Loki niema cały czas spędzał w stanie półsnu, gdzieś pomiędzy świadomością i jej brakiem, już kilkukrotnie faszerowany różnymi środkami, których działania nie był w stanie sprecyzować.
Jakiś czas wcześniej bezwiednie stracił rachubę czasu, który mimo wszystko wydawał się dłużyć w nieskończoność.
- Wstawaj. - Silne ręce chwyciły boga za ramiona, podciągając go niemal do pionu.
- Bo co mi zrobisz? - Głos Lokiego brzmiał jak poharatany tępym nożem, nic jednak nie było w stanie przygasić gniewu w zielonych tęczówkach, a gdyby tylko strażnik przyjrzał się bardziej, zobaczyłby, że oczy boga chwilami błyskają toksycznie zielonym kolorem.
Zamiast werbalnej odpowiedzi, Laufeyson poczuł mocny cios w podbródek, potem następny i jeszcze jeden, a zanim kolejny raz zdążył stracić przytomność, uświadomił sobie jedno i nowe odkrycie zabolało go chyba nawet bardziej niż przyjęte chwilę wcześniej ciosy; śmiertelność ssie.
Kiedy Loki odzyskał chociaż podstawy przytomności, jako pierwszy uderzył go zapach; ostry, chemiczny, zdecydowanie inny niż w celi. Potem dotarło do niego rażąco białe oświetlenie, a na samym końcu fakt, że przedramiona i wiele innych części ciała ma przypiętych do czegoś, co wyglądało jak połączenie stołu i fotela. Mimo wszystko jednak całość otoczenia wydawał mu się w jakiś sposób brudna, tak, jakby działy się tu rzeczy, których nie dało się zmyć nawet najskuteczniejszą chemią.
Wokół niego krzątało się kilka osób, a całą operacją chyba dowodził wysoki, około czterdziestoletni mężczyzna, którego oczy ciskały gromy we wszystkich, którzy pojawiali się w zasięgu jego spojrzenia. Lokiemu mimo wszystko wydał się śmieszny, irytujący i nie na miejscu, zupełnie jakby małpa w cyrku próbowała udawać groźnego lwa.
Nikt się nie odzywał, jakby bali się, że Laufeyson może wykorzystać każde ich słowo na swój użytek, dlatego jedynym co zakłócało ciszę było równomierne buczenie maszyn, które pompowały w niego jakieś chemiczne paskudztwo, a Loki nabierał coraz poważniejszych podejrzeń, że ci śmieszni ludzie mieli zamiar wykorzystać go do swoich celów. Kiedy tylko ta urocza konkluzja na temat dopadła do jego dziwnie ociężałej głowy, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć na temat śmiesznego doktora, obrazy zaczęły mu się zamazywać, a zapach detergentów sprawiał wrażenie jakby był pierwszą i ostatnią rzeczą, którą Loki miał w życiu zobaczyć.
Mniej więcej w ten sposób bóg zapamiętał swoje pierwsze i zdecydowanie nie ostatnie spotkanie z milczącym sztabem medyczno-eksperymentalnym Hydry. Procedura zawsze była ta sama, zmieniały się tylko skutki uboczne i fakt, że Loki za którymś razem nie wytrzymał i zwyzywał wszystkich w swoim otoczeniu od nic nie wartych ścierw, na które ma ochotę się wyrzygać. Dostał za to podwójną dawkę tego.. no, czegoś, co regularnie mu wstrzykiwali, ale cholera, było warto.Drażniło go jednak niemiłosiernie, że nadal nie zdołał wybadać chociażby składu podawanej sobie substancji, i że mimo płynącego czasu, nadal nie widział Zimowego Żołnierza ani przez moment od czasu zamknięcia w tym chorym miejscu.
Wspomnienia z Asgardzkiej celi zaczynały wracać, z Laufeyson poprzysiągł sobie, że kiedy tylko jakimś cholernym cudem odzyska możliwość kontroli nad swoim losem, wyrżnie cały personel tej kurewskiej placówki w pień, a przedtem pozbawi każdego z osobna paznokci i zdrowia psychicznego.
Bóg z godziny na godzinę stopniowo wracał do swojego własnego, małego, szalonego świata a jego otoczenie zdawało się naumyślnie ignorować rosnące zagrożenie wybuchu.
***
Zimno.
Śnieg na wzgórzach.
Pędzący pociąg.
Palce Buckyego wyciągnięte do niego w panicznym geście i te oczy, cholera te oczy... spojrzenie skazanego...
Steve Rogers ciężko oddychając obudził się z kolejnego, niemal identycznego koszmaru. Szukając jakiegokolwiek punktu odniesienia w otaczającej go ciemności dotarł wzrokiem do elektronicznego zegarka, który uparcie pokazywał czwartą zero osiem. Cap zaklął po cichu, tak, żeby nikt przypadkiem nie usłyszał jak chluba ameryki rzuca mięsem i słysząc przez ściany w miarę ciche dźwięki któregoś z utworów Chopina wyplątał się z kołdry i przecierając i tak zmęczone oczy skierował się do salonu.
Kiedy dotarł na miejsce jego oczom ukazał się obraz całkowicie normalny dla ostatnich dni, nocy i wszystkiego tego, co pomiędzy. Tony, samotnie rozłożony na kanapie z butelką czegokolwiek z procentami w dłoni, bo już jakiś czas wcześniej uznał, że ''szklanki mają za małą pojemność'', jak odpowiedział Rogersowi na ten temat jakieś trzy dni wcześniej.
Cap nie powiedział ani słowa, tylko skierował się na fotel i wsłuchał w szczególnie ukochany ostatnimi czasy przez Starka utwór. O to też już zdążył zapytać Tonyego i zdecydowanie nie spodziewał się odpowiedzi takiej, jaką otrzymał. ''Wiesz, mój ojciec, Howard, którego prawdopodobniej znałeś lepiej niż ja bo był pieprzonym gnojem, dlatego zawsze kiedy jakimś cholernym cudem udało mu się znaleźć chwilę dla jedynego dziecka i słuchał ze mną tej muzyki, wydawało mi się to strasznie ważne i wyjątkowe. Ale wiesz co? To straszne. Straszne, że jednym co teraz może chociaż trochę uspokoić moje myśli jest pieprzona starodawna muzyka, której słuchałem ze swoim cudownym ojczulkiem trzydzieści parę lat temu.''
Fakt faktem Steve nikomu o tym nie powiedział, ale przez te kilka zdań poczuł straszne poczucie winy wobec Starka, zupełnie jakby to on, celowo i naumyślnie zabrał mu ojca. Dlatego właśnie teraz, któryś już raz po prostu siedział z Tonym w ciszy w salonie, czekając na jakiś, jakikolwiek zwrot akcji, który być może przywróciłby mu chociaż resztkę nadziei, brutalnie wyrwanej Kapitanowi Ameryce już któryś raz.
Ich codzienną, cichą celebrację muzyki poważnej tym razem jednak przerwało głośne trzaśnięcie którymiś z wielu drzwi i w progu pojawiła się Natasha z rozwianymi włosami i miną jakby była w środku skrytobójczej misji.
- Wstawajcie księżniczki, chyba mam coś, co może was zainteresować.
Steve zerwał się od razu, zupełnie jakby otrzymał rozkaz z priorytetem na cito, Tony jednak nie ruszył się ani o milimetr aż do momentu, w którym Romanova nie stanęła przed nim i nie klasnęła mu przed oczami, zupełnie jakby Stark zamknął się gdzieś we wnętrzu swojego własnego umysłu i potrzebował silnego bodźca, żeby zauważyć czyjąś obecność.
Czarna Wdowa jednak jakby nie zwracając uwagi na rozkojarzenie Starka wyciągnęła ze skórzanej torby coś, co okazało się być mapą europ z rozrysowanymi seriami strzałek i kółek, z których najwyraźniejsze, jakby ostatnio poprawiane, koncentrowały się gdzieś w centralnej Polsce wyznaczając obszar mniej więcej pięćdziesięciu kilometrów. Rogers prawie od razu skojarzył o co może chodzić, ale widząc pytające spojrzenie Tonyego, Nat przystąpiła do wyjaśnień.
- Poruszyłam kilka znajomości, ale o to radziłabym nie pytać i no, mamy to. Wyznaczone bazy Hydry na terenie całej europy i ta jedna, którą zdecydowanie podejrzewam na pierwszym miejscu. Z tego co wiadomo mi z pewnego źródła, Loki i Zimowy Żołnierz mieli zostać tam dostarczeni i jeśli wszystko poszło zgodnie z ich planem, powinni znajdować się właśnie tam.
Steve pierwszy raz od ponad dwóch tygodni, które minęły od porwania poczuł coś innego niż permanentne uczucie kopniaka w brzuch, ale sam jeszcze nie do ko,ńca wiedział jak sklasyfikować nową emocję.
____
Em, no.
Nie mam pojęcia ile czasu nie było rozdziału, ale no cóż.
Ładnie przepraszam czy jakoś tak, bo mam nadzieję, że ktoś jeszcze czekał na to, co będzie dalej.
Cheers.
![](https://img.wattpad.com/cover/57999405-288-k271461.jpg)
CZYTASZ
dark star || frostiron
FanficCo jeśli pobyt Lokiego w Asgardzkim więzieniu niespodziewanie się skróci, a Tony Stark i jego radosna kompania superbohaterów z dziecięcych marzeń wpadnie w sam środek tego bajzlu? Na horyzoncie przy okazji pojawi się ktoś z przeszłości, a sprawy je...