Tayler odprowadził mnie pod sam dom i obiecał, że wpadnie za godzinę. Przez ten czas miałam odpocząć i naszykować się na spotkanie z jego znajomymi. Odgrzałam sobie resztę pizzy (przy okazji napisałam sms-a do Jeremiego, że kończą nam się zapasy) i poszłam do swojego pokoju. Nie wiedziałam, w co mam się ubrać. Poznam nowych ludzi, ale nie wiem, jacy oni są. Wreszcie zdecydowałam się na jasnobłękitne rurki i śliczną, niebieską tunikę. Włosy spięłam w koka na dole głowy pozwalając, by kilka luźnych kosmyków zwisało swobodnie. Poprawiłam szybko makijaż i już byłam gotowa. Spojrzałam w lustro i się zdziwiłam. Pierwszy raz w życiu wyglądałam jak... jak naprawdę ładna dziewczyna. Bluzka uwydatniały moje kobiece kształty, a fryzura i makijaż podkreślały czarne jak węgiel oczy. Ciekawa byłam, co by Jack powiedział? Natychmiast skarciłam się za tę myśl, ale mimo moich starań wspomnienia wracały. Jack i nasze wspólne rozmowy. Jack przybliżający się do mnie. Jack uciekający z mojego pokoju. Jack unikający w parku mojego wzroku. Czemu się tak zachowywał? Nie mógł ze mną po prostu porozmawiać? I do diabła, o co chodziło mu z tym, że North miał rację?! Wyszłam z łazienki i wróciłam do swojego pokoju. Wszystko było tak, jak zostawiłam, oprócz... Rano mój szkicownik leżał na parapecie. Teraz leżał na biurku. Otwarty. Podeszłam i zobaczyłam swój najlepszy rysunek. Kto szperał w moich rzeczach?! Czyżby Jeremy wpadł do domu pod moją nieobecność? A może... Jack? Z moich rozmyślań wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Wzięłam szybko niewielką, czarną torebkę wyjściową i włożyłam do niej telefon, oraz klucze. Pobiegłam otworzyć.
- Witam panią.
Tayler jak zwykle był uśmiechnięty, jednak na mój widok zrobił wielkie oczy i otworzył usta ze zdziwienia. Nie powiem, sprawiło mi to satysfakcję. Ale jeszcze większą przyjemność wywołałaby taka sama mina u Jacka.
- Pięknie wyglądasz. – oznajmił.
Wzruszyłam lekko ramionami.
- Dzięki. Nie chciałam po prostu, żebyś musiał się za mnie wstydzić przy przyjaciołach.
- Jak zwykle... skromna dziewczynka.
- Jak zwykle... szarmancki chłopiec.
Zaśmialiśmy się. Założyłam kurtkę i buty, po czym wyszliśmy. Tayler złapał mnie za rękę. Znowu to niezręczne uczucie. Czy on nie rozumie, że jest dla mnie jak przyjaciel? Nagle temperatura wyraźnie się obniżyła i zaczął padać delikatny śnieg. Spłoszyłam się. Czy Jack gdzieś tu jest?! Czy mnie widzi?!
- Ach ta pogoda. – mruknął Tayler z dziwną pogardą w głosie.
Po dziesięciu minutach doszliśmy na miejsce. Jego przyjaciele już czekali w środku. Bałam się ich poznać. Byłam onieśmielona.
- Hej, wyluzuj. – szepnął Tayler. – Oni nie gryzą. Poza tym będę przy tobie.
Kiwnęłam lekko głową. Weszliśmy do jego domu. Jako dżentelmen pomógł mi zdjąć kurtkę i powiesił ją na wieszaku.
- HALO! – zawołał. – JEST TU KTO?
Natychmiast przed nami pojawiły się cztery osoby. Nie jest tak źle. Myślałam, że będzie ich więcej.
- Dobra, słuchać mnie! – powiedział gospodarz. – Ekipa to jest Amy, Amy to jest ekipa.
- No wiesz?! – obruszyła się jakaś szatynka. – Nie jestem żadną ,,ekipą"! Ja mam imię!
Po chwili zwróciła się do mnie i uśmiechnęła.
- Wybacz nam za tego kretyna. Zawsze próbuję być fajny, ale nigdy mu to nie wychodzi. Jestem Charlotte, ale mów mi po prostu Lotte.
Uśmiechnęłam się nieśmiało. Potem poznałam niebieskookie rodzeństwo – Kayla i Emily, oraz chłopaka o niebiesko-zielonych włosach – Patricka. Przyjaciele Taylera byli nie do wytrzymania. Ciągle się wygłupiali, żartowali, a uśmiechy nie znikały z ich twarzy. To była miła odmiana. Wreszcie móc się pośmiać, zamiast tylko użalać się nad sobą. Niestety, potem wyjęli kilka zgrzewek piwa i wino. Ja odmówiłam. Nienawidziłam alkoholu. To przez pijanego kierowcę zginęli rodzice. Czas mijał, a za oknem zrobiło się ciemno. Kątem oka dostrzegłam jakiś czarny cień za oknem, ale po chwili zniknął. Wydało mi się to podejrzane.
- Zaraz wrócę. – mruknęłam, choć i tak nikt mnie nie słuchał.
Wyszłam na zewnątrz. Niebo było czarne i usiane błyszczącymi gwiazdami. Gdzieniegdzie paliły się latarnie. Wzrokiem przeczesywałam okolicę. Wydawało się spokojnie, ale mimo to byłam spięta.
- Ale zimno!
Podskoczyłam w miejscu i spojrzałam za siebie.
- Tayler! Nie rób mi tak więcej!
Chłopak uśmiechnął się przepraszająco.
- Sorki. Przyniosłem ci kurtkę.
- Dzięki.
Włożyłam ubranie i wróciłam do swoich obserwacji. Przez chwilę panowała cisza, ale Tayler wreszcie spytał:
- I co myślisz o moich niedorozwiniętych przyjaciołach?
Uniosłam kąciki ust ku górze.
- Wydają się fajni. A propos... Dzięki, że mnie z nimi poznałeś. Są zabawni, a ja ostatnio miałam niewiele powodów do śmiechu.
Ostatnie zdanie wymówiłam z lekką goryczą w głosie, bo przed oczami stanęła mi twarz Jacka. Tęskniłam za jego uśmiechem, głosem, żartami, oczami... Za nim samym.
- Oni cię uwielbiają. – oznajmił Tayler. – Uważają, że jesteś jedyna normalna w naszej paczce i to dla nich miła odmiana.
Zaśmiałam się.
- Jak miło.
- Ja się z nimi w stu procentach zgadzam. Jesteś świetna.
Jego komplement zbyłam uśmiechem. Chwilę jeszcze staliśmy w zimnie, ale w końcu wróciliśmy. Kyle dał mi sok jabłkowy do wypicia, a potem obejrzeliśmy jakiś film. Tayler poprosił mnie o mój numer telefonu, żeby na następny raz móc się wcześniej zgadać. Mnie również podał swój numer. Powoli robiłam się zmęczona. Kiedy ziewnęłam, Tayler zaśmiał się:
- No proszę! Widzę, że ktoś tu jest śpiący. Odprowadzę cię.
- Nie trzeba...
- Chyba żartujesz, jeśli myślisz, że puszczę cię samą o tej godzinie.
Przewróciłam oczami, ale nic nie powiedziałam. Zaczęło mi się lekko kręcić w głowie, ale pomyślałam, że to zmęczenie. Wzięłam swoje rzeczy, pożegnałam się z nowymi znajomymi i razem z Taylerem ruszyłam w kierunku swojego domu.
- Jesteśmy. – westchnął Tayler.
- Taa... Jeszcze raz dzięki.
- Nie ma za co. Cała przyjemność po mojej stronie. Musisz mi tylko obiecać, że kiedyś to powtórzymy.
- Koniecznie! – odpowiedziałam, a myślach dodałam: o ile dożyję. Zapatrzyłam się jeszcze raz w czarne niebo. Gwiazdy wyglądały tak pięknie.
- Czyli... do jutra? – spytałam.
- Mhm. – mruknął Tayler, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. Odwróciłam się i ruszyłam w kierunku drzwi swojego domu. Chłopak jednak po chwili mnie dogonił i złapał za rękę. Zaskoczona spojrzałam na niego, a on, w tym samym momencie, przywarł swoimi wargami do moich. Skamieniałam. Był gorący. W sensie dosłownym. Biło od niego przyjemne ciepło. Jego pocałunek był nawet przyjemny, ale w tym samym momencie przypomniałam sobie obojętną twarz Jacka i odsunęłam od siebie chłopaka.
- Tayler... - zaczęłam, ale mi przerwał.
- Wybacz Amy. Nie mogłem się powstrzymać.
Nim zdążyłam coś odpowiedzieć, rudowłosy odwrócił się i odszedł. Ciężko westchnęłam i weszłam do domu. Nie miałam pojęcia, która jest dokładnie godzina, ale musiało być późno. Jeremy już chyba spał. Rozebrałam się z kurtki i butów, po czym cichutko weszłam po schodach do swojego pokoju. Wzięłam prysznic, przebrałam się w swoją ulubioną piżamę (białą bokserka i sportowe spodenki do kolan) i usiadłam na parapecie. Zapatrzyłam się w niebo. Było takie cudowne... Nagle zobaczyłam na nim zorzę polarną. Zdziwiłam się. Zorza? W Snowtown? Popatrzyłam jeszcze chwilę i postanowiłam pójść spać. Kiedy tylko zrobiłam krok na podłodze, zapadłam się w króliczą norę.
CZYTASZ
Serce z lodu [zawieszone - napisane od nowa w ,,It's just a dream"]
FanfictionUWAGA! To opowiadanie zostało zawieszone i napisane OD NOWA, jako ,,It's just a dream". Dziękuję za uwagę *.* 17-letnia Amy po śmierci rodziców, wraz z bratem, przeprowadza się do małego miasteczka - Snowtown. Dziewczyna, by uchronić się przed szarą...