Brutalnie jasne promienie słoneczne padły na twarz ciemnowłosego bóstwa, tym samym jeszcze brutalniej wyrywając je z sennego letargu.
Loki z niezadowoleniem uchylił powieki, a kiedy poczuł jak niemal palą mu się siatkówki, szybko zamknął oczy i dla bezpieczeństwa wcisnął twarz w poduszkę z jasnego jedwabiu, przez kobietę określonego zapewne jako ecru.
Ten poranek zdecydowanie nie zapowiadał się jako jeden z tych szczególnie udanych, a o całej mocy tego stwierdzenia Trickster przekonał się, kiedy kot-nadal-Kot wbił mu pazury w odsłoniętą kostkę, a Loki mimowolnie syknął z bólu automatycznie zrywając się do siadu.
- Ty durny zwierzaku! Ja przyjmuję cię do siebie, a ty tak mi się odwdzięczasz? Czy ty masz pojęcie z kim zadzierasz? - Kot patrzył na niego spod półprzymkniętych oczu, a wyraz jego pyszczka wyraźnie dawał do zrozumienia, że całą tyradę ciemnowłosego ma głęboko w swoim kocim poważaniu.
Loki na tą obrazę swojego, jak na tą chwilę wątpliwego, majestatu, prychnął pod nosem i ostatecznie podniósł się z miękkiego łóżka, w którym spokojnie mogłyby spać trzy osoby.
Ciemne, już nieco przydługie włosy nieustannie opadały bogu na czoło kiedy imponująco ziewnął, przeciągnął się jak dzika puma, a potem stanął przy ścianie, która przynajmniej w dziewięćdziesięciu procentach wykonana była ze szkła. Laufeyson musiał sam przed sobą przyznać się do swojej wielkiej słabości, objawiającej się jako fascynacja do obserwowania Manhattanu.
Wszystkie te tętniące życiem ulice, wszyscy zabiegani ludzie i ich przyziemne problemy, nawet każdy bezdomny pies, zdawały mu się intrygujące i skrajnie inne od tego, co znał z Asgardu, krainy piękna, ładu i wszechobecnego złota.
Cała ta plątanina budynków, dróg i chodników, linii telefonicznych i prawie niewidocznych z tej wysokości ludzi, niemal mechanicznie nasunęła mu skojarzenie mrowiska.
Zaraz potem odsunął je jednak, uświadamiając sobie, że egzystencja mrówek prawie stuprocentowo różni się od tej ludzkiej, a jedynym podobieństwem może być tylko wszechogarniający natłok różnego typu istot i to, że zarówno mrówki jak i ludzie mieli przed sobą wytyczone zadanie, a potem, nierzadko na ślepo, dążyli do ich wykonania.
Oczywistym był fakt, że miejsce w którym się wychował było stokroć lepsze niż siedziba tych miernych istot, nazwanych ludźmi, nie mógł jednak opanować swojej niezdrowej fascynacji na ich punkcie, a Manhattan był miejscem kulminacyjnym dla całego jego zainteresowania Midgardem.
Loki nie umiał w żaden sposób logicznie wyjaśnić tego faktu, istniał on jednak w jego głowie i dość wyraźnie zaznaczał swoje istnienie, dlatego musiał zdać sobie z niego sprawę, a po czasie, być może nawet zaakceptować.
Bóg przyglądał się miastu, które właśnie zaczynało swój dzienny rytm, a Kot, któremu planował znaleźć imię już tego samego dnia, usadowił się koło jego nóg i w ślad za Lokim patrzył na poranny Nowy York.
***
Mniej więcej w tym samym czasie, ale w zupełnie innej części Stark Tower, Tonyego obudził paskudny ból głowy, zmieszany z uczuciem w ustach, które śmiało można było porównywać do stężenia deszczów na Saharze.
Stark wydał z siebie cierpiętniczy dźwięk usytuowany gdzieś pomiędzy jęknięciem, a westchnieniem i półprzytomny zwlókł się z łóżka, w którym, prawdę mówiąc, nie miał pojęcia jak się pojawił ani kiedy nastąpiła tajemnicza teleportacja.
Wynalazca niepewnym krokiem doczłapał do szafki, na której stała duża butelka wody, przezornie zostawiona tam wcześniej, zapewne przez niego samego, a potem prawie panicznym ruchem wziął kilka, albo i kilkanaście, głębokich łyków zbawczego płynu.
