Nadal trzymał jej drobną dłoń. Bał się, że gdy poluzuje uścisk, ta ucieknie i straci ją na zawsze. Mimo, że wypierał się tego uczucia - coś do niej poczuł. Ale starał się to uczucie w sobie zgasić. Niczym światło w pokoju. Czuł, że musi zrobić coś, co zmieni jej decyzje. Zmieni Jego obraz w Jej głowie. Ale nic nie mógł wymyślić. Jego wzrok był wlepiony w panikującą dziewczynę. Anastazja zaczęła krzyczeć jeszcze głośniej, a łzy wciąż wypływały z jej oczu. W tym momencie Go nienawidziła. Widziała w nim znów tego samego potwora. Potwora, który ją zgwałcił, a potem sprzedał jak nic nie warty przedmiot. Teraz - jej ręka była czerwona. Chłopak chyba nie miał czucia w dłoniach i chyba nie słyszał, że dziewczyna wciąż powtarzała, aby przestał bo ją to boli. Jej oddech był szybki i nierówny. Bała się Go. Bała się Go jak cholera. Zaczęła wyrywać się na własną rękę szarpać swoim całym ciałem jeszcze bardziej. Ten, czuł się jak w hipnozie. Zamrugał kilka razy po czym puścił jej dłoń, łapiąc ją w tali. Kilka sekund patrzył jej głęboko w oczy po czym zbliżał się swoimi ustami do jej. Czuł, że to jest ich moment. Czuł, że to wszystko naprawi, że teraz będzie dobrze, lepiej... Lecz ta odwróciła swoją głowę znów próbując wyrwać się z Jego ramion.
- Myślałem, że coś do mnie czujesz... - Powiedział spokojnym głosem, puszczając ją wreszcie. Nie uciekła. Wciąż stała na przeciwko niego, lecz jej wzrok nadal był odwrócony. - Spójrz na mnie...
- Hm...? - Zagryzła swoją dolną wargę. - Nic do Ciebie nie czuję. - Powiedziała, a jej wzrok był nadal odwrócony.
- Uwierzę, jeżeli powiesz mi to prosto w oczy. - Chłopak delikatnie pogłaskał jej policzek, ta odwróciła swoją głowę patrząc mu głęboko w oczy.
- Nic do Ciebie nie czuję Bieber, dzięki za wyciągnięcie ale nie zawracaj sobie dalej głowy mną. Dam sobie radę. - Wzruszyła swoimi ramionami odwracając się i idąc przed siebie.
- I gdzie pójdziesz? - Miał rację. Nie miała gdzie się udać. Ma iść przed siebie? Ale gdzie i dokąd? - Przejdziesz kilka kilometrów, a potem? Nie masz ciuchów, nie masz jedzenia ani pieniędzy. - Przełknęła cicho ślinę. Nie poruszyła się, ani nie odwróciła. Miał rację. Cholerną, pieprzoną rację.
- Dam sobie radę. - Okłamywała samą siebie. Po czym nabrała głębokiego powietrza do swoich płuc i zaczęła iść. Szła cały czas przed siebie. Nie zwracała na to, że robi się coraz ciemnej i lada moment otoczy ją całkowicie mrok. Nienawidziła Go, ale jednocześnie coś ją do niego ciągnęło. Był jak magnez. Z jednej strony odciągał, a z drugiej przyciągał. Jednakże nie czuła potrzeby by Go nawet przytulić. Był dla niej obcy. Jedyna rzecz to - ciekawość. Intrygował ją. Cholernie ją intrygował. Szła nie widząc już praktycznie nic przed sobą. Co jakiś czas światło z jadącego samochodu oświetlało jej drogę. I, że ona niby nie da sobie rady? Za kogo miał ją Justin? Nie... Miał rację. Nie da sobie rady. Jak ma poradzić sobie sama na skraju lasu w nocy? Szła cały czas przed siebie, nagle jakiś samochód zatrzymał się centralnie koło niej. Jej serce zaczęło bić coraz mocniej. Modliła się w myślach by był to Justin. Lecz to nie był Jego samochód. Zaczęła iść coraz szybciej, aż wreszcie jej nogi zaczęły biec. Biegła ile sił w nogach. Chłopak z auta również za nią biegł, płakała. To był jakiś koszmar. Nie mogła pojąć, nie mogła zrozumieć dlaczego to ją spotyka. Nagle silna dłoń złapała ją od tyłu.
- Gdzie biegniesz ślicznotko? - Poważny ton głosu obił się jej o uszy. To nie był Justin. Jej serce biło bardzo szybko. Znała ten głos, bardzo dobrze. Damien... Zagryzła swoją dolną wargę odwracając się twarzą do mężczyzny. - Długo Cię szukałem mała. - Powiedział spokojnie, jego uścisk jednak po chwili się zacisnął mocniej - Posłuchaj mnie mała zdziro, jeżeli jeszcze raz wywiniesz kurwa taki numer to przysięgam, że zniszczę każdego na kim Ci zależy!
- Proszę bardzo, zniszcz każdego! Tylko, że ja nie mam nikogo! - Splunęła na ziemię. - Dopóki będę żyła, dopóki starczy mi sił, będę uciekała. Aż wreszcie uwolnię się od Ciebie, od Twoich pieprzonych - Nagle jej policzek zaczął ją piec, a jej ciało upadło na beton, skurwiel. - Nie wygrasz! - Powiedziała przez zaciśnięte zęby, próbując podnieść się i znów zacząć uciekać. Lecz nagle usłyszała strzał. Damien z lekko otwartymi ustami upadł koło Anastazji. Dziewczyna zdrętwiała. Był martwy. Z jej ust wydobył się cichy jęk. - Kurwa... - Zatkała usta swoimi dłońmi. Zaczęła panicznie szukać czegoś do obrony kiedy zauważyła, że sylwetka mężczyzny zbliża się w jej stronę. Była w takim szoku, że nie potrafiła wstać i zacząć uciekać. Nienawidziła siebie, za tą bezradność. Była słaba. Zbyt słaba. Mężczyzna zbliżał się w jej stronę coraz bardziej. - Proszę, nie... - Powiedziała krztusząc się swoim płaczem.
- Spokojnie, to tylko ja. - Powiedział Justin zbliżając się do dziewczyny coraz bliżej. Ta, nie mogła zrozumieć. Jak chłopak mógł zabić człowieka. Owszem, był chujem ale nie zasługiwał na śmierć. Być może zrozumiałby swój błąd i zmieniłby swoje postępowania. Może. Tak czy siak powinien żyć. Justin jednak był potworem. Pieprzonym potworem. Próbował uspokoić dziewczynę, ale to wszystko było na marne.
- Odpierdol się ode mnie, zostaw mnie ! Nie zbliżaj się do mnie !
- Zrozum, że to nie ja Go zastrzeliłem! - Po tych słowach poczuła, że coś w nią uderzyło. Przestała płakać i panikować. Otworzyła szeroko swoje oczy mrugając kilka razy. - Widać, że ktoś się dołączył, ale kto do chuja zabił Damiena i po chuj!? - Powiedział z pustym wzrokiem patrząc na martwego mężczyznę. - Powinniśmy spierdalać stąd jak najszybciej zanim postanowi sobie nas upolować.
- Justin? Boję się. - Powiedziała cicho. Chłopak niepewnie do niej podszedł, usiadł koło niej na zimnej drodze po czym sprawił, by dziewczyna mogła wtulić się w jego ramiona. O dziwo nie odtrąciła Go. Wręcz przeciwnie. Wtuliła się w Jego ciało niczym w poduszkę. Czuła się bezpiecznie. Od bardzo dawna, po raz pierwszy czuła się na prawdę bezpiecznie.
OTO NOWY ROZDZIAŁ, ODWIESZAM OFICJALNIE OPOWIADANIE ♥ KTO CZEKAŁ? PROSIŁABYM WAS, JEŻELI SIĘ PODOBA - ZOSTAWCIE KOMENTARZ I GWIAZDKĘ, DZIĘKUJE :*