Late Night

3.5K 302 30
                                    

Zanim Barnes wyszedł z pokoju i wszedł w jakąkolwiek interakcję z kimś, kim nie byłby Steve, musiały minąć ponad trzy doby.  Kiedy jednak w końcu postanowił chociaż minimalnie się uspołecznić, była mniej więcej druga trzydzieści w nocy, a jedynymi których zastał w olbrzymim salonie była Czarna Wdowa i ciemnowłosy facet, którego nikt mu nie przedstawił, ale zdawało się jakby jego imię zaczynało się bodajże na L. Prawdę mówiąc, z tego co zdążył się zorientować, kolejną osobą z zaburzonym rytmem dobowym był właściciel wieży, Stark, ten jednak podobno zazwyczaj zaszywał się gdzieś w warsztacie i tam spędzał większość wolnego czasu. Gdzieś z tyłu głowy Buckyego bezwiednie pojawiła się myśl, że być może mógłby poprosić go o udoskonalenie swojego bionicznego ramienia, którego przez cały czas posiadania go czas mimo wszystko tak szczerze nienawidził. Szybko jednak odrzucił ten pomysł, ganiąc samego siebie i dochodząc do wniosku, że byłoby to ewidentne i jawne nadużycie z jego strony.

James stawiał kroki po cichu, zupełnie jak skradający się kot, jak się jednak okazało, już samo to wystarczyło, żeby zwrócić uwagę rudowłosej kobiety, która aktualnie wyglądała bardziej jak instruktorka jogi, aniżeli zabójczyni na zlecenie.

- Cześć. - Ciepły głos rozlał się po otoczeniu, a Bucky potrzebował chwili żeby dotarło do niego, że przywitanie skierowane jest do niego. Prawdę mówiąc, nie pamiętał kiedy ostatnim razem ktoś odezwał się do niego w tej sposób. Tak.. po prostu. Fakt, Steve bardzo się starał, jednak troska aż nazbyt przez niego przemawiała i momentami bywało to dość dezorientujące.

- Em, cześć. - Odparł w końcu James jakby niepewny brzmienia tego banalnego słowa w swoich ustach.

- Nie możesz spać? - Ruda zapytała niemal od razu, a Barnes zobaczył w jej twarzy zrozumienie. - Chodź, obejrzysz coś z nami, prawda Loki?

- Czemu nie. - Zdecydowanie od niechcenia rzucił ciemnowłosy facet i groźnie spojrzał na Buckyego, a kiedy Barnes speszony już chciał się wycofać, Loki (Boże, kto dał dziecku tak na imię?) dodał. - Nawet nie próbuj wybierać komedii romantycznych. Nienawidzę ich.


Takim oto sposobem Zimowy Żołnierz, Czarna Wdowa i książę Asgardu skończyli oglądając Grę o Tron przez resztę nocy, przy okazji mieszając z błotem Stannisa Baratheona i Sansę Stark, a Loki uznał, że to on powinien dostać smoki, a nie jakaś durna blondynka, której fenomenu nie umiał pojąć. Kiedy jakiś czas później każde z nich udawało się w kierunku swojego pokoju słońce już wschodziło i Laufeyson dziękował losowi za szczelne zasłony w sypialni.


Kiedy Bucky z głową napełnioną intrygami Westeros stawiał kroki w odpowiednim kierunku, w jego zmęczonym umyśle działo się zdecydowanie zbyt wiele jak na godzinę, którą wskazywały ledowe cyferki budzika.

Z jednej strony był tak cholernie szczęśliwy, że tego felernego dnia postanowił chwycić się swojej ostatniej deski ratunku i przyjść właśnie tutaj, bo już od dawna nie czuł się tak.. dobrze. Nie chciał się jednak narzucać, a budowanie relacji raczej nie było jego mocną stroną po tylu latach praktycznie w samotności.

Z drugiej strony jednak, zdawał sobie sprawę, że granica między Buckym Barnesem, a Zimowym Żołnierzem jest naprawdę cienka, i dosłownie kilka nieostrożnych zachowań albo odpowiednich słów może zupełnie ją zatrzeć, albo wręcz pozbyć się tego kim był on jako on, a nie jako sowiecka maszyna do likwidacji przeciwników wszelkiej maści.

HYDRA... uciekł im. Po tylu latach udało mu się zmobilizować umysł na tyle, żeby nie dać go sobie wyprać do końca kolejny raz. Fakt faktem, udało mu się zapamiętać tylko twarz i dopasować do niej imię, to jednak wystarczyło. Chwycił się wspomnienia Steva Rogersa jak liny ratunkowej i dzięki niemu udało mu się odbić od dna.

Jeszcze niedawno nawet nie przypuszczałby, że zamiast w szarym, zimnym i zdecydowanie obcym nawet po takim czasie, pokoju, będzie mieszkał, no, tutaj. Dom Starka i Avengers robił zdecydowane wrażenie na części jego osobowości, która mimo wszystko pozostała gdzieś w przedwojennych czasach na Brooklynie.

***

Tony swoim normalnym obyczajem pracował do rana, tym konkretnym razem akurat zajmując się czymś innym niż tylko zaopatrywanie zbroi w nowe systemy albo konfiguracją ustawień Jarvisa, chociaż miał wątpliwości czy jego SI może być jeszcze bardziej genialny i błyskotliwy.

Stark przeszukiwał wszystkie, te dostępne i te niedostępne również, bazy danych na świecie w poszukiwaniu informacji o Jamesie Buchananie Barnesie. Prawdę mówiąc, nie interesowało go czym zajmował się ten facet w przeszłości. Nikt z obecnych w jego domu nie był święty, a Nat o podobnej do Barnesa historii była prywatnie jedną z najlepszych osób, które dane mu było kiedykolwiek spotkać. Różnie bywało, a Tony doskonale wiedział, że nie zawsze wszystko w życiu zależy od naszych własnych decyzji. On sam, gdyby tylko mógł, prawdopodobnie nigdy nie dopuściłby do wielu zdarzeń ze swojej przeszłości.

Tonyego bardzo interesowało to całe metalowe ramie. Czym było i jakim cudem udało się je utrzymać w tak idealnym stanie tyle lat, jakie rozwiązania techniczne zastosowano, kto był głównym inżynierem, czy ma jakieś inne prace tego typu... wszystko. Stark chciał wiedzieć wszystko na temat bionicznej kończyny i nie był pewien czy to jeszcze nauka czy niezdrowe podniecenie z jego strony.

Cokolwiek by to nie było, momentalnie wygasło kiedy na ostatecznym projekcie metalowego ramienia znalezionym parę sekund wcześniej, udało mu się doczytać tak cholernie dobrze znane mu imię i nazwisko.

Elegancka kursywa była niemal identyczna jak na wszystkich dokumentach z młodości Tonyego, a ostatnie k miało charakterystycznie wygiętą nóżkę.

Podpis Howarda Starka wydawał się szyderczo śmiać mu w twarz.

***

Kiedy Loki w końcu doczłapał się do pokoju Tonyego, jego właściciel leżał na łóżku na wznak i zaczerwienionymi oczami gapił się w sufit. Zasłony były zaciągnięte tak szczelnie, że równie dobrze mógłby być to środek nocy, Loki wiedział jednak, że dochodziła szósta i jeżeli Stark teraz nie pracował ani nie spał, coś musiało się wydarzyć. Nie powiedział jednak ani słowa, przezornie nie komentując i oczekując, aż Tony sam wpadnie na pomysł podzielenia się z nim tym, co zaszło. Z tego czego Laufeyson zdążył się dowiedzieć przez czas mieszkania w Tower, to fakt, że Stark nigdy nie zwierzał się na siłę i nigdy na prośbę, dlatego czas był kluczem.

Loki podszedł do łóżka i w jednym płynnym ruchu położył się obok Tonyego, a do jego nozdrzy niemal błyskawicznie napłynął tępy zapach alkoholu i czegoś nienamacalnego, jakby żalu, który ewidentnie kotłował się gdzieś pod splątanymi włosami wynalazcy.

- Wiesz co, Rogasiu.. - Tony niespodziewanie szybko wydobył z siebie głos, a Loki niemal czuł jak ciężko przychodzi mu wypowiedzenie każdego słowa. - Jak to możliwe, że ktoś, kto nie żyje od lat, nadal jest w stanie tak cholernie mnie zawieść?

Laufeyson nie wiedział, dlatego przyciągnął do siebie wynalazce i objął go w uspokajającym geście. Prawdę mówiąc, spodziewał się chociaż kilku słów wyjaśnienia, jednak niewielką chwilę potem słyszał już tylko miarowy oddech Starka.

Po chwili zastanowienia doszedł do wniosku, że wyjaśnienia zdąży jeszcze zdobyć, a te kilka godzin snu, które Anthony wyrwie z doby, będą bezcenne.


______

No, tak jak mówiłam, rozdział był w drodze i oto on.

Prawdę mówiąc, jest raczej smętnie, chociaż nie planowałam, żeby było aż tak. No cóż, mimo wszystko mam nadzieję, że nikogo nie zanudzam.

Swoją drogą, miałam w planach skończyć to ff do wakacji, jednak wątpię żebym się z tym wyrobiła. Nie wiem czy to dobrze, czy to źle.

No, do następnego.

dark star || frostironOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz