Rozdział 12 - Ulepimy bałwana?

2.4K 229 24
                                    

Dedykacja dla:

- Anzu62


Po przebudzeniu się nie było nawet mowy o dalszym spaniu. Zamiast tego wzięłam gruby koc, ołówek, szkicownik i usiadłam na parapecie. Ułożyłam się wygodnie. Ołówkiem zaczęłam kreślić pierwsze linie w szkicowniku, jednak moje myśli nie były skupione na tym, co robię. Zdawałam sobie sprawę, że Mrok ma rację. Cierpię i miłość do Jacka przyniesie mi zgubę. Nasuwało mi się tylko jedno pytanie: po co Czarny Pan zawraca sobie mną głowę? Po co miesza mi w myślach i ze mną rozmawia? Sam przecież stwierdził, że jestem nikim, więc nie powinien się mną w ogóle przejmować. Miałam już tego wszystkiego dość. Czułam się zmęczona i chciałam, żeby to już się skończyło. Niech ta walka wreszcie doczeka się końca. Dopiero godzinę później wróciłam do rzeczywistości i mnie zatkało. Byłam pewna, że to najpiękniejszy rysunek, jaki w życiu narysowałam. Był wyjątkowy, jedyny, niepowtarzalny. Jego odmienność polegała na tym, że nie przedstawiał jednego momentu, danej chwili, ale kilka wspomnień. Mama, tata, ja i Jeremy uśmiechamy się do siebie promiennie, jak zawsze mieliśmy w zwyczaju. Ząbek, North, Piasek, Zając i Jack stoją dumnie i patrzą z odwagą na coś przed sobą. Mrok śmiejący się szyderczo. Tayler patrzący na mnie swoimi wyjątkowymi oczami. I wreszcie... ja i Jack, stojący blisko siebie. Moje oczy wyrażały bezgraniczne oddanie, jego – chłód. Westchnęłam ciężko. Położyłam szkicownik obok siebie i oparłam głowę na szybie. Czułam się obserwowana, ale (nie wiedzieć, czemu) nie przeszkadzało mi to. Wreszcie ponownie zasnęłam.

Ze snu wyrwał mnie dźwięk budzika. Pierwsze, co zobaczyłam, to biały krajobraz za oknem. Śnieg. Jack nie próżnował. Natychmiast wstałam z parapetu i się przeciągnęłam. Postanowiłam nie marnować czasu, jaki mi został. Po długim, gorącym prysznicu ubrałam się w ciuchy, umalowałam się i zbiegłam na dół. Jeremy już siedział przy stole. Jak zwykle w jego kubku parowała kawa.

- Cześć. – przywitałam się miło.

- Hej. Dobrze spałaś?

Moja twarz niedostrzegalnie się skrzywiła. Jasne! Uwielbiam być torturowana w swoich snach przez Księcia Koszmarów.

- Tak, a ty? – odpowiedziałam.

- Ja trochę gorzej. – ziewnął. – Muszę cię zmartwić, ale dziś nie mogę cię podwieźć. Szef kazał mi wcześniej przyjechać do pracy.

- Palant. – mruknęłam pod nosem.

- Ja czy mój szef? – spytał Jer z rozbawieniem.

Przewróciłam oczami.

- Sam sobie odpowiedź.

Zdążyłam zjeść jeszcze z bratem śniadanie, zanim wyszedł. Zostałam sama w domu. Myśl, że mam iść na piechotę do szkoły naprawdę mi nie leżała. Ale trudno, jakoś przeżyję. Zostało mi jakieś pół godziny do wyjścia. Postanowiłam pooglądać sobie telewizję. Ledwo usiadłam na kanapie w domu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Pomyślałam, że Jeremy czegoś zapomniał.

- Co tym razem zapomnia... - zaczęłam otwierając drzwi, ale umilkłam, gdyż to nie był mój brat.

- Hej. Pomyślałem, że może będziesz chciała wybrać się ze mną do szkoły.

Od Taylera jak zwykle biła radość i ciepło. Nie mogłam się nie uśmiechnąć.

- Jasne, ale chyba trochę za wcześnie. – stwierdziłam, zapraszając go do środka.

Wzruszył ramionami.

- Jeśli przeszkadzam, mogę przyjść później.

Przewróciłam oczami.

Serce z lodu [zawieszone - napisane od nowa w ,,It's just a dream"]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz