Smile

5.8K 489 129
                                    

Gdyby reakcję Starka dałoby się jakoś sensownie opisać, zapewne użyto by słów takich jak: niekontrolowany napad agresji, załamanie, złość, może nawet huragan, a na samym końcu, w swojej najprostszej formie, zwyczajne wkurwienie.

Thor nie wiedział, co ma ze sobą zrobić, bo nie takiego przebiegu całej sytuacji się spodziewał, fakt, miał wątpliwości co do tego, czy Tony od razu przystanie na jego propozycję, nie sądził jednak, że ciemnowłosy wpadnie w dziką furię i zacznie się zachowywać jak osaczone zwierze, krzycząc i miotając rękami we wszystkich możliwych kierunkach.

Loki, jak to miał w zwyczaju, przybrał na smukłą twarz swój ulubiony wyraz obojętnej elegancji, a dla dopełnienia efektu podniósł lewą brew. Bóg nie dawał tego po sobie poznać, ale postać Anthonego wywoływała w nim niezdrowe wręcz zaciekawienie, nie był w stanie przewidzieć, co Midgardczyk zrobi jako następne, ani w żaden sposób nakreślić schematu jego postępowania.

Byłby głupcem, gdyby nadal szedł w zaparte i nie chciał przyznać się przed sobą, że towarzysz jego brata faktycznie bardzo go fascynował.

- Co ty sobie, do chuja złotego wyobrażałeś, Thor? Że ten Wąż najpierw spróbuje rozpieprzyć naszą planetę, a potem my, jako dobrzy samarytanie przyjmiemy go pod swój, a nie, przepraszam, POD MÓJ, kurwa mać, zasrany, dach? Co jest z tobą nie tak, Odinson? Nie da się tego jakoś odwołać? Odpowiadaj mi do ciężkiej cholery! - Tony darł się i darłby pewnie w nieskończoność, gdyby nie opanowany głos, który uciął jego wrzask niemalże w połowie.

- Nie. - Wściekła twarz Starka zwróciła się w jego kierunku, a Laufeyson musiał przyznać, że nadal był cholernie przystojny, mimo to, nie dał się rozproszyć i kontynuował. - Skoro decyzja Wszechojca zapadła, nie ma już odwrotu, a my, jesteśmy na siebie skazani, Anthony. - Loki zakończył, kiedy Stark nadal tańczył lambadę z własnym oddechem balansując na krawędzi hiperwentylacji. Być może, chwała mu za to.

***

Następnego dnia, kiedy Starka cudem udało się doprowadzić do stanu teoretycznej stabilności emocjonalnej, wspólnie ustalono, że cała trójka, to jest, on sam, Thor i Rudolf, jak zaczął nazywać Lokiego, wyruszy do Midgardu jeszcze tego samego dnia, zanim zajdzie słońce.

Nie żeby Tony nie był szczęśliwy z powodu takiego obrotu sprawy, miał dość Siedziby Nordyckich Bogów , a szerokie spektrum beznadziei roztaczające się wkoło niego, sprawiało, że miał ochotę tylko wrócić i paść twarzą w swoją własną poduszkę, w swoim własnym łóżku, w swoim własnym jeszcze-niby-Stark-Tower.

Nie żeby powrót do domu nie powodował bólu głowy, a przemyślenia o reakcji reszty drużyny odnośnie nowego lokatora nie przysporzyły bezsennej nocy.

Ciekawiło go, czy Clint nie przestrzeli któregoś dnia Lokiemu oka, albo jakiejś innej części ciała, na przykład lewego płuca albo prawej nerki. Tak o, dla zemsty, za kontrolę umysłu, którą tamten zaserwował mu ostatnim razem kiedy się widzieli.

Inną opcją był Hulk rozrywający boga na części pierwsze, zostawiając za sobą rozwleczone flaki, kupę bałaganu i gniew Odyna.

O, albo czy on sam nie straci cierpliwości i nie zamknie Trickstera w klatce, którą kiedyś sam zaprojektował, a w następstwie, zbudował. 

Chwilę trwało, zanim Stark dokopał się do tego dość istotnego szczegółu, ale w dalekich zakamarkach mózgu znalazł jeden dość ciekawy pozytyw zaistniałej sytuacji.

Tony nie mógł się już doczekać miny Furyego, który dowiaduje się, że do dziennika lekcyjnego jego radosnej kompani gwiazd-bohaterów, którą sam skompletował, chcąc nie chcąc, musi zostać dopisany ich własny, prywatny, pierwszy ex-antagonista, który zapewne nadal chce zetrzeć Ziemię w pył.

Czaaadzior.

Pomimo, że Tony nadal był strasznie wkurwiony na Thora, musiał przyznać, że zapowiadał się dość ciekawy czas w ich wspólnym, Avengersowym współistnieniu.

***

Dosłownie parę godzin później, kiedy Natasha właśnie wstawiała do pieca porcję czekoladowych muffin, a Clint i Steve grali którąś już partię w WWE12, do ich wielkiego salonu, wkroczył Stark, z miną wielkiego nieszczęśliwca, a zanim ktokolwiek zdążył zapytać o co chodzi, albo najzwyczajniej w świecie się przywitać, zza pleców Wynalazcy wypełzł Thor.

A potem, jakby znikąd, pojawił się Loki. Omiótł całe pomieszczenie władczym spojrzeniem i zatrzymał wzrok przenikliwych oczu na, Tony mógłby przysiąc, tym samym miejscu, z którego jakiś czas temu zaproponował bogu drinka.

Cała trójka Agentów, nagle jakby wrosła w podłogę, a cały ich ćwiczony przez lata profesjonalizm i opanowanie, wyparowały w jednej sekundzie. Pierwsza, z ogólnego zamroczenia wyrwała się Romanoff.

- Przepraszam cię bardzo Tony, ale co tu się właśnie dzieje?

Stark musiał sam przed sobą przyznać, że nie bardzo wiedział, dlatego pytanie kobiety zawisło w powietrzu i nie doczekało się żadnej wyraźnej odpowiedzi.


***

Lokiemu było autentycznie niedobrze, na myśl o spędzeniu w tej żałosnej wieży najbliższego czasu w swoim życiu.

Jakim cudem Thor przebłagał Ojca, żeby uwolnił go z zamknięcia - nie wiedział, a informacja ta nie była mu szczególnie potrzebna do szczęścia. Nie wiedział też, czy dziękować bratu, czy może zrzucić go z ostatniego piętra swojego nowego lokum, tylko po to, żeby pokazać swoje niezadowolenie z aktualnego położenia w jakim się znalazł.

Kiedy tylko przekroczyli barierę dzielącą Asgard i Midgard, Loki zaczynał powoli żałować, że w ogóle kiedykolwiek się narodził, a teraz, kiedy przekroczył próg salonu Avengersów, i czujne oczy czwórki ludzi oraz jego brata śledziły każdy jego ruch i chyba kontrolowały nawet oddech, beznadzieja jaka ogarnęła jego samopoczucie osiągnęła apogeum i zdawać by się mogło, że fala z jaką nadpłynęła, bez problemu zatopiłaby TT Knock Nevis.

Bóg ze wszystkich sił próbował zatuszować powoli wypełzające na jego szczupłą twarz zażenowanie. Okoliczności jednak nie sprzyjały dobrej grze aktorskiej, Loki czuł jak maski powoli opadają, a on sam, zadziwiając wszystkich, nawet siebie, skierował kroki w kierunku szerokiej kanapy i z żałosnym plaśnięciem opadł na sam jej środek.

Kiedy tylko podniósł wzrok znad swoich skórzanych butów i przejechał nim powoli po wszystkich zebranych w ogromnym pokoju, widział w ich oczach tylko tyle, że nie tego spodziewali się po wielkim, strasznym, psychotycznym Lokim z zaburzeniami postrzegania świata.

No cóż, różnie w życiu bywa.

Zdziwił się jednak, że ani Romanoff, ani Burton, ani nawet Rogers nie zareagowali nawet w kilku procentach tak emocjonalnie jak Stark zaledwie dzień wcześniej. Szczerze mówić, Rosjanka wzruszyła tylko ramionami i wróciła do swoich ciastek, przelotnie patrząc na Starka wzrokiem ''porozmawiamy o tym później, kretynie'', a zarówno Kapitan Ameryka jak i Hawkeye chyba uznali, że sprawa sama wyjaśni się w swoim czasie i że dopóki Loki nie chce zatłuc ich kuchennymi nożami, tylko siedzi grzecznie na kanapie i wygląda jak siódme nieszczęście, nie ma co przejmować się na zapas.

***

Stark, nadal stojąc w drzwiach, nagle nabrał ochoty żeby wydrapać oczy swoim towarzyszom broni, którzy z taką lekkością przyjęli do siebie fakt, że nordycki bóg vel zniszczenie-Manthattanu właśnie klapnął sobie spokojnie na ich kanapę.

Klapnął na ich kanapę.

Loki, na ich kanapie.

Spokojnie klapnął.

Czy to nie było niedorzeczne?

Tonemu zakręciło się w głowie od nadmiaru emocji i budującym się we wnętrzu poczuciu zdrady, a jedyne co wiedział w tamtym momencie, to to, że bezzwłocznie musiał się napić.






dark star || frostironOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz