Another Set of Issues

2.9K 258 146
                                    

Dopiero dobrą godzinę później Romanova skończyła szczegółowo omawiać z Kapitanem i Tonym co, jak i gdzie. Mimo wszystko jednak, Starkowi wydawało się, że mają śmiesznie mało informacji, i byłby gotów oddać nawet swój status superbohatera tylko po to, żeby dowiedzieć się czegoś więcej.

Nie zmieniało to jednak faktu, że byli najbliżej do osiągnięcia czegokolwiek od dłuższego czasu. Centralna Polska nie wydawała się aż tak wielka, pilnie strzeżona, ani wrogo nastawiona żeby nie mogli znaleźć tam zakamuflowanej, około siedemdziesięcioletniej bazy Hydry. Generalnie dzień jak co dzień.

Tony zaczął przeklinać w duchu zdając sobie sprawę, że właśnie dotarli do puntu przełomowego i jeśli wystarczająco się zepną, Loki i Barnes powinni dotrzeć z powrotem do Tower najpóźniej  do najbliższej soboty, dokładnie tak, żeby zdążyć na kolejny maraton Gwiezdnych Wojen (organizowany oczywiście przez Starka i Bannera, jak na prawdziwych nerdów przystało).

Prawdę mówiąc, wynalazca najchętniej wyłączyłby się na najbliższe dni i wrócił do życia kiedy już będzie po wszystkim. Nie było mu to jednak pisane, dlatego chcąc nie chcąc kazał Jarvisowi sprowadzić do wieży Hawkeya i już po jego przybyciu rozpoczęli opracowywanie chociaż koncepcji planu.


Sytuacji oddziału uderzeniowego nie poprawiała też perspektywa wkurwionego Thora gdzieś po drugiej stronie kosmosu, który, gdy tylko dowiedział się o zniknięciu swojego młodszego brata, zawinął manatki oznajmiając wszem i wobec, że musi udać się do Asgardu w poszukiwaniu pomocy. Jak się jednak okazało, Heimdall obwieścił mu, że wie, gdzie znajduje się Loki, nie zamierza jednak ingerować i dać Laufeysonowi okazję do nauczki.

Tony nigdy nie widział Gromowładnego bardziej wściekłego i z miłą chęcią udostępnił mu wszystkie placówki treningowe tylko po to, żeby bóg piorunów nie rozsadził mu salonu.

Odinson nie wychodził z z nich przez kilka dni, a kiedy w końcu się objawił, burknął tylko coś o tym, że nadszedł najwyższy czas na rozmowę z Wszechojcem i zniknął.

Od tamtego dnia nikt go nie widział, dlatego już jakiś czas wcześniej stało się jasne, że to ziemski oddział Avengers będzie musiał odbić dwóch psychopatów z rąk Hydry.

I tu właśnie przemyślenia Tonyego wracały do punktu wyjścia, którym powinno być planowanie, jak na razie jednak Stark miał przed sobą pusty dokument w Starkpadzie, totalne zaćmienie umysłu i Natashę, która ewidentnie miała dość jego mimozowatego podejścia.



Minęło dobre kilka dni, aż oddziałowi Alfa udało się w końcu opracować jakikolwiek plan działania, a w konsekwencji usadzić Natashę za sterami odrzutowca i załadować do niego swoje tyłki w strojach z kevlaru. Nawet Tony, (któremu Clint musiał objaśnić, że zbroja Iron Mana nie jest synonimem do tajna misja) zrezygnował ze swojego zwyczajowego środka transportu i z nieszczęśliwą miną zataszczył walizkę ze swoim metalowym strojem na pokład.

Prawdę mówiąc, Stark zdecydowanie wolałby od razu przejść do działania, zamiast dla ewentualnego zmylenia przeciwnika najpierw zatrzymywać się w sąsiednim mieście o skomplikowanej nazwie na B, (której nikt oprócz Natashy nie był w stanie wymówić), ale jak się okazało, plan nie zakładał innych możliwości.


Po kilku godzinach, w trakcie których Tony z marnym skutkiem próbował spać, dotarli do strefy powietrznej tajemniczego miasta na B, a Nat zarządziła, że każdy z nich ma się przebrać. Kiedy parędziesiąt minut później opuszczali jakieś cholernie tajne, wojskowe lotnisko w środku lasu, każde z nich wyglądało jak połączenie przerośniętego licealisty i turysty w jednym. Cała piątka, (bo do Natashy, Tonyego, Clinta i Capa dołączył przyjaciel tego ostatniego imieniem Sam), prawie nie rozmawiając zaczęła brnąć przez polne drogi i skrawki lasu o różnej gęstości, a Iron Man najchętniej rzuciłby tą radosną pieszą wędrówkę w pizdu i wpakował się do niesionej zbroi, byleby tylko jak najszybciej znaleźć Lokiego i ewentualnie Barnesa w pakiecie, uratować ich, a potem jak najszybciej wrócić do Nowego Yorku, najlepiej przed telewizor w salonie Tower, nadrabiając razem ze wszystkimi maratony filmowe, które przepadły ostatnimi czasy.

Nie było mu jednak dane rozwiązać tej sytuacji w taki sposób, dlatego dzielnie dreptał na końcu ogonka, któremu tempa nadawał nie kto inny jak sam Kapitan Ameryka, który w Europie prawdopodobnie ostatni raz był gdzieś w okolicach 1940 roku.

Kiedy dotarli do strefy zabudowanej, Starkowi wydawało się, że szli wieczność, chociaż mogły minąć co najwyżej dwie godziny. Z drugiej strony też, Tony miał swego rodzaju problem z zaakceptowaniem miasta bez drapaczy chmur przysłaniających niebo w każdym możliwym kierunku. Nie minęło nawet kilka minut aż dotarli do obdrapanego budynku w kolorze ohydnej żółci i z czerwonym szyldem ''motel'' kiwającym się smętnie nad drzwiami. Stark skrzywił się nieznacznie, ale widząc karcący wyraz twarzy Rogersa nie powiedział ani słowa, próbując zrozumieć cokolwiek z rozmowy, którą Romanoff prowadziła z siwą kobietą siedzącą w czymś, co z założenia było recepcją.

Jak się okazało, teoretycznie Nat wynajęła dwa pokoje, praktycznie jednak wyszło na to, że wszyscy zgromadzili się w jednym z nich siadając gdzie kto może.

- Dlaczego właściwie mieszkamy, w aż takiej  dziurze? - Wypalił w pewnym momencie Stark, mimo, że odpowiedź mogła wydawać się aż nazbyt oczywista.

- Bo w takich miejscach nikt nie pyta. - Spokojnie odpowiedziała mu Natasha, przy okazji wyciągając mapę z plecaka i rozkładając ją na krzywym stoliku. W tym samym czasie Clint zasłaniał żaluzje w brudnych oknach. Sam z kolej przysiadł na oparciu jednego ze zdecydowanie wysłużonych, czerwonych foteli i niemal automatycznie skojarzył się Tonyemu z drapieżnym ptakiem na polowaniu.

Kiedy tylko Hawkeye wrócił na swoje miejsce, Steve zaczął kolejny już raz przytaczać znany im wszystkim plan działania.

- Jak wiecie, do pokonania zostało nam jeszcze około sześćdziesięciu kilometrów. Niedaleko stąd znajduje się przystanek autobusowy, na którym o trzeciej czterdzieści osiem wsiądziemy do wyżej wymienionego tak, żeby ominąć dworzec i ewentualnych agentów terenowych Hydry. Musicie pamiętać, że praktycznie wszędzie możemy natknąć się na kamery i tu liczę na ciebie Tony, mam nadzieję, że w nagłym wypadku uda ci się je zdezaktywować. - Tu Stark potwierdzająco kiwnął głową, mimo, że Steve nawet na niego nie spojrzał. - Z autobusu wysiądziemy około czterech kilometrów od miejsca docelowego około czwartej trzydzieści, mam nadzieję, że całą resztę planu już znacie.

Tony znał go aż za dobrze, ale nie mógł powiedzieć, żeby w jakikolwiek sposób napawało go to entuzjazmem, bo miał cholerne przeczucie, że coś, jeszcze nie był pewien co, zdecydowanie pójdzie nie tak jak powinno.


_____

Surprise, surprise.

W ramach zaskoczenia kogokolwiek kto czekał na ten rozdział i w sumie, samej siebie też, udało mu się w końcu dokończyć tą część, która, jak z resztą widać, znowu szła mi jak krew z nosa.

W sumie jeśli mam być szczera, nie mam najmniejszego pojęcia czy to się nadal wszystko kupy trzyma (mimo wszystko mam nadzieję, że chociaż w miarę tak), ale to nic, bądźmy pozytywni.

No nic, mam nadzieję, że jednak mimo wszystko się podobało i takie tam.

O, i właśnie, zapraszam do zgadywania czym może być miasto na B.

(ps. najpierw publikuję, a sprawdzę później, bo aktualnie nie mam na to siły, dlatego no, proszę nie krzyczeć za literówki i ewentualne tego typu błędy)

dark star || frostironOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz