w jego nie-do-końca-pięknym-życiu miliardera i playboya w jednym.

Szczerze mówiąc, podobało mu się to co widział, bo pomimo tego co niektórym mogło się wydawać, ogólna aparycja bóstwa nie należała do gatunku tych nieprzyjemnych dla oka.

Znając życie, Tony pewnie jeszcze dłużej bezczelnie gapiłby się na Lokiego, gdyby nie fakt, że w pewnym momencie jedno oko Laufeysona uchyliło się i aktualnie Starka dosłownie pożerała niesamowita zieleń, która wyszła mu na spotkanie. Nie mógł jednak zostać bierny, ani pokazać skrępowania, bo to byłoby zdecydowanie nie w jego stylu, dlatego udając ekstremalnie wyluzowanego zagadnął,

- Jak się spało, Rogasiu?

- Nie najgorzej, Człowieku ze Stali. - Tony musiał na chwilę zatrzymać swoje procesy myślowe w tym miejscu z przemyśleniem, czy to zwyczajowa odpowiedź na "Rogasia" czy może zgrabnie użyta dwuznaczna aluzja. Kiedy przez dłuższą chwilę nie znalazł satysfakcjonującej odpowiedzi, darował sobie to ciężkie przemyślenie, które spadło na jego nadal pół śpiącą głowę.
W zamian za to, przywołał na twarz swój ulubiony cwaniacki uśmiech nr5 i kontynuował proces zagadywania zaspanego bóstwa.

- Wiesz co, jeśli mam być szczery, to nie było najgorzej. Co ty na to, żeby powtarzać to we wtorki, czwartki i niedziele albo wszystkie dni nieparzyste? - Fakt, że zwracał się w ten sposób do Lokiego, a temten nie próbował go zabić zaraz po tym, sam w sobie był interesującym doświadczeniem, a to że Laufeyson wydobył nogę spod kołdry i kopną go w kolano w geście, który chyba miał wyrazić jego święte oburzenie tą propozycją, tylko wzmagało efekt i podkreślało dziwność całej tej sytuacji.

Ostatnim co Tony usłyszał z ust Lokiego tego poranka, już w drodze pod prysznic, było kilka krótkich słów, ewidentnie przepełnionych ukrywanym rozbawieniem

- Jesteś niedorzeczny, Anthony.

***

W kuchni Stark Tower Thor i Clint właśnie prowadzili otwartą wojnę na tempo jedzenia płatków, a Natasha dzielnie próbowała im sędziować, kiedy do pomieszczenia radosnyn krokiem niemal wparował Tony. Znowu miał na sobie szary dres i idąc naraz wycierał mokre włosy białym ręcznikiem.

Nie uszło jego uwadze, że Nat i Clint wymieniają porozumiewawcze spojrzenia i już czuł w powietrzu, że para superszpiegów ma między sobą zakład do rozstrzygnięcia.

- Jak tam się mają moi ulubieni superbohaterowie? - Mimo wszystko powiedział Tony, który tego poranka był zdecydowanie w bardzo rozgadanym nastroju, jeśli tak można było nazwać to, co robił od rana. - A tak swoją drogą, ktoś wie gdzie jest Cap?

- Wyszedł jakąś godzinę temu ze zmartwioną miną, cholera wie co się stało. - Odpowiedział mu Hawkeye kiedy skończył przeżuwać ostatnią łyżkę płatków.

Na odpowiedź, na szczęście i nieszczęście w jednym, nie musieli specjalnie długo czekać. Tony właśnie był w trakcie ustawiania automatu na kawę dla Lokiego, który przywlókł się do kuchni ku ogólnej radości ze strony Thora, a Natasha właśnie zagadywała Laufeysona odnośnie filmu, który oglądali razem kilka dni wcześniej, kiedy przez szerokie drzwi wyraźnie zasapany wpadł Steve.

Wyglądał jakby właśnie przebiegł maraton, blond włosy miał rozczochrane, a policzki zaczerwienione kiedy trzymając się blatu łapczywie łapał oddech. Gdy podniósł wzrok jedno spojrzenie na Czarną Wdowę wystarczyło, żeby rudowłosa agentka wiedziała o co chodzi i co prawdopodobnie się wydarzyło.

- Znalazłeś go. - Powiedział tylko, a Tony nie do końca wiedział czy to jeszcze bardziej pytanie czy raczej już stwierdzenie.

Czterdzieści minut, od cholery pokrzepiających słów i kilka wyznań później Stark chociaż mniej więcej miał pojęcie co się w ogóle dzieje.
Jak się okazało, jakiś czas wcześniej Nat i Cap wspólnie zaliczyli dość bliskie spotkanie z zaginionym najlepszym przyjacielem Stevea, jak się okazało, aktualną, śmiercionośną i cholernie niebezpieczną zabawką Hydry.
Całość nie brzmiała optymistycznie szczególnie wtedy kiedy opowiadał ją bliski płaczu Kapitan Ameryka.

Dowiedział się też, że od jakiegoś czasu Cap wręcz obsesyjnie szukał choćby najmniejszego śladu obecności przyjaciela, na przestrzeni lat nazwanego niezbyt chlubnie Zimowym Żołnierzem, a teraz, w końcu udało mu się znaleźć jakiś jego istotny ślad, który podobno miał go doprowadzić do Buckyego, jak nazywał go Rogers.

Fakt faktem, początkowo Steve chciał pomocy tylko ze strony Natashy i nie krył zdumienia kiedy Tony zaproponował mu pomoc, wynalazcy wydało się jednak, że blondyn padnie na podłogę z wrażenia, kiedy wszyscy zgromadzeni usłyszeli głos Lokiego, o którego obecności zdążyli zapomnieć.

- Sądzę, że mógłbym pomóc.

Cztery krótkie słowa wystarczyły, żeby Rogers zapałał do Laufeysona permanentną sympatią, a jak miało się potem okazać, wsparcie Lokiego okazało się kluczowe dla sprawy.

Cholera, a zapowiadał się taki spokojny dzień.

Przemknęło jeszcze tylko przez umysł Starka zanim razem z resztą drużyny Avengers uszczuplonej o Bannera, zabrał się za misję polowania na Zimowego Żołnierza.

-----

Hejhej.

Witam ponownie, po kolejnej zapewne zbyt długiej przerwie.

Mam nadzieję, że mimo wszystko jednak mi wybaczycie i rozdział się spodoba.

Z góry chciałabym też przeprosić za wszystkie możliwe błędy, jednak pisanie na tablecie, o tej godzinie i oglądając jednym okiem Thora nie należy do najłatwiejszych.

Przy okazji, Wesołych Świąt, czy jakoś tak.

Cheers.

dark star || frostironOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz