Believer

2.3K 264 13
                                    

Kilkanaście sekund później, plik dokumentów znajdował się już w dłoniach Tonyego, który po przebrnięciu przez kupę oczywistości i znanych sobie faktów na temat ojca, matki, a przy okazji też siebie, zaczął poszukiwania tego, co nie dawało mu spać - informacji o udziale ojca w tworzeniu projektu Winter Soldier. Sytuację utrudniało mu jednak nieregularne pojawianie się w tekstach wzmianek zapisanych cyrylicą albo którymś ze wschodnich języków, mimo wszystko jednak z determinacją brnął dalej przez potok informacji, dat i nazwisk, z których to niektóre widział pierwszy raz w życiu, a niektóre były mu bardzo dobrze znane.

Kartki różnych tekstur i kolorów nadal dzieliły go od prawdopodobnego rozwiązania tajemnicy swojego ojca, kiedy Nat zaczęła go ponaglać;

- Tony, wiem, że to dla ciebie ważne. Ale nie mamy czasu. Nie wiemy co się dzieje z resztą, a jeżeli zrobili Barnesowi pranie mózgu, to może nie być kolorowo.

Stark tylko nieprzytomnie przytaknął i kurczowo trzymając tekturę w palcach, wcisnął teczkę do plecaka, który wcześniej uparł się wziąć. Nawet nie do końca wiedział, dlaczego tak łatwo przystał na przykazanie Natashy, w tym momencie nie miał jednak czasu na rozwodzenie się nad własnymi reakcjami, dlatego próbując przywołać samego siebie do porządku, przywołał na twarz wyraz skupienia i sztywnym krokiem ruszył za agentką w kierunku metalowych drzwi, ewidentnie prowadzących do dalszych części budynku.


____

Natasha przez ostatnie lata swojego życia łudziła się, że Hydra zniknęła z powierzchni ziemi już dawno temu. Jak się okazało, nie mogła mylić się bardziej, a ostatnie wydarzenia z udziałem Zimowego Żołnierza tylko utwierdziły ją w przekonaniu, jak dziecinne i abstrakcyjne były to życzenia.

Dopiero teraz jednak, kiedy przemierzała zimne korytarze starego, pruskiego fortu gdzieś w centralnej Polsce, docierało do niej jak daleko i głęboko sięgają korzenie organizacji Johanna Schmidta. Agentka oczywiście miała świadomość, że Hydra nigdy nie była czymś małym i nieznaczącym, a jej prawdopodobni członkowie być może ciągle kryją się gdzieś w Ameryce Południowej, nie sądziła jednak, że to nazistowskie ścierwo nadal miejscami funkcjonowało w pełni sprawnie, a przy okazji czuło się tak pewnie na własnej pozycji, że porwało cholernego asgardzkiego boga.

Przy okazji też Romanoff czuła się trochę jak niańka, której pod opiekę został oddany Tony Stark. Fakt faktem sam wynalazca cały czas próbował zachowywać pokerową twarz i dzielnie podążał za nią bez choćby cienia sprzeciwu, chyba jednak właśnie to martwiło ją najbardziej. Tony, który nie wyraża swojego niezadowolenia co kilka minut albo nie narzeka jak pięciolatek w długiej samochodowej podróży, był wyraźnym powodem do zmartwień. Kobieta jednak po krótkim zestawieniu faktów, które miała na temat stanu mentalnego Starka, doszła do prostych wniosków, że powody a za razem opcje są trzy i przy okazji prawdopodobnie dzieją się równorzędnie, co tylko potęgowało ich destrukcyjny efekt.

Po pierwsze, Natasha doskonale zdawała sobie sprawę z tego, w jakim stanie znajduje się Tony po tym, jak Loki zniknął z wieży i zapewne przez cały czas przebywał właśnie w miejscu, w którym aktualnie się znajdowali. Kolejną sprawą, o której nie mogła zapomnieć, była cholerna teczka Howarda Starka, przez którą jego własny, jedyny i pierworodny syn nie mógł w spokoju zmrużyć oka w ostatnim czasie. Jako ostatnie, ale zdecydowanie nie najmniej ważne przyszło jej do głowy, że nieważne czego by nie mówić o Anthonym, wynalazca czuł się zagrożony niemal przez cały czas, a punktami trzymającymi go w poziomie były regularne wizyty w laboratorium i warsztacie, (wbrew pozorom) wlewanie w siebie chorych ilości alkoholu i cichy nadzór Virginii Potts, która od lat roztaczała nad Iron Manem swoje opiekuńcze skrzydła, bez których ten prawdopodobnie dawno byłby gdzieś poniżej szeroko pojętego dna.

____

Mniej więcej w tym samym czasie Loki dotarł do Zimowego Żołnierza zachowującego się niemal jak Hulk po przemianie i przyszpilając go do krzesła magicznymi więzami, próbował swoich najbardziej wysublimowanych metod perswazji tylko po to, żeby przekonać Barnes do współpracy. Ten jednak tylko gniewnie patrzył na niego spod swojej przydługiej grzywki przy tym co chwile podrygując niebezpiecznie (co trochę przerażało Lokiego, bo mimo wszystko nadal nie był do końca pewien w jakiej kondycji aktualnie jest) i Laufeyson zaczynał wątpić w powodzenie swojej misji bez wpływania magią na umysł Buckyego. Nagle jednak za jego plecami rozległo się stłumione ''Buck?" i książę Asgardu już wiedział, że oto Kapitan Ameryka przybył z odsieczą. Wpadnięcie akurat w tym momencie było aż nazbyt w stylu Stevea Rogersa, dlatego Loki niezbyt nad sobą panując, prychnął pod nosem obracając się na pięcie.

- Och, Kapitanie, miło że wpadłeś, twój chłopak się niecierpliwił. - Laufeyson uznał, że skoro już wszystko dzieje się według schematu, on też może rzucić tekstem, którego wszyscy się po nim spodziewają. W odpowiedzi dostał jednak tylko kolejne gniewne warknięcie Barnesa, nadal bezskutecznie walczącego z siłą utrzymującą go w miejscu, oraz zmartwione spojrzenie Rogersa, teraz powoli zbliżającego się do Buckyego. Za Kapitanem w pomieszczeniu pojawiły się jeszcze dwie osoby, ale ich jestestwo nie bardzo obchodziło jotuna, dlatego zgrabnie postanowił udawać, że ani ich nie widzi ani go nie interesują. W związku z uzupełnieniem przybranego ignoranckiego sposobu bycia, bóg skierował swoje spojrzenie dokładnie na Rogersa i od razu przyszło mu na myśl, że Steve wygląda jakby oswajał dzikie zwierze, którego zachowań nie da się przewidzieć ani w żaden sposób kontrolować, ale można próbować do niego dotrzeć w odpowiedni sposób.

Powolne ruchy, niski tembr głosu, bez patrzenia w oczy.

Nie wyglądał też, jak gdyby robił to pierwszy raz. Przez ułamek sekundy Lokiemu zrobiło się nawet żal tej dwójki w najszczerszy z możliwych sposobów, zaraz jednak otrząsnął się z tego zadziwiająco ludzkiego uczucia zaraz wracając do swojej irytująco-niepotrzebnej gadki wytrenowanej przez wieki i prawdopodobnie nie przerwałby jej jeszcze całkiem długo, gdyby nie niepokojące szumienie, które nagle pojawiło mu się w głowie. Po krótkiej chwili dołączyły do niego też mroczki przed oczami, aż Loki musiał wycofać się pod najbliższą ścianę i kurczowo zacisnąć palce na stojącym przy niej regale, byleby tylko zachować resztki równowagi, którą tracił w zastraszającym tempie.

Ostatnim, co udało mu się zarejestrować kiedy powoli osuwał się na ziemię, było zmartwione spojrzenie ciemnych oczu Anthonyego Starka, który chyba coś do niego krzyczał, ale Loki nawet nie mógł być pewien, czy nie wyobraził sobie całej obecności mężczyzny czy też Człowiek z Żelaza jakimś niesamowitym zrządzeniem losu naprawdę pojawił się obok niego w tym niespodziewanym momencie.

dark star || frostironOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz