Loki płynnym ruchem dłoni skierował zieloną wiązkę w stronę kolejnego strażnika, a tym samym nawet niespecjalnie się męcząc, rozpłatał go jak świnię w ubojni. Krew polała się na ziemię szkarłatnym strumieniem, a kafelki z białych zmieniły się w czerwone.
Jak się jednak okazało, chłopak którego chwilę wcześniej pozbył się Loki tymczasowo był jedynym odważnym, który zbliżył się do bóstwa, a w momencie, w którym Laufeyson wycierał dłonie o poprzecierane, więzienne spodnie, w całym obiekcie zaczęły wyć syreny. Fakt ten rozbawił bóstwo na tyle mocno, że aż przystanął w panicznym napadzie śmiechu, a gdyby ktokolwiek wtedy zobaczył go z boku, zdecydowanie uznałby go za niezbyt zdrowego na umyśle.
Loki sprężystym krokiem szedł przez niemal sterylne korytarze i ku swojemu zdziwieniu, jego droga nie została przerwana przez żadnego zbłąkanego medyka. Prawdę mówiąc, nieco go to zawiodło, dlatego postanowił znaleźć swoich oprawców na własną rękę i prostym zaklęciem zaczął skanować budynek (przy okazji pozbył się też irytującego na dłuższą skalę dźwięku alarmu). Jak się okazało, w jednym ze skrzydeł właśnie trwało wielkie zamieszanie, a Laufeysonowi przy okazji przypomniało się, że trafił tu z cholernym Zimowym Żołnierzem i jeśli nie zabierze go stąd ze sobą, Kapitan Ameryka może mieć z nim dość poważny problem w przyszłości. A mimo wszystko, Loki nie chciał mieć na pieńku ze Stevem Rogersem.
Bóg teatralnie westchnął i jednym krótkim ruchem zmienił swoją aparycję w niemal taką samą, jak jakiś czas wcześniej w Strasburgu. Przywołał nawet laskę, złudnie przypominającą tą stworzoną z berła Chitauri.
Kiedy Laufeyson w końcu poczuł się w swojej skórze jak on sam, przyspieszył kroku, a dotarcie na wyznaczone miejsce nie zajęło mu dużo czasu. Tym razem jednak spotkał w tym czasie kilku pomniejszych sanitariuszy, których również pozbawił życia, a jedynym co po nich zostało, były czerwone rozbryzgi na ścianach i podłodze.
Kiedy stanął w końcu korytarza jego oczom ukazał się widok, którego zdecydowanie się nie spodziewał, albowiem w polu jego widzenia właśnie pojawił się niejaki Barnes skręcający kark olbrzymiemu strażnikowi, który chyba z założenia miał uniemożliwić mu ewentualne skrzywdzenie personelu medycznego.
Jak jednak było widać, ochrona nie była szczególnie skuteczna, bo Zimowy Żołnierz w kilku krokach doskoczył do pancernej szyby mającej chronić ludzi w białych kitlach i w kilku agresywnych ruchach metalowego ramienia pozbył się jej, zupełnie jakby była z papieru.
Loki już dawno nie widział tak czystego gniewu i niemal zwierzęcych instynktów, które przejęłyby nad kimś prawie całkowitą kontrolę. Chociaż, kiedy przez moment przemyślał swoją sytuację, sam zachowywał się niewiele lepiej. Nie miał z tego powodu jednak ani krzty wyrzutów sumienia.
Usprawiedliwiając tym samym swoje przyszłe działania, spokojnym krokiem ruszył przed siebie postanawiając, że osoba dowodząca eksperymentom musi zginąć długą i bolesną śmiercią, a żeby to mogło nastąpić, najpierw musi powstrzymać byłego sierżanta Barnesa od skręcenia jej karku.
________
Tony jako ten, który sam w sobie nie posiadał żadnych supermocy ani świetnego treningu superszpiega, ledwo przedzierał się przez chaszcze, które na przykład Steve pokonywał bez mrugnięcia okiem. Wynalazca jednak nie narzekał i w nietypowej dla siebie ciszy podążał ścieżką wytyczaną przez milczącą Nat. Ruda ewidentnie był bardzo skupiona na zadaniu, a kiedy nie natykając się na żadnych strażników dotarli do wyrwy w wysokim płocie, miała minę jakby właśnie wygrała mistrzostwa świata w szpiegostwie i desancie.

CZYTASZ
dark star || frostiron
FanfictionCo jeśli pobyt Lokiego w Asgardzkim więzieniu niespodziewanie się skróci, a Tony Stark i jego radosna kompania superbohaterów z dziecięcych marzeń wpadnie w sam środek tego bajzlu? Na horyzoncie przy okazji pojawi się ktoś z przeszłości, a sprawy je...