Desperado

4.4K 384 64
                                    

Tony musiał poświęcić na swoje przedsięwzięcie sporo czasu i energii ale po kilkunastu prośbach i próbach udało mu się namówić Nataszę żeby odpuściła dzisiejszy popołudniowy trening z Clintem i poszła z nim na burgery do ich wspólnej ulubionej knajpy, do której udawali się zawsze kiedy mieli coś istotnego do obgadania.

Fakt faktem kobietę przekonało dopiero to, że do oferty w lokalu wprowadzono frytki belgijskie, mimo wszystko jednak, Stark uznał że to jego własne małe zwycięstwo, a miłość Wdowy do fastfoodów pomogła mu tylko w nieznacznym stopniu.

Jasne.

Koniec końców wylądowali w rogu sali, każde po swojej stronie stołu i nieuchronnie zbliżał się czas otwartości emocjonalnej, której Tony tak długo i zawzięcie unikał, a wwiercające się w niego zielone spojrzenie Agentki zdecydowanie nie pomagało w zebraniu myśli tak, żeby utworzyły jakąkolwiek sensowną całość. Fakt, że był całkowicie i stuprocentowo trzeźwy też niezbyt pokrzepiał jego wątłe umiejętności w zakresie wyrażania uczuć. Zdawał sobie jednak sprawę, że już zdecydowanie zbyt późno na odwrót, bo gdyby tylko spróbował zbyć Rosjankę, ta przywiązałaby go do krzesła w jego własnej piwnicy, a potem wyciągnęła wszystko własnymi metodami. Prawdę powiedziawszy, on sam też potrzebował tej rozmowy, ale to zdecydowanie nie był dobry moment żeby przyznawać się przed samym sobą do tego typu rzeczy.

- No więc, Nat... - Stark mimo wszystko się zawahał, tracąc z oczu ostatnią szansę na ucieczkę. - Co właściwie oznaczają twoje relacje z Lokim?

- Moje co? Tony czy ty siebie słyszysz? - W głosie Nataszy zabrzmiało szczere rozbawienie. - Brzmisz jak zazdrosna żona.

- Wcale nie brzmię jak zazdrosna żona! - Męska duma Starka właśnie przeżywała ciężkie.

- A jednak. No, nieważne, abstrahując, moje, jak to nazwałeś, relacje z Lokim nie znaczą nic wielkiego. Loki u nas mieszka, a ja nie mam zamiaru źle się czuć we własnym salonie tylko po to, żeby móc rzucać mu wrogie spojrzenia. Każdy popełnia błędy i uwierz, że wiem co mówię. - Tony nie mógł nie zauważyć, że Rosjanka zabrzmiała bardzo nostalgicznie, jakby mówiąc dużo bardziej o sobie, niż o samym Asgardczyku. - Jesteśmy dorośli Tony, nie mówię, że macie od razu zostać przyjaciółmi, ale chociaż spróbuj nawiązać z nim jakikolwiek kontakt. No co? Nie patrz tak na mnie Stark, jestem całkowicie pewna tego co mówię i nie, nie jestem pod działaniem magii, przecież pamiętasz, że Loki nawet nie może jej używać.

- Mimo wszystko, wolę zapytać, jesteś pewna, że dobrze się czujesz? - Za to pytanie Tony oberwał mocnego kopniaka w kolano pod stołem, a potem chcąc nie chcąc musieli przerwać swoją uroczą wymianę zdań, bo przed ich nosami pojawiła się esencja czystej burgerowej perfekcji.

***

Loki przez cały swój przymusowy pobyt w Midgardzie wyrobił sobie zwyczaj snucia się bez celu po Nowojorskich plażach, które na jego szczęście miały od cholery kilometrów toteż nadal nie zdarzyło mu się, żeby musiał powtarzać dwa razy tą samą trasę.

To Natasza pokazała mu ten sposób spędzania wolnego czasu, warunkując przy okazji jego swobodne przechadzki nieustannie włączonym lokalizatorem zatkniętym za pasek spodni. Z niewiadomych przyczyn Agentka naprawdę polubiła Lokiego, nie mogła jednak pozwolić żeby został całkowicie samopas puszczony między ludzi, w sam środek miasta. Gdyby coś się stało, nawet szkolenie w Red Roomie nie uchroniłoby jej przed plutonem egzekucyjnym SHIELDu.

Sam bóg z kolei nie żeby był jakoś szczególnie zachwycony tym wszechobecnym nadzorem, zdawał sobie jednak sprawę, że w jego obecnym położeniu nie ma zbyt wiele do gadania i jakakolwiek próba polemizowania może skończyć się z powrotem w Asgardzkiej celi, odnośnie której, notabene nadal zdarzało mu się mieć nocne koszmary.

Laufeyson nadal momentami nie dowierzał w swoje cudowne ocalenie, a obojętność Starka na jego osobę tylko wzmagała ogólną frustrację bóstwa.

No bo przecież, na Odyna, już nawet Banner przestał patrzeć na niego jakby wykradł mu roczny zapas valium. Nie żeby i tak nie miał całej szafki białych tabletek u siebie w pokoju. Tak, na wszelki wypadek.

A Anthony? W zasadzie za każdym razem kiedy tylko Asgardczykowi udawało się złapać go w którymś z pomieszczeń, wynalazca udawał, że Loki nagle zamienia się w bezwonny i niewidoczny gaz, a potem znikał w tym swoim nieszczęsnym warsztacie, który pozostali Avengers nazywali w tajemnicy przed nim jaskinią lwa. Fakt faktem, Laufeyson zawsze mógł po prostu zjechać windą na piętro -2 i palić głupa dokładnie tak jak to zrobił pierwszej nocy w Midgardzie, po wewnętrznej bitwie doszedł jednak do wniosku, że to mogłoby tylko pogorszyć sprawę.

No i wymagałoby nadszarpnięcia jego wciąż chlubnie wysokiej dumy, a na to nie chciał zezwalać, nawet dla uważnego (i co ważniejsze, zainteresowanego) spojrzenia tych cholernych brązowych oczu Starka.

***

Kilka godzin później, już nie tak trzeźwy Tony postanowił znaleźć pokój Lokiego, przy okazji stwierdzając, że jeśli nie zbierze się do przełamywania lodów teraz, taka okazja może nie powtórzyć się już nigdy i cała ta sytuacja będzie się stawać coraz bardziej chora w swojej teoretycznej prostocie.

W celu spełnienia swojego postanowienia, wynalazca aktualnie przemierzał korytarze Stark Tower, a powiedzieć, że robił to niepewnym krokiem, to zdecydowanie zbyt mało.

Po kilku nieudanych podejściach i przypadkowym wpadnięciu na Stevea próbującego obsłużyć Twittera, Starkowi udało się dotrzeć pod odpowiednie drzwi, na których zdążyła pojawić się mała tabliczka z napisem:

"Przemyśl, czy jesteś pewien faktu, że mam ochotę Cię widzieć.

Loki"


Całość, jak można było się spodziewać była napisana elegancką, wąską kursywą z powyciąganymi do góry i dołu literami.
Przez niespełna trzeźwą głowę Człowieka Ze Stali przebiegła nutka zazdrości, niezbyt przyjaźnie wypominając mu jak wyglądają jego rękopisy, z którymi sam czasami miał problem jeśli chodziło o odcyfrowanie zawartości. No cóż, widocznie nie można mieć wszystkiego.

Po chwili dość istotnego zawahania Stark opadł na drzwi niemal całym swoim ciężarem i nacisną klamkę, a kiedy ta z lekkością ustąpiła, nie wiedział czy bliżej mu do szczęścia czy do płaczu.

Nie minęło dużo czasu, kiedy jego oczom ukazał się rozparty na łóżku Loki, ewidentnie skupiony na czytaniu opasłego tomiszcza w czarnej skórze i głaskaniu Oriona wyciągającego się pod dotykiem delikatnych palców boga.

Kiedy do Satrka dotarło, że na nieprowokowaną uwagę nie ma co liczyć, zrobił pierwsze co przyszło mu do zamroczonej głowy i dość ostentacyjnie zatrzasnął za sobą drzwi.

Udało się.

Wystarczyło kilka sekund, żeby jadowicie zielone oczy omiotły całą jego postać, a potem z bezbrzeżnym zdziwieniem i czymś jakby na kształt rozdrażnienia zatrzymały się na twarzy intruza. Lewa brew podjechała do góry, a jedynym co kłamca zdołał z siebie wykrztusić przez dziwnie zaciśnięte gardło, było kilka krótkich słów.

- Anthony? Co ty tutaj robisz?


____

Jak zawsze przepraszam, że tyle to wszystko trwa i że w tym rozdziale nadal nic konkretnego się nie dzieje.

Mam jednak plan w następnej i kolejnych częściach wprowadzić trochę więcej akcji, dlatego jeśli tylko ktoś będzie miał ochotę to zapraszam do czytania dalej.

Cheers.

dark star || frostironOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz