Bleed The Freak

3.7K 310 39
                                    

Na każdym kalendarzu nieubłaganie widniała data dwudziestego trzeciego sierpnia, co oznaczało ni mniej ni więcej tylko tyle, że od domniemanego pojawienia się Buckyego minęło już czternaście dni, pełne dwa tygodnie, a co za tym idzie około trzystu trzydziestu sześciu godzin.

Śledzili Barnesa przez dokładnie siedemnaście godzin i czterdzieści trzy minuty, do momentu, w którym zgubił się gdzieś na granicy Rosji i Ukrainy, a oni nie mieli żadnych poszlak czy James dalej zagłębiał się w Ukrainę, czy postanowił jednak zawrócić na Białoruś. Ewentualnie gdziekolwiek indziej w całej wschodniej części europy. Prawdę mówiąc, Tony był skłonny uwierzyć nawet w scenariusz ucieczki do Azerbejdżanu, Armenii albo jeszcze innej cholery.

Stark z pomocą Lokiego przekopywali wszystkie możliwe zasoby, nieustannie monitorując lotniska w Moskwie, Petersburgu, Kijowie i jeszcze kilku innych większych miast. Fakt faktem, Tony był święcie przekonany, że ktoś taki jak Zimowy Żołnierz raczej nie podróżuje spokojnie liniami drugiej klasy, świat jednak bywał dziwny, dlatego postanowił wziąć pod uwagę każdą z możliwych opcji.

- To bez sensu. - Tembr głosu Lokiego nagle wypełnił ciszę panującą w pracowni, kiedy Tony akurat wybierał kolejną płytę do odsłuchania.

- Co takiego, szukanie odpowiedniej muzyki? - Odparł luźno Stark nawet nie podnosząc wzroku znad Get a Grip i Physical Graffiti. Prawda, Tony uwielbiał Black Sabbath i AC/DC niemal tak bardzo jak Jarvisa, postanowił jednak że mała zdrada nie zaszkodzi, dlatego teraz kolejną już minutę kontemplował nad wyborem pomiędzy Aerosmith i Led Zeppelin.

- Och, oczywiście, że nie to. - Głos Laufeysona nieco zmiękł i brzmiał teraz jak gdyby rozmawiał z niezbyt rozgarniętym siedmiolatkiem. (Nie żeby Tony czasami nie zachowywał się jak niezbyt rozgarnięty siedmiolatek, ale to już bez przesady.) - Dobrze wiesz o co mi chodzi, Anthony. Cała ta sprawa z Barnesem, to wszystko trwa już zdecydowanie zbyt długo. Ten człowiek, o ile jeszcze można tak nazwać tę maszynkę do zabijania, jest doskonale wyszkolony i odnoszę wrażenie, że dopóki sam nie zechce zostać znalezionym, nie możemy zrobić raczej nic. Ani ja, ani ty.

Tony doskonale to wiedział, a słowa Lokiego tylko utwierdziły go w swoim przekonaniu. Nie chciał jednak zawieść Stevea, który po domniemanym alarmie zamknął się w sobie jeszcze bardziej niż ostatnio, a Starkowi wydawało się, że znowu jest tym samym nastolatkiem z Brooklynu, któremu wojna zniszczyła świat i o którym tyle razy opowiadał mu Howard, nie szczędząc przy tym pochwał i uwag, które w jego opinii Tony powinie wdrażać do swojego życia.

O tak, wtedy Tony szczerze nie cierpiał osławionego Kapitana Ameryki, gwiazdy estrady i osoby, która zdominowała życie jego rodziny.

A teraz, no cóż, właśnie pomagał temu samemu Kapitanowi Ameryce szukać jego najlepszego przyjaciela, wieloletniego współczesnego asasyna po praniu mózgu, a żeby ironii nie było zbyt mało, cały ten proces prowadził z cholernym Lokim Laufeysonem, co do którego zaczynał żywić coraz to silniejsze uczucia.

Zrezygnowany Stark głośno, a przy tym dość ostentacyjnie westchnął i koniec końców umieścił płytę w odtwarzaczu. Sprzęt chwilę zastanawiał się, czy przyjąć nowy krążek, w ostateczności jednak po pomieszczeniu zaczęły płynąć pierwsze dźwięki Custard Pie.

Wynalazca doszedł przy okazji do wniosku, że koniec na dzisiaj, dlatego ustawił komputery na automatyczny stan czuwania i ciężko opadł na kanapie koło Lokiego, który nieświadomie, bardzo delikatnie kiwał się w rytm muzyki. Na ten widok niezidentyfikowany półuśmiech wypłyną na wargi Starka, w końcu nie codziennie widywało się nordyckie bóstwa w dresie i związanych włosach, siedzące w podziemnym warsztacie i ewidentnie porwane przez jeden z klasyków muzyki.

Tony zaczynał zastanawiać się jak opowiedzieć o tym widoku Clintowi tak, żeby Loki się nie dowiedział i całkiem przypadkiem go nie zabił.