Kiedy pierwsze palące pragnienie zostało chociaż trochę zaspokojone, a nozdrza Tonyego wypełnił nieprzyjemny zapach wczorajszego ubrania i potu zmieszanego z alkoholem, mężczyzna bezzwłocznie zarządził samemu sobie natychmiastowy prysznic, a najlepiej dwa. Tak dla pewności.
Tony stał pod prysznicem już dobre kilkanaście minut, chyba mając nadzieję, że z każdą kolejną strugą gorącej wody spłyną z niego doświadczenia dnia wczorajszego, cały wieloletni żal i ogólne poczucie beznadziei, które kolejny już raz powoli zaczynało kiełkować gdzieś w głębi jego podświadomości.
Według niego samego, był paradoksem.
Według ludzi, playboy, filantrop, geniusz, etc etc, generalnie rzecz ujmując, człowiek silny, spokojny o swoje jutro i taki, który może mieć wszystko na skinienie, jeden z tych, którzy budzą się i zasypiają z szerokim uśmiechem na ustach.
Krótko mówiąc, człowiek szczęśliwy.
Żaden z gapiów nie wiedział jednak o całej mrocznej stronie osobowości Tonyego, którą Stark starannie ukrywał pod cyniczną maską przybieraną codziennie rano od wielu, wielu lat.
Kiedy tylko do Tonyego dotarło, że chyba wkracza na zbyt ciężkie tematy jak na godzinę dziewiątą dwadzieścia rano, kazał Jarvisowi zmienić temperaturę wody na przerażająco niską i teraz, otrzeźwiony i odświeżony, ale nadal niezbyt gotowy na starcie z nowym dniem, przemierzał jeden z niekończących się korytarzy Stark Tower. Szary dres i koszulka Aerosmith nie były co prawda specjalnie wystawne ani imponujące, uznał jednak, że to ani miejsce ani okazja, żeby się wygłupiać w kwestii stroju.
Przecież ich gościem był TYLKO kolejny z książąt Asgardu.
Nic nowego, to prawie jak każdy inny zwykły wtorek.
Dotarcie do głównego salonu połączonego z kuchnią, (bo aneksem kuchennym nie można było jej nazwać, głównie ze względu na rozmiar), nie zajęło wynalazcy wiele czasu i stał teraz nad ekspresem do kawy z miną wyrażającą absolutną miłość do kofeiny, a przy okazji i do zbawczego urządzenia. Czas oczekiwania na swoją czarną miłość dłużył mu się jednak niemiłosiernie, dlatego postanowił zrobić szybki przegląd osobowy pomieszczenia, tylko po to, żeby chwilę później uświadomić sobie, że jedyną osobą wstającą tak rano w ich dysfunkcyjnej rodzinie był Steve, który pewnie właśnie biegł trzecie okrążenie wokół Central Parku.
Szczerze powiedziawszy, Tony mimo wszystko trochę podziwiał Kapitana za jego niegasnący entuzjazm i samodyscyplinę, bo jeśli on sam miałby codziennie przeżywać mordercze treningi tylko dla swojej własnej satysfakcji albo ze względu na idealistyczne przyrzeczenia złożone parędziesiąt lat temu, chyba najpierw poprosiłby Pepper o umówienie go do jakiegoś dobrego psychiatry.
Albo najlepiej kilku, żeby potwierdzić diagnozę.
***
Loki po krótkim namyśle doszedł do wniosku, że godzina pobudki superbohaterów zapewne jeszcze nie nastała i spokojnie może iść na poszukiwanie kawy, która jako jedna z niewielu Midgardzkich rzeczy znalazła sobie stałe miejsce bytu w Asgardzie i weszła tam do powszechnego użycia, a młody bóg bardzo szybko przekonał się o swojej miłości do naparu z ziaren kawowca, którego tak brakowało mu przez cały czas pobytu w swojej nieszczęsnej celi.
Jakie było jego zdziwienie, kiedy pierwszym co zarejestrował po przekroczeniu progu salonu, był Anthony Stark podtrzymujący się o blat i z wyraźnym ponagleniem gapiący się na ekspres.
____
Rozdział napisany i dodany po skandalicznie wręcz długim czasie, ale cóż mogę powiedzieć, wen rządzi się swoimi prawami.
Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze został.
Cheers.

CZYTASZ
dark star || frostiron
FanfictionCo jeśli pobyt Lokiego w Asgardzkim więzieniu niespodziewanie się skróci, a Tony Stark i jego radosna kompania superbohaterów z dziecięcych marzeń wpadnie w sam środek tego bajzlu? Na horyzoncie przy okazji pojawi się ktoś z przeszłości, a sprawy je...