Wpatrywała się w niego przestraszona nie mogąc wypowiedzieć już ani więcej słowa. Do jej oczu zaczynały nabierać się łzy, a jej serce momentalnie zaczęło bić szybciej.
- Prawo czy Lewo? - Wyparował. Ta tylko spojrzała na niego nie odpowiadając na jego pytanie. - Kurwa prawo czy lewo. - Zamknęła swoje oczy, a po jej prawym policzku spłynęła jedna słona łza. Jeżeli wybierze źle nigdy sobie tego nie wybaczy. - Wybieraj ! - Krzyknął w taki sposób, że Anastazja niemal podskoczyła ze strachu, a po jej kręgosłupie przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
- P...Prawo... - Powiedziała jąkając się. Chłopak momentalnie i z całej siły skręcił w wybrany przez dziewczynę punkt. Przyśpieszał coraz bardziej, a jego wszystkie mięśnie się napięły.
- Posłuchaj mnie. - Powiedział już nieco spokojniej. - Zaraz się zatrzymam. Wyjdziesz od razu i założysz na plecy plecak. Żadnego ale. - Był skupiony na drodze. Nie odrywał od niej wzroku. - Potem momentalnie będziesz szła w głąb lasu, rozumiesz mnie? Będę szedł za Tobą więc o to się nie musisz martwić. - Zacisnął swoje ręce na kierownicy. Ta tylko wierciła się na swoim siedzeniu wsłuchując się dokładnie w każde słowo Justina. - Uprzedzając Twoje pytanie, plecak jest z bagażniku więc będziesz musiała szybko go wyjąć. - Nabrał powietrza w płuca po czym powoli je wypuścił. Zatrzymał się. Dziewczyna spojrzała na niego wystraszona - No dalej! Rusz się! - Krzyknął, a ta od razu się zorientowała, że musi wysiąść. Otworzyła drzwi od auta podbiegając do bagażnika. Był otwarty więc szybko wykonała dane zadanie. Kiedy na swoich plecach miała już ogromny plecak Justin złapał ją za rękę z całej siły ciągnąc w głąb lasu. Brunetka nie nadążała za nim. Szedł zbyt szybko, a jej drobne ciało z ledwością mogło unieść owy przedmiot na plecach. - Daj to... - Podszedł do niej i powoli zdjął z jej pleców ciężki przedmiot. Szli teraz powoli zagłębiając się coraz bardziej w las. Po kilku minutach wyszli na drogę.
- Justin, możesz mi powiedzieć gdzie idziemy? - Była bardzo ciekawa. Ten nic nie odpowiedział tylko szedł nadal przed siebie. Ich marsz trwał dłuższą chwilę. Zaczęły boleć ją nogi ale nie chciała nic mówić. Wiedziała, że jest to nie na miejscu i będzie musiała wytrzymać tyle ile będzie to konieczne. Wiec zacisnęła swoje zęby i szła dalej. Nagle blondyn sie zatrzymał zdejmując plecak. Ta od razu usiadła na zielonej trawie próbując złapać oddech. Zmęczyła się. Teraz mogła dokładnie przyjrzeć się chłopakowi. Był piękny.
- Wstań bo się wybrudzisz. - Wystawił w jej kierunku dłoń. Ta, złapała ją i się podniosła. Nie chciała tego robić ale nie chciała go denerwować robiąc 'po swojemu'. Blondyn otworzył plecak wyciągając z Niego potrzebne rzeczy. Ta tylko przyglądała się z zaciekawieniem. Pierwszą rzeczą jaką wyjął to - jedzenie. Szczerze? To było bardzo dziwne, że miał przygotowane to wszystko jak gdyby wiedział, że to wszystko się wydarzył. Ale nie zamierzała się wypytywać. Nie zamierzała go złościć. Stała nie odzywając się bez słowa. Bo dosłownie 5 minutach chłopak dogrzebał się do dwóch śpiworów. - Nie mam namota, niestety. - Powiedział wzruszając ramionami. Och... czyli jednak mają spać tutaj? Pod gołym niebem? Tak... To całkowicie normalne. Niebo było już prawie całkowicie ciemne. Ale dzięki latarce, gwiazdą i księżycowi wszystko było bardzo dobrze oświecone. - Chodź... - Wyciągnął w jej kierunku dłoń. Ta mimowolnie podeszła do niego stając na przeciwko niego. Słyszała dokładnie bicie jego serca. Och... wymarzona randka, co dziewczyny? Ale ona nadal czuła do niego w jakimś stopniu obrzydzenie. Bo kto by nie czuł? Oboje usiedli na swoich śpiworach. Wciąż przyglądali się sobie nawzajem. Jednak Justin postanowił się odezwać. - To co? Straszne historie? - Klasnął w ręce nie odrywając od niej wzroku.
- Nie wiem czy to dobry pomysł... - Zagryzła swoją dolną wargę. Anastazja, cholera! Zapomniałaś co mówił o tym?
- Czego się boisz? - Zapytał z wyraźnym zainteresowaniem na twarzy.
- Jeżeli chcesz... Ale zacznij. - Położyła swój podbródek na kolana słuchając uważnie chłopaka.
- Okej. - Klasnął ponownie w ręce. - " Historia ta zdarzyła się na przełomie XVII, a XIX wieku gdzieś w Anglii.. Dwaj przyjaciele Mark i Tom wybrali się na przejażdżkę końmi. Jeździli nimi, rozmawiali, śmiali się.. Jednak po godzinie jazdy Tom przewrócił się, a Mark nie zdążył już go uratować.. Na wieczór gdy kładł się spać usłyszał głos Toma, który prosił, aby wyciągnięto go z grobu i znikł. Mark pomyślał, ze to tylko zwidy i zasnął.. Sytuacja powtórzyła się jeszcze 2 razy.. Mark poszedł więc do Johna, swojego dobrego znajomego i opowiedział mu o tym. Postanowili wybrać się na cmentarz tego dnia zaraz przed północą, by odkopać grób przyjaciela.. Gdy dotarli na miejsce i odkopali grób, przeżyli szok.. Ujrzeli Toma ułożonego głową w dół trumny z zakrwawionymi palcami, który prawdopodobnie próbował wydostać się z trumny, po pochowaniu go żywcem... "
- Justin ! To nie było straszne... To było okropne. - Przewróciła swoimi tęczówkami.
- To dajesz coś lepszego. - Powiedział nieco oburzony.
- A wiesz, że znam lepszą od twojej? - Uniosła brew ku górze. Odchrząkał i zaczęła opowiadać. - "Telefon, pilny kurs w nocy na cmentarz. Starsza pani chce odwiedzić grób zmarłego w wypadku męża. Oczywiście, kurs w dwie strony. Od początku wszystko wydawało się podejrzane. Pogoda pod psem, deszcz, a cmentarz znajduje się kawałek za miastem... na dodatek zapowiadano mgłę. To zła pora na takie przejażdżki, i Steven doskonale to wiedział. Chciał sobie jednak dorobić, więc pojechał. Starsza pani okazała się bardzo miła, dziwnie rześka jak na późną porę i pogodę. Zapytana o to, dlaczego jedzie na cmentarz, odpowiedziała, że wraca po obiedzie. I że jeszcze nie jadła kolacji. Steven uznał ją za pomyloną, odstawił na cmentarzu, i chciał jak najszybciej jechać. Jednak, kurs miał być w dwie strony... zostawić taką staruszkę samą na cmentarzu o tej porze... nie, nie może tak się zachować. Dokładnie sprawdził, czy samochód jest zamknięty i czy nikt się nie kręci w pobliżu... coś mu jednak nie dawało spokoju. Przypomniał sobie - chodzi o dłonie kobiety! Były umorusane jakby w ziemi, a może w glinie... Nagle go tknęło - to była ziemia i krew. Spojrzał w stronę cmentarza i zobaczył biegnącą nienaturalnie szybko przygarbioną postać. Nie zastanawiając się odpalił silnik i ruszył jak najszybciej do przodu. To coś, co kiedyś było staruszką, dopadło do auta i wybiło szybę. Broń miał w pogotowiu, natychmiast wystrzelił. Usłyszał przeraźliwy dźwięk, przypominający zmieszane ze sobą zwierzęcy skowyt i krzyk kobiety. Postać upadła, zostawiając ślad szponów na niemal rozerwanych drzwiach auta. " - Justin momentalnie zaczął ziewać. Nagle usłyszeli dźwięk szelestu liści. Anastazja momentalnie podskoczyła do góry przybliżając się do Justina.
Ach *-* Oto nowy rozdział. Przepraszam, że pisałam go tak długo ale nie miałam weny i możecie zresztą to zauważyć. Dla miłośników horrorów przygotowałam straszne historię. Okej. Szczerze? są 2/10. Widziałam o wiele straszniejsze ale nie chciałam aby ktoś przeze mnie nie mógł spać :* Więc gwiazdkujcie i komentujcie. Do następnego ♥