Fakt faktem, może i obecność Laufeysona była dziwna i nienaturalna, Stark zaczynał się jednak łapać na coraz cieplejszym myśleniu o jego osobie i z przerażeniem zdał sobie sprawę, że prawdopodobnie brakowałoby mu teraz obecności Lokiego, gdyby tamten powrócił teraz do Asgardu, czy gdzie tam miał w planie spędzić resztę swojego niesamowicie długiego życia.

***

Natasha nie miała dobrych wspomnień związanych z Rosją. Tak, to tam się urodziła, nic więcej jednak nie łączyło jej z tym okropnym państwem, które zmieniło ją z wzorowego dziecka, w bezwzględnego szpiega, agenta, czy po prostu morderce. Romanoff sama nie wiedział do końca kim była i właśnie to pomagało jej zrozumieć Barnesa.

To ona jako jedyna mogła zrozumieć chociaż namiastkę tego, co Bucky przeszedł pod opiekuńczymi skrzydłami Hydry.

Pamiętała dobrze, jak kula wystrzelona jego ręką rozorała jej biodro. Pamiętała też, jak bardzo wtedy rozkojarzyły ją jego oczy. Oczy, które przez jedną krótką chwilę prosiły o przebaczenie, o zrozumienie i pomoc. Cała ta sytuacja nie trwała dłużej niż kilka sekund, a spojrzenie Jamesa znowu było zimne jak lodowiec, przy czym nie wyrażało zupełnie nic.

Nat nie była jednak ani głupia, ani co najważniejsze nie była wariatką, wiedziała co widziała i głownie tamten krótki moment dominował teraz jej potrzebę pomocy Zimowemu Żołnierzowi.

Zrobiła już jednak wszystko co tylko mogła, pytała ludzi, zbierała dane, udało jej się nawet zdobyć kilka teczek dokumentacji Barnesa, teraz jednak, nawet ona i elitarni Avengersi nie wiedzieli co robić dalej i rozkładali ręce.

Z braku lepszych zajęć, Wdowa zajmowała aktualnie miejsce w salonie Starka, jedną ręką mechanicznie głaszcząc jasne włosy Stevea, którego głowa spoczywała na jaj kolanach, a który tak bardzo potrzebował wsparcia, pomimo, że starał się udowodnić coś zupełnie innego.

***

Minęło trochę czasu, Tony nadal nie zaprzestawał poszukiwań, nie obejmowały one jednak już aż tak rozległego obszaru, Loki coraz bardziej aklimatyzował się w nowym otoczeniu, a Steve małymi kroczkami próbował ustabilizować się z powrotem w świecie żywych.

Jakie było zdziwienie Starka, kiedy nagle wszystkie systemy zaczęły wyć, a na głównej kamerze pojawił się obraz, jakiego nie spodziewał się zobaczyć nigdy w życiu.

Koszmarnie wyglądający Barnes, którego aparycja wskazywała na coś w stylu nieskończonej charakteryzacji do The Walking Dead, z niesamowitą zawziętością wpatrywał się w kamerę nad frontowymi drzwiami, a Tony mógł przysiąc, że widzi w nich prośbę o pomoc.

Nie zastanawiając się wiele, Stark wypadł ze swojej pracowni prosto do salonu, w którym nie zastał nikogo oprócz Thora, który niezdarnie próbował obsłużyć kuchenkę i wydawało się jakby wszystkie wydarzenia odnośnie Barnesa były dla niego zbyt odległe, żeby w ogóle na nie spojrzeć.

- Hej, Thor, nie wiesz może, gdzie podziała się cała reszta?

- Och, jasne. - Jasne włosy zafalowały kiedy bóg szybko odwrócił głowę w jego kierunku. - Cap dostał jakąś wiadomość, z tego co zauważyłem, raczej pilną, a potem razem z Wdową i Hawkeyem prawie pobiegli w kierunku windy. Czy to coś ważnego, mój przyjacielu? - Dodał jeszcze Gromowładny zanim powrócił do swojego chili con carne.

- Nie, jeszcze nie. Dzięki, Thor.

Tony biegnąc do windy miał szczerą nadzieję, że Cap nie zdążył jeszcze zostać zabitym przez swojego niestabilnego, groźnego jak cholera przyjaciela z dawnych lat.

***

Cholera.

Nie wiem czemu i jak, ale rozdziału nie było prawie miesiąc i jest mi z tego powodu naprawdę głupio.

Pozostaje mi tylko przeprosić i zostawić tu powyższy rozdział.

A swoją drogą, czy tylko mi tak strasznie podobało się Civil War? Prawdę mówiąc, bardzo się bałam jak wykreują postać T'Challi, którego uwielbiam od dawien dawna, jak się jednak okazało, postać zrobiona świetnie, a Boseman dobrany idealnie.

No nic, nie zanudzam i mam nadzieję, że nikt nie zabije mnie za moje klasyczne opóźnienie.

dark star || frostironOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz