Rozdział 24 - Ostatnie tchnienie...

3K 270 134
                                    

Księżyc oświetlał mi drogę. Biegłam ile sił, ale bardzo utrudniała mi to sukienka, którą wciąż miałam na sobie. Nie pytajcie, skąd znałam drogę. Po prostu ją znałam. Moje nogi same mnie niosły, jakbym straciła nad nimi kontrolę. Szczerze? Chwilowo nie miałam nic przeciwko temu. Pragnęłam jedynie znowu zobaczyć Jacka – całego i zdrowego. Modliłam się w duchu, żeby nikt nie ucierpiał. Rozpaczliwie błagałam Boga, czy też Księżyc - pogubiłam się - ,żebym tylko ja odniosła... obrażenia.

- Szybciej, szybciej... - mruczałam sama do siebie, jakby to mogło mi pomóc w szybszym dotarciu do celu.

Ni stąd ni zowąd znalazłam się w lesie. Blask Księżyca nie mógł się przedostać przez rozłożyste gałęzie drzew, toteż dookoła mnie panował mrok. Mimo zmęczenia, przyspieszyłam. Ostatnio (Chmm..., ciekawe dlaczego?) nie przepadałam za ciemnościami. Im dłużej biegłam, tym bardziej ściskało mi się serce. Znak, że jestem blisko celu. Naszły mnie lekkie wątpliwości. Mogłabym skończyć studia, zakochać się w jakimś śmiertelniku, założyć rodzinę, urodzić dzieci... NIE! Natychmiast odsunęłam od siebie te myśli. Kochałam Jacka Mroza. Mól los, przeznaczenie i życie są z nim splątane bardzo grubym łańcuchem, którego nie da się przeciąć.

,, Odwagi, strażniczko."

Głos najstarszego Strażnika podziałał na mnie uspokajająco. Poza tym... czego mam się bać? Ból będzie trwał tylko chwilkę. Sama śmierć na pewno jest dużo szybsza i łatwiejsza. Więc czego tak bardzo się boję?

Rozstania. – podpowiedział mój umysł.

Miał rację. Myśl, że Jack może po mnie rozpaczać zadawała mi rany prosto w serce. To nie tak miało być... Lepiej byłoby, gdyby nic do mnie nie czuł. Wtedy nie cierpiałby. Na szczęście zdążyłam wyjąć z książki list, który mu napisałam. Wtedy wszystko zrozumie. Wreszcie ujrzałam słaby blask Księżyca, który oświetlał niewielką polanę z mojego snu. Dochodziły z niej odgłosy walki.

- Nie, nie, nie...!

Przystanęłam między drzewami i zaczęłam obserwować. Piątka Strażników stała w półkolu, osłaniając się nawzajem. Dostrzegłam, że zdążyli się przebrać w swoje zwyczajne ciuchy. Dookoła nich zgromadziły się sługusy Czarnego Pana – Koszmary. Ale wyglądały inaczej. Zamiast czarnego piasku, odziane były w płomienie. Domyśliłam się, że to robota Pożara. Jakby na zawołanie, Mrok i jego ognisty przyjaciel wyłonili się z cienia. Książę Koszmarów z zadowoleniem i satysfakcją obserwował, jak moi przyjaciele odpierają atak. Pożar natomiast ukrył swą twarz pod wielkim kapturem. Tak, jak ostatnim razem. Przeniosłam swój wzrok na Strażników i zamarłam. Zębuszka leżała nieprzytomna na ziemi, z głębokim rozcięciem na czole. Z tego rozcięcia sączyła się krew.

- Och... jaki cudowny widok!

Głos Mroka przeszył powietrze jak ostrze. Aż niedobrze mi się zrobiło.

- Mam poważny dylemat... - twarz Czarnego Pana przybrała zmartwiony wyraz, gdy tymczasem oczy śmiały się szyderczo. – Zaoszczędzić Wspaniałej Piątce bólu i zakończyć ich marne żywoty teraz, czy jeszcze troszkę się zabawić? Chmm... A ty co myślisz, mój drogi?

Pożar, jakby wyrwany z transu, spojrzał na towarzysza, po czym obojętnie wzruszył ramionami.

- Mnie to nie interesuję. Ja chcę tylko zemsty.

Jego głos był nienaturalny; zniekształcony przez echo i jakąś nieokreśloną siłę. Zadrżałam lekko. Władca ognia, jakby wyczuwając mój lęk, spojrzał w stronę drzewa, zza którego się wychylałam. Nie zdążyłam dostatecznie szybko się schować. Zobaczył mnie. Stałam przyparta plecami do drzewa, próbując uspokoić oddech. On nic mi nie zrobi... gdyby chciał mojej śmierci, to pozwoliłby Mrokowi zabić mnie wcześniej. Mimo to, bałam się. Odgłosy walki wciąż trwały, ale nie słyszałam już głosów Czarnego Pana, ani Pożara. Odczekałam minutę i odważyłam się wyjrzeć zza swojej kryjówki. Zamarłam. Mrok stał na swoim miejscu, dalej przyglądając się walce, ale Pożara nie było. Zalała mnie fala ogromnego lęku. Jak się okazało – słusznego. Ktoś, od tyłu, mocno złapał mnie za ramiona i szybkim, zwinnym ruchem obrócił twarzą ku sobie. W tej chwili stałam oko w oko z władcą ognia. Mimo, iż nie widziałam jego twarzy, wydawał mi się dziwnie znajomy. Przypominał mi kogoś, kto zajmował ważne miejsce w moim sercu. Nie mogłam tylko sobie przypomnieć, kogo? Ale w tej chwili to chyba nie było ważne. Pożar mocno ściskał mnie za ramiona. Był wściekły.

Serce z lodu [zawieszone - napisane od nowa w ,,It's just a dream"]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz