Anastazja POV.
Wpatrywał się we mnie jak zahipnotyzowany. Wiedziałam, że za chwilę powie, że chcę mieć spokój. Wiedziałam, że powie abym sobie poszła. Anastazja powiedz coś. Prosiłam samą siebie w myślach ale póki co miałam wielką gulę w gardle. Ta cisza doprowadzała mnie do szaleństwa. "No dalej powiedz coś! Czekałaś na to tak długo! Nie zmarnuj tej szansy bo nigdy sobie tego nie wybaczysz" Podpowiadał mi głos w mojej głowie i muszę przyznać, że miał rację.
- Ju-Ju-Jus-Justin... - wreszcie z siebie wydusiłam. - Nawet nie wiesz jak bardzo jestem szczęśliwa, że cię spotkałam - spuściłam swój wzrok, a do moich oczu nabrały się łzy.
- Shhh... - Po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz kiedy usłyszałam jego głos. Zawsze słyszałam go tylko przez telefon czy przez komputer, a teraz słyszę go na żywo. Popłakałam się. Popłakałam się jak dziecko. Ale to co zrobił Justin było uroczę. Przytulił mnie bardzo mocno do siebie ciągle powtarzając - "Nie płacz księżniczko, nie jestem wart twoich łez". - Tak bardzo pragnęłam aby ta chwila trwała wiecznie. Nie chciałam aby mnie wypuścił. Chciałam w jego ramionach zostać jak najdłużej. Ale po chwili mnie od siebie odsunął. Nie czułam jego ciepła, nie czułam już jego. - Jak masz na imię? - Zapytał po chwili.
- A-A-Anastazja. - Byłam tak bardzo szczęśliwa, a jednocześnie tak bardzo zestresowana. Kiedy usłyszał moje imię uśmiechnął się od ucha do ucha.
- Ja Justin. - Zaśmiał mi się do ucha. Przygryzłam lekko swoją dolną wargę. Nagle mój wzrok utkwił w zegarku na ścianie. Ostatni autobus miałam po osiemnastej. Jeżeli nie wyjdę teraz nie wrócę już do domu. Moje całe szczęście "prysło". Moja głowa od razu powędrowała w dół.
- Justin... Dziękuje ci za... za wszystko. Za wsparcie. - mówiąc to, z moich oczu płynęły łzy. - Za szczery uśmiech... za to, że pokazujesz mi każdego dnia, że nie warto się poddawać. Nigdy. - Wtuliłam się jeszcze raz w jego ciało próbując zapamiętać każdy detal. Jego zapach. Jego oczy z bliska. Po prostu zapamiętać Jego. - Ja... Ja muszę już iść, a ty musisz odpoczywać. - Nabrałam powietrza w płuca. Tak dużo mnie kosztowało aby to powiedzieć. Kiedy już miałam odchodzić chłopak złapał mnie za rękę przyciągając mnie do siebie.
- Nie spytałaś nawet o zdjęcie? - Zaśmiał się lekko biorąc mój telefon do ręki. "No dalej Anastazja, powiedz mu to co zawszę sądziłaś."
- Justin... Widzisz... W spotkaniu ciebie nie chodzi o zdjęcie. Dla mnie nie. Ja tylko chciałam cię przytulić, podziękować i... - tutaj na chwilę przerwałam. - porozmawiać. - spojrzałam w jego oczy.
- A więc rozmawiajmy, chodź. - Chciał mnie pociągnąć do sali na której leżał, ale ja zaprotestowałam. Czy tak zawsze sobie wyobrażałam spotkanie? Nie. Czy tak w moich "myślach" się zachowałabym? Nie.
- Justin, ja muszę wrócić do domu. Potem... Potem nie będę miała czym pojechać. - Nie zwrócił uwagi na to co powiedziałam tylko pociągnął mnie do środka. Moje nogi były tak bardzo posłuszne, że poszły za nim (wyczuj ten sarkazm). Zajęłam miejsce na jednym z krzeseł i wpatrywałam się w niego. Muszę przyznać, że jest o wiele przystojniejszy na żywo. Justin wskoczył na łóżko kładąc głowę na poduszce. Wreszcie oddał mi mój telefon, a do ręki wziął swój.
- Masę powiadomień... - Mruknął. - "Nie potrafisz mnie zaobserwować to ja nie jestem już twoją fanką" - Przeczytał jeden komentarz, a potem następny i kolejny. - Dostajesz spam z milionami wiadomościami na minute gdzie każdy czegoś chcę, a czy ktoś kiedykolwiek spytał co ja chcę? - Spojrzał na mnie pytająco. Wpatrywałam się tylko w niego nie mogąc nic z siebie wydusić. - Pieprzone sezonówki. - Mruknął. Nagle naszą rozmowę przerwał mój telefon. Chciałam wyjść aby chłopak nic nie słyszał. - Nie musisz się wstydzić, ja nie słucham. - Poruszał zabawnie brwiami. Muszę przyznać, że dodał mi otuchy. Nabrałam powietrza w płuca i odebrałam telefon.
- Tak?
- Gdzie ty do cholery jesteś!? Potrzebna mi kasa... - Próbowałam robić wszystko aby Justin nie usłyszał krzyków w telefonie.
- Dawałam ci już dz... - przerwał mi.
- Myślisz, że to wystarczy. Jesteś tylko głupią suką. Pamiętaj, że rodzice zginęli przez ciebie! - z moich oczu popłynęły łzy. Tym razem nie łzy szczęścia. Lecz upokorzenia, żalu. - Mam ochotę się napić rozumiesz to kurwa? - Rozłączyłam się. Po raz pierwszy. Po raz pierwszy przestałam słuchać jego obelg i jego rozkazów na mnie. Nagle poczułam czyjąś rękę na moim ramieniu. Odwróciłam się i po raz kolejny spojrzałam w jego karmelowe oczy.
- Coś się stało? - natychmiast pokiwałam przecząco głową i na moich ustach pojawił się sztuczny uśmiech.
- Powinieneś odpoczywać, ja, ja... ja ci przeszkadzam. - przerwał mi.
- Nie zmieniaj tematu - pstryknął mnie delikatnie w nos. - Coś się stało? Wyglądałaś na przestraszoną. - schował kosmyk włosów za moje ucho, a ja czuła miliony motylków w moim brzuchu, które robią wszystko aby wydostać się stamtąd. - No chodź tutaj. - Przytulił mnie po raz kolejny dziś. - Nie chcę abyś była smutna. Jeżeli chcesz pogadać to jestem... - nagle nam ktoś przerwał. Tym razem nie telefon, a gość, który odwiedził Justina. Chwila, Chwila skądś go znam.
- Wypierdalaj! - Nagle zobaczyłam inną stronę Justina. Chciałam się jak najszybciej stamtąd zmyć. - Jack, nie słyszysz co do ciebie mówię!? - Uderzył nagle pięścią z całej siły w blat. Rozpoznałam tego mężczyznę. To od niego pożyczyłam pieniądze. Ale... Ale jak to Justin go zna!? Odsunęłam się kilka kroków do tyłu obserwując całe zajście.
- No nie unoś się tak przystojniaku. Chciałem zobaczyć jak się czujesz. - Mężczyzna wzruszył ramionami opierając się o ścianę. - Widzę, że jest z tobą niezła sztuka. - Zaczął iść w moim kierunku ale Justin zastawił mu drogę.
- Spróbuj jej dotknąć. - Wysyczał. Zaczęłam się bać coraz bardziej o Justina.
- No co mi może zrobić taka kaleka jak ty? - Zaśmiał mu się prosto w twarz. - Ledwo stoisz na nogach. - Jego śmiech był teraz jakby głośniejszy. - Ale skądś cię kojarzę... - Przepchnął się przed Justina łapiąc moją twarz w ręce. - A tak... 2 dni mała. Kasa... A procenty ros...- Nie dokończył bo Justin odciągnął go przez co wylądował na ścianie. Zatkałam ręką buzie aby nie wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Nagle "Jack" popchnął Justina przez co upadł na ziemię. Dopiero teraz zauważyłam, że z jego nosa sączy się krew. Natychmiast do niego podbiegłam.
- Zostaw Go! - Wreszcie krzyknęłam. - To ty go postrzeliłeś!? - Krzyknęłam jeszcze głośniej. Jednak nie dostałam już odpowiedzi. Z moich oczu popłynęły łzy. Dotknęłam jego twarzy.
- Masz szczęście, że ta suka tu jest. Gdyby nie ona już byłoby po tobie.
- Jak ją nazwałeś!? Powtórz, bo nie usłyszałem! - Nagle Justin chciał się zerwać ale go zatrzymałam. Nie chciałam aby wybuchła bójka. Bałam się o niego. Czarnoskóry mężczyzna śmiejąc się pod nosem wyszedł. Szepnął jeszcze pod nosem słowa "To jeszcze nie koniec, zniszczę cię". Teraz siedziałam razem z Justinem na podłodze. Byłam wstrząśnięta całym zajściem.I oto jest kolejny rozdział. ♥ Wiem iż jest bezsensu ale postaram się popracować aby kolejny był lepszy. Od razu chcę powiedzieć, że go nie sprawdzałam i przepraszam za wszystkie błędy, które tutaj mogą wystąpić. Także nie zapomnijcie o - gwizdkach oraz komentarzach bo one na prawdę motywują do dalszej pracy. ♥ Trzymajcie się miśki :*