Violet Hill

4.1K 337 26
                                    

Nie mogło być tak, że dzień dobroci Lokiego był nagły i nieprzemyślany. Cała sytuacja miała się dokładnie o sto osiemdziesiąt stopni odwrotnie; Layfeyson znalazł w tym wszystkim możliwy profit. Od pewnego czasu gdzieś z tyłu głowy krążyło mu zmartwienie odnośnie zaufania Mścicieli. Fakt faktem, tylko Anthony jawnie wyrażał dezaprobatę odnośnie jego osoby, jednak ugruntowanie nowych relacji wydało mu się raczej istotne. Teraz, kiedy sprawy przybrały taki obrót, nie mógł dopuścić aby Stark zostawił go na lodzie. Zdecydowanie nie mógł na to pozwolić. Nadal nie do końca dotarło do niego, co wydarzyło się ubiegłej nocy, miał jednak świadomość, że gdyby był to pierwszy i ostatni raz, od razu śmiało mógłby popełnić samobójstwo.


Dlatego właśnie, Nordycki Bóg postanowił pomóc w szukaniu Barnesa, przy okazji zdając sobie sprawę, że leżenie w łóżku z książką pod ręką i Orionem na kolanach raczej nie jest odpowiednim scenariuszem dla reszty jego egzystencji. Jeśli miał być szczery sam ze sobą to ta opcja bardzo mu pasowała, nie mógł jednak doprowadzić swojego umysłu i fizyczności do totalnej degradacji.

***

Dokładnie cztery dni później, już drugą godzinę siedział zamknięty w swoim pokoju próbując ustabilizować swoją sygnaturę magiczną, która przez to, że tak długo pozostawała nieużywana wypadła z rytmu i mogła wymknąć mu się spod kontroli. Fakt faktem Odyn zablokował część jego magicznych zdolności, nie odebrał mu jednak całej mocy, uszczuplił ją jedynie o zdolności, które w skrócie można by nazwać destrukcyjnymi. Na zegarze właśnie miała wybić trzecia w nocy, kiedy przy akompaniamencie kliknięcia zamka otworzyły się drzwi. Loki nie wiedział czy bardziej się cieszy, czy może jest zmartwiony kiedy jego oczom ukazał się Tony. Światło w pokoju paliło się na tyle mocno, że Laufeyson wyraźnie widział Starka, a powiedzieć, że tamten wyglądał na zmarnowanego i zmęczonego to raczej słabe słowa. Anthony znowu miał na sobie nisko opuszczone spodnie od dresu, zwykły czarny podkoszulek i wyglądał jakby zmiażdżył go huragan. Pod mocno zmrużonymi oczami miał dość rzucające się w oczy sińce, a włosy sterczały mu w każdym możliwym kierunku.

Tony już drugi raz pojawił się u niego w tym stanie, dlatego nie zdziwił się kiedy wynalazca bez słowa podszedł do łóżka i rzucił się twarzą w poduszki, tylko po to, żeby po chwili położyć mu głowę na piersi i powiedzieć;

- Wiesz co, Reniferku? Znowu nie mogę spać.

Z tego co Loki wiedział, Anthony nie mógł spać praktycznie zawsze, jednak niespecjalnie mu to przeszkadzało. Dziwił go jednak fakt, że Stark aż tak bardzo potrzebuje bliskość i ciepła, bo zawsze miał go za samowystarczalnego i raczej zamkniętego we wszelkich relacjach.

Z pewnością nie uważał go jednak za kogoś, kto będzie przychodził do niego w środku nocy w poszukiwaniu możliwości zagłuszenia wewnętrznej pustki i złagodzenia wieloletniej bezsenności.


Sam w sobie Tony z kolei nie do końca wiedział co myśleć o tej całej sytuacji. Z jednej strony, cholera, przecież Loki nadal pozostawał ich teoretycznym wrogiem, a to, że w akcie beznadziejnej słabości poszedł z nim do łóżka raczej nie powinien zmieniać jego stanowiska w tej sprawie, biorąc jednak pod uwagę drugą stronę medalu, sprawa przestawała być tak prosta i oczywista. Tony, mimo że nie do końca potrafił zidentyfikować i nazwać swoje uczucia, miał świadomość, że już wpadł po uszy. Sama obecność Laufeysona wprowadzała go w jakiś dziwny, błogi stan. Stark raczej nie należał do gatunku kochliwych i jeśli miał być sam przed sobą szczery, chyba nigdy w życiu w nikim szczerze się nie zakochał. Być może jego relacja z Pepper mogła do tego doprowadzić, wiedział jednak, że nie byłaby to ta słynna miłość od pierwszego wejrzenia, a raczej wystudiowane wspólne życie, wyuczone przez lata partnerskiej współpracy na różnych frontach.

Brak obycia w uczuciach niezbyt mu pomagał, dlatego doszedł do wniosku, że to ten moment, w którym idzie się na żywioł i robi to, co wydaje się słuszne.

Dlatego właśnie leżał w łóżku Lokiego, dlatego też między nimi nie było zbyt wiele przestrzeni i dlatego raczej nie wydawało mu się, żeby robił coś nieodpowiedniego, bynajmniej nie wydawało mu się tak w tym momencie.

Doszedł przy okazji do wniosku, że tym co będzie rano, pomartwi się jutro.

***

Jak miało się okazać już w niedalekiej przyszłości, znalezienie Zimowego Żołnierza, przez lata uznawanego za legendę albo ducha, nie było wcale takie proste. Pomimo, że Tony uruchomił wszystkie swoje zasoby infiltracyjne takie jak na przykład dostęp do praktycznie każdej kamery w Ameryce, Wdowa starała się dotrzeć do swoich starych znajomych, a Loki przeczesywał magią Europę ze szczególnym naciskiem na Niemcy i Rosję, Bucky nigdzie się nie pokazywał, a Steve wyraźnie zaczynał tracić nerwy. Wiedział, że robią wszystko, co było w ich mocy żeby odnaleźć najważniejszą osobę w jego życiu, która powróciła do niego nabijając mu kilkadziesiąt siniaków i której nie spodziewał się jeszcze kiedykolwiek zobaczyć.

W jednej z rozmów między Tonym a Lokim ten drugi przyznał, że Rogers zachowuje się jakby chciał oskalpować ich wszystkich swoją tarczą, a potem ewentualnie rozpłakać się nad ich ciałami. Stark nie miał prawa się nie zgodzić. Steve wyglądał jak siódme nieszczęście i poruszał się niemal tak nerwowo jak uwięzione w klatce dzikie zwierze. Legenda i chluba ameryki wydawał się nie dbać o nic, krążąc między siłownią i sypialnią, czasami z krótkimi postojami na kanapie w salonie.

Starkowi kilka razy przeszło przez myśl zapytanie, czy Rogers w ogóle coś je.

Prawdopodobnie gdyby Tony był lepiej obeznany w relacjach międzyludzkich, zauważyłby że Cap potrzebuje wsparcia, a on, jako jeden z jego najbliższych przyjaciół powinien mu go udzielić. Anthony Stark nie znał się jednak na czymś takim jak przyjaźń, dlatego po prostu usiadł koło Stevea na kanapie któregoś wieczoru, kiedy tamten bezwiednie gapił się na migający obraz telewizora i siedział z nim w ciszy, tylko po to, żeby po parunastu sekundach usłyszeć;

- Znajdźcie go.. Proszę. - Nie dało się nie zauważyć, że przy ostatnim słowie dość wyraźnie załamał mu się głos, a Tony wyczuwając nadchodzącą falę uczuć i widząc Wdowę w drzwiach, postanowił sprawdzić postępy, jakie być może wydarzyły się podczas jego nieobecności. 


Dosłownie kilka minut później siedział już na obrotowym fotelu, przed którym znajdowało się kilkanaście gigantycznych, dotykowych paneli, służących mu za coś w rodzaju centrum dowodzenia operacyjnego. Nie zdziwił się, kiedy usłyszał zamykające się drzwi windy, a chwilę potem poczuł wzrok Lokiego na karku.

- Masz coś nowego, Rogasiu?

- Ja nic, Barnes widocznie bardzo nie chce pojawiać się na Starym Kontynencie. Z resztą, raczej mu się nie dziwię.

Ostatnie głoski wypowiedzi Lokiego nie zdążyły dobrze wybrzmieć i nadal wisiały gdzieś w przestrzeni, kiedy na jednym z ekranów pojawiły się czerwone komunikaty oznajmiające, że Zimowy Żołnierz właśnie został namierzony.

___

Cześć, znowu po przerwie.

Szczerze mówiąc, chyba weszło mi już w nawyk dodawanie rozdziałów w takim rozstrzale czasowym, nie mam jednak ani siły ani czasu, żeby wykrzesać z siebie coś więcej.

Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że od przyszłego tygodnia będzie już z górki i że powyższy rozdział się podobał.

Cheers.

dark star || frostironOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz