I Found

6.2K 505 147
                                    

- Jasne.. - Rzucił sarkastycznie i bez przemyślenia teoretyczny geniusz, nie zdając sobie sprawy, że Thor jak to miał w ogólnie pojętym zwyczaju, weźmie to na poważnie. Minęła dobra chwila, aż Stark uświadomił sobie, że na twarzy blond boga objawiła się niesamowita ulga, a on sam właśnie prawdopodobnie wplątał się w jakiś niezły bajzel.

Gdyby nie to jedno durne ''jasne'' nie musiałby błagać Pepper na kolanach żeby odwołała wszystko, co mogło go dotyczyć w jakikolwiek sposób, wymagać jego obecności albo podpisu, przez przynajmniej kolejne trzy dni.

Gdyby nie ono, nie musiałby wysłuchiwać bzdurnego wykładu o etykiecie panującej na Królewskim Dworze Wszechojca.

Gdyby nie ono, nie spędziłby całego wieczora na wielkiej uczcie, zorganizowanej na cześć odwiedzin przyszłego króla, oraz jednego z Midgardzkich bohaterów, jak usłyszał o sobie Tony.

No i gdyby nie ono, nie musiałby teraz odwiedzać razem z Thorem jego brata, którego, gdyby tylko miał możliwość czy okazję, zabiłby nawet długopisem albo obcasem od jednej z tych niebotycznie wysokich szpilek Virginii.

Szczerze mówiąc, Tony nie miał najmniejszego pojęcia jak wytłumaczyć to, że ich prywatny Piorunochron postanowił nagle zobaczyć się z bratem po raz pierwszy od jego niezapomnianej wizyty na Manthattanie. 

Fakt faktem, Thor był zaślepiony miłością do Lokiego, jednak ostatnimi czasy jego temperament w zakresie tematu brata nieco przygasł i zarówno Tony, jak i cała reszta ich radosnej zgrai superbohaterów, powszechnie nazywana Avengers, miała już nadzieję, że temat Czarownika nie powróci, a on sam będzie zamknięty gdzieś w innym zakątku kosmosu i jego ewentualne uwolnienie będzie można datować na długo po śmierci każdego z nich.

Tony postanowił sobie kiedyś, że nigdy przenigdy nie będzie już ulegać tym psim oczom boga piorunów.

Jak widać nic z tego nie wyszło.

Cholera.

Czemu nie mogą już wrócić do Mid... na Ziemię, tak, żeby mógł schować się w swojej stalowo-szklanej jaskini z whisky w dłoni i masą projektów do zrealizowania?

Nigdy więcej nie da się wrobić Thorowi w jakieś międzygalaktyczne wycieczki, i niech mu odetną roczny zapas alkoholu albo dadzą szlaban na przebywanie pracowni jeśli nie uda mu się utrzymać tego postanowienia.

***

Loki w pierwszym odruchu zerwał się z łóżka, kiedy jednak uświadomił sobie jak głupio się zachowuje, przybrał na twarz swoją zwyczajową cyniczną maskę i oparł się ramieniem o jeden ze zdobionych filarów, które nie wiedzieć czemu znajdowały się chyba w każdym możliwym pomieszczeniu Królewskiej Posiadłości.

Nie dane mu było jednak dłużej rozprawiać nad szczegółami i zastosowaniami architektonicznymi, którymi posłużono się w budowie Zamku, bo przez otwarte lewe skrzydło wielkich drzwi do jego pokoju vel komnaty alias celi wtoczył się jego ukochany braciszek od serca , a zaraz za nim w polu jego widzenia pojawił się Anthony Stark.

Anthony Stark.

Loki kilkukrotnie zamrugał, przekonany, że ktoś robi sobie z niego perfidny żart, ale kiedy mimo wszelkich prób otrzeźwienia umysłu, obraz Starka nie chciał zniknął, ciemnowłosy Bóg powoli zaczął przyswajać fakt, że to nie halucynacja i to wszystko dzieje się jak najbardziej naprawdę.

Na domiar złego, nie miał na sobie swojej zbroi Żelaznego Człowieka, ani nawet koszulki z zespołem, który udało mu się zapamiętać jako Black Sabbath, tylko typowo Asgardzkie odzienie, skórzane czarne spodnie dobrze dopasowane do jego postury i czerwono-złotą lnianą koszulę. Według jego własnej opinii, Midgardczyk wyglądał aż zbyt dobrze jak na przedstawiciela tych miernych ludzkich istot.

Syn Laufeya powoli zaczynał układać sobie w głowie możliwe opcje dzięki którym Anthony (oraz jego brat, ale to mniej ważne), zawitał do jego celi, kiedy zauważył jego wzrok.

Dokładnie taki sam jak w tysiącach scen, które mimowolnie odbyły się w jego głowie.

Zimny, oceniający i krytyczny, a przy tym wszystkim jakby zadziorny i rzucający wyzwanie wszystkiemu, co napotka na swojej drodze.

Loki nie wiedział że taka mieszanka jest możliwa, dopóki nie skonfrontował się ze Starkiem w tamtym nieszczęsnym drapaczu chmur, będącym własnością właśnie Anthonego.

Bóg z przerażeniem stwierdził, że gdyby nie opanowanie ćwiczone przez wieki, pewnie właśnie by się zarumienił, albo zrobiłby jakąś mało taktowną rzecz właśnie tego rodzaju.

Nie zrobił tego jednak, bo to nie było w jego stylu.

Po raz kolejny przybrał na twarz obojętny wyraz, który doprawił nutką cierpiętniczej miny i przeszywającym na wskroś głosem, zainicjował nieuniknioną rozmowę.

- Witaj bracie. - Powiedział spokojnie, patrząc na blondyna, który szeptał coś do ucha Starkowi, co, mówiąc szczerze, nieszczególnie mu się spodobało. - Co cię sprowadza w moje skromne progi? - Laufeyson postanowił zgrabnie ominąć temat pojawienia się w jego celi Midgardczyka, którego, notabene, nigdy nie powinno tutaj być. Tyle jeszcze pamiętał z wielogodzinnych wykładów, słuchanych w dzieciństwie razem z Thorem, pamiętał też, że żmudną i nudną naukę Frigga zawsze tłumaczyła tymi samymi słowami, które po dziś dzień zapadły mu w pamięć ''od królewskich synów trzeba wymagać zarówno siły jak i wiedzy oraz mądrości''.

Dobre sobie.

- Loki! Witaj. - W całym pomieszczeniu dosłownie zagrzmiał radosny głos Gromowładnego, który chyba ucieszył się, że to nie on musiał wychodzić z inicjatywą konwersacji. - Znasz już mojego towarzysza, Tonego Starka. - To mówiąc, wskazał na mężczyznę swoją wielką łapą, na której widniał skórzany, tłoczony karwasz, a Loki powoli skinął głową, dając znać, że pamięta kim jest drugi z przybyszy zakłócających jego nudną, codzienną egzystencję więźnia własnego domu.
Loki nie czuł potrzeby odpowiadania bratu, jednak kiedy cisza zaczynała irytująco się przeciągać, postanowił ją przerwać i jak najszybciej przejść do meritum sprawy, z którą niezaprzeczalnie zjawiła się tutaj ta dziwaczna, dwuosobowa kompania.

- Tak, pamiętam, ostatnio kiedy się widzieliśmy Anthony zaproponował mi drinka, a chwilę potem jego przyjaciele, z tobą na czele bracie, wgnietli mnie w posadzkę. Nie zmienia to jednak faktu, że nie rozumiem twojej, a co dopiero jego obecności tutaj. Zechciałbyś mnie oświecić? - Kiedy Laufeyson przestał mówić, entuzjazm Thora odnośnie przyszłości ich spotkania jakby trochę przycichł, po chwili jednak powrócił, a blondyn zaczął mówić.

- No więc, bracie mój.. Rozmawiałem z Wszechojcem. O tobie. - W tym momencie Loki zaczął uważniej słuchać. - Doszliśmy razem do pewnych... wniosków. Udało się nawet uzyskać konsensus. - Ciemnowłosy bóg nigdy nie słyszał młodszego brata wypowiadającego się w ten sposób i zaczął zastanawiać się, czy to nie przypadkiem Stark ułożył mu wcześniej tą przemowę. - Zabieram cię do Midgardu! Zamieszkasz z nami!

Kiedy Thor skończył mówić, parę rzeczy wydarzyło się równocześnie.

W momencie, w którym z Gromowładnego bardzo widocznie zeszło całe napięcie, Loki nie wiedział czy powinien się rozpłakać, czy zacząć histerycznie śmiać.

On mieszkający u Avengersów, z których każdy pewnie miał dla niego wymyśloną jak najbardziej kreatywną i bolesną śmierć, na jaką mógł się zdobyć.

On mieszkający w Midgardzie.

On mieszkający z Anthonym.

Przecież to musiał być żart.

- Co, kurwa, takiego? - Loki usłyszał Starka, którego ton wyraźnie nakłaniał do dość daleko idącego wniosku, że był na granicy wybuchu wściekłości.

Anthony ze swoim pytaniem wstrzelił się do jego jaźni dokładnie w momencie, kiedy w jego głowie formułowała się jakaś pobieżna myśl, która jednak została momentalnie wyparta przez jedno zdanie, które śmiało można było nazwać twierdzeniem.

To nie Anthony układał przemowę dla Thora.




dark star || frostironOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz