Tony przez sen coraz mocniej, niemal boleśnie zaciskał dłonie na koszulce Lokiego, a tamten obudzony już dobrą chwilę wcześniej, znowu zaczynał się martwić. W jego opinii, przed pojawieniem się tego całego Barnesa Anthonyemu zaczynało się poprawiać, spał lepiej, mniej pił, wydawał się bardziej żywy, był zupełnie takim, jakim powinien być, takim jakim widział go cały zewnętrzny świat i promowały media. Teraz jednak, Laufeysonowi wydawało się, jakby Stark cofnął się do początku albo i dalej, krócej mówiąc, zaliczył totalny regres.
Swoją drogą, gdyby ktoś jeszcze kilka miesięcy, ba, może nawet tygodni temu powiedział mu, że będzie mieszkał w Midgardzie i będzie tak martwił się o jednego z mieszkańców ziemskiej krainy, prawdopodobnie zapytałby minionego osobnika czy przypadkiem nie spadł z łóżka i nie uderzył się w głowę, zaburzając przy okazji zdolności oceny sytuacji i logicznego myślenia.
I nie żeby ta myśl przemknęła mu gdzieś w podświadomości już któryś raz z rzędu.
Jak się jednak okazało, życie lubiło zażartować nawet z osób takich jak Psotnik sam w sobie, a on nie mógł powiedzieć, że nie czuje się urażony takim obrotem sprawy. Z drugiej jednak strony teraz, kiedy leżał z Anthonym w miękkim łóżku i wdychał idealnie niebanalny zapach Starka, był bardziej niż wdzięczny losowi za taki rozwój wypadków. W jego opinii brzmiało to strasznie patetycznie, ale musiał przyznać, że nigdy wcześniej nie spotkał kogoś takiego jak Tony, ani chociaż nawet w najmniejszym stopniu kogoś tak interesującego, zajmującego i irytującego zarazem. W jednym (a konkretniej trzech) słowie, kogoś tak idealnego dla niego.
***
Zanim Tony rozchylił powieki nie minęło znowu aż tak dużo czasu, bo kiedy tylko wyostrzyło mu się pole widzenia, wynalazca stwierdził, że boleśnie czerwone, ledowe cyferki na budziku pokazywały dopiero (albo aż) jedenastą trzydzieści siedem. Lokiego nie było w zasięgu wzroku, a wygnieciona pościel nie należała do najwygodniejszych na świecie, dlatego Tony męczony dziwnym, moralnym kacem wyplątał się z kołdry i postanowił udawać, że wcale nie dowiedział się czegoś, co zrujnowało mu postrzegania świata i pochłonęło resztki wiary pokładanej w swojego ojca.
Nie dłużej niż dwadzieścia minut zajęło mu doprowadzenie się do stanu ogólnej używalności i zawleczenie się do kuchni w poszukiwaniu kofeiny. Według Starka, każdy, nawet największy kryzys można było zażegnać albo chociaż załagodzić jej zbawiennym wpływem, dlatego właśnie kawa spełniała tak istotną rolę w jego życiu. Kiedy jednak w końcu doczłapał się do kuchni, jego oczom ukazał się widok rodem z najgorszych koszmarów.
Zimowy Żołnierz z wyraźnie zirytowaną miną próbował wydusić z automatu kawę, a ten jakby na złość postanowił nie odpowiadać. Tonyemu przez myśl przemknęło, że chyba powiesi na nim obrazkową instrukcję obsługi, w razie, gdyby jeszcze kiedyś przyszło mu gościć zbłąkanych bogów albo dwudziestokilkuletnich weteranów Drugiej Wojny Światowej po generalnym praniu mózgu.
Tony nie zdążył jednak przyjść na pomoc Barnesowi, bo jakby znikąd nagle w pomieszczeniu objawiła się Natasza, a za nią dumnie dreptał ulubiony kot Lokiego, którego tamten praktycznie sobie zawłaszczył. Bardzo możliwe, że Stark nie miał racji, wydawało mu się jednak, że od kiedy Psotnik zamieszkał z nimi w Tower, zwierzę zdecydowanie przytyło, będąc teraz puszystą kulką futra z czterema nogami i niezmiennie dumnym wyrazem w inteligentnych oczach. Tony gdzieś w głębi serca zawsze chciał mieć psa, teraz jednak uświadomił sobie, że zawsze jakaś część jego osoby była, jest i będzie podobna do tej, które posiadają starsze kobiety z piętnastoma kotami na utrzymaniu. No bo cholera, jak można nie kochać kotów?
Kiedy Romanoff skończyła swoją wartę jako barista dla Jamesa, ze zdziwieniem zatrzymała wzrok na Starku i to, że Tony aktualnie klęczał na podłodze głaszcząc kota za uszami w ramach indywidualnej, autorskiej terapii, raczej nie miało tu zbyt wielkiego znaczenia.
- O, Tony. Myślałam, że dzisiaj będziesz siedzieć u siebie, no, wiesz Loki tak mówił. - Widząc groźnie podjeżdżającą do góry brew wynalazcy, dodała jeszcze uspokajającym głosem, - No dobra, okej. Tylko zasugerował i jeśli to dla ciebie ważne, nie zagłębiał się w szczegóły. Konkretniej rzecz biorąc, zamknął się u siebie w pokoju jakąś godzinę temu i nawet Oriona wyrzucił za drzwi. Nie wiem co robi i o ile znowu nie ma w planie zniszczyć Manhattanu, szczerze mnie to nie interesuje.
Tonyego jednak interesowało, dlatego z parującym kubkiem w dłoni wyminął nadal zmieszanego Buckyego, potem głaszczącą kota po głowie Natashę, a na samym końcu Rogersa w przepoconej termoaktywnej koszulce, jasno dającej do zrozumienia, że Kapitan Ameryka odrobił już dzisiejszą dawkę patriotycznych kilometrów w ramach swojej własnej, prywatnej drogi krzyżowej.
Kiedy jednak stanął pod drzwiami do pokoju Laufeysona naszła go krótka refleksja, że to być może wyprowadzi boga z równowagi (a nikt nie chciał oglądać złego Lokiego), nie trwała ona jednak długo, bo genialny umysł Tonyego wygenerował przynajmniej kilkanaście różnych powodów, które jasno i wyraźnie pozwalały mu przekroczyć próg pokoju boga. Jednym z nich było to, że to w końcu jego wieża, innym fakt, że to Laufeyson jako pierwszy zaczął naruszać jego przestrzeń osobistą, a jeszcze innym, że w końcu cholera, od jakiegoś czasu coby nie mówić, tworzyli jakąś dziwną i bardzo pokraczną parodię czegoś, co normalni ludzie nazywają związkiem. Dla Tonyego było to jednak zdecydowanie zbyt duże słowo, a Loki jak to on, nie wysławiał się na tematy w jego mniemaniu, zupełnie zbyteczne. No bo przecież kogo obchodziło, jak nazywał swoją relację z Anthonym? Fakt, brukowce pewnie dałyby się posiekać i spalić za taką nowinkę, to jednak niezbyt go obchodziło, dlatego nadal ani jeden ani drugi nie kwapił się do poważniejszych deklaracji na jakiejkolwiek płaszczyźnie.
Fakt, Tony rozmawiał o tym ostatnio z Nat, ta jednak uznała, że wszystko powinno dziać się w odpowiednim czasie i tempie, dlatego poleciła mu ani nie naciskać na Lokiego, ani nie zmuszać go, żeby się określał. W końcu zazwyczaj ludzie nie sypiają z tysiącletnimi, pogańskimi bożkami o trudnych charakterach, prawda? Jak jednak było widać, Tony Stark i niejaka Jane Foster byli na tyle inni (albo głupi), żeby wplątać się w tego typu relacje.
Swoją drogą, wynalazca postanowił, że przy najbliższej okazji musi porozmawiać z tą całą Jane i popytać, jak radzi sobie w związku z kimś, no, właśnie takim.
Kiedy Tony otrząsnął się z przemyśleń dotarło do niego, że stoi pod drzwiami Lokiego od dobrych paru minut i zapewne wygląda jak opóźniony w rozwoju kretyn, dlatego niewiele więcej myśląc nacisnął klamkę i niezbyt zgrabnie wparował do środka pokoju.
___________
Cześć.
W sumie nie wiem ile czasu nie było rozdziału, ale cały świat chyba zawiązał spisek przeciwko mnie, dlatego, cóż, wyszło jak wyszło.
Pozostaje mi tylko ładnie przeprosić i mieć nadzieję, że ten cudownie zapychający rozdział przypadnie do gustu.
Do następnego.
CZYTASZ
dark star || frostiron
FanficCo jeśli pobyt Lokiego w Asgardzkim więzieniu niespodziewanie się skróci, a Tony Stark i jego radosna kompania superbohaterów z dziecięcych marzeń wpadnie w sam środek tego bajzlu? Na horyzoncie przy okazji pojawi się ktoś z przeszłości, a sprawy je